Iwanow: Górnik ułożony od podstaw. Piłkarskie święto w Łęcznej
Ulubiona formułka komentatorów, że „Puchar rządzi się swoim prawami” tym razem została schowana głęboko do szuflady. I kto wie, być może pozostanie w niej do końca tego sezonu. W 1/8 finału Totolotek Pucharu Poilski nie wydarzyło się nowiem nic tak niespodziewanego, nad czym dyskutowałoby się od środy do piątku. Nawet wyeliminowanie „esktraklasowego” ŁKS-u przez pierwszoligowe GKS Tychy trudno uznać za takowe.
Łódzki beniaminek Ekstraklasy ma w tej chwili inne ważniejsze sprawy na głowie i wiosną może zamienić się miejscami z drużyną z Górnego Śląska. Dlatego najwięcej emocji wzbudziła pomeczowa wypowiedź Tymoteusza Puchacza, po występie Lecha w… Boguchwale. Gdzie „Kolejorza” chciała zatrzymać nie tylko nawierzchnia, a przede wszystkim Stal Stalowa Wola.
W najlepszej ósemce mamy więc większość najmocniejszych polskich klubów, z wyjątkiem tych, które – jak wcześniej Jagiellonia – trafiały na zespoły z Ekstraklasy – lub – tak jak Śląsk Wrocław czy Pogoń Szczecin – uznały, że wypróbują zawodników drugiego plany, by sprawdzić, czy zasługują na pierwszy skład. I dowiedziały się, że jeszcze nie, oddając miejsce w następnej rundzie Widzewowi czy Stali Mielec.
Na szczególną uwagę po raz kolejny zasługuje postawa Legii Warszawa. Trener Aleksandar Vuković, mimo, że jego piłkarze mają w tym sezonie najwięcej w nogach, znów potraktował puchar z należytą godnością. Podobnie jak miesiąc temu w Łodzi tak i w Łęcznej, też na spotkanie z drugoligowcem, desygnował najmocniejszy skład. Z szacunku do rywala i rozgrywek.
Mimo mrozu przyciągnął na stadion sporą grupę kibiców i choć można było myśleć, że na Lubelszczyźnie w jakimś sensie popsuł czekające górniczą brać następnego dnia święto, to wcale w Łęcznej tak tego nie odebrano. Legia przyjechała tu jak po swoje, zabrała rywalowi piłkę – czyli jak to się mówi w żargonie piłkarskim „sprzęt” – i pewnie wygrała.
Gospodarze nie załamywali jednak rąk i docenili postawę przeciwnika. Wiedzą, jak dużo jeszcze sportowo brakuje im do czasów, gdy w Ekstraklasie potrafili stwarzać niespodzianki, o czym przekonywała się także stołeczna ekipa. Patrząc jednak na to, co dzieje się w tym klubie, można być spokojnym. Prędzej czy później będzie przyjeżdżać tu mocniejszy zestaw drużyn niż Górnik Polkowice czy Błękitni Stargard.
Górnik otoczył się ludźmi znającymi się na piłce. Prezesem jest były znany sędzia, pochodzący z tego regionu Piotr Sadczuk. Wiemy, jak świetnie radzi sobie w tej roli Sławomir Stempniewski w Radomiu, który kilka miesięcy temu opuścił 2.Ligę i z powodzeniem gra już na zapleczu Ekstraklasy.
NA ZDJĘCIU OD LEWEJ: GRZEGORZ BRONOWICKI, PIOTR SADCZUK, BOŻYDAR IWANOW
Stery Sadczukowi oddał pełniący wcześniej tę rolę Veljko Nikitović, legenda GKS-u, dziś zajmujący się pionem sportowym i jest to człowiek na właściwym miejscu. Wraz ze skautem Grzegorzem Bronowickim, który nie przepada za tym, że ciągle mówi się o nim „człowiek, który zatrzymał Cristiano Ronaldo”, odpowiadają za dobór zawodników. A Veljko stoi także za zatrudnieniem Kamila Kieresia. Wcześniejsze pomysły na powierzenie zespołu niedoświadczonemu Sławomirowi Nazarukowi, czy byłemu selekcjonerowi Franciszkowi Smudzie okazały się niewypałami, które wpłynęły na fakt, że ciągu trzech lat Górnik zaliczył aż dwie degradacje.
Dziś można poważnie myśleć o promocji wyżej. I to nie tylko dlatego, że Kiereś zaliczał awanse z Bełchatowem (do Ekstraklasy) czy Tychami (do 2.ligi). Każdy z piłkarzy podniósł swoje umiejętności. To tytan pracy. Często pierwszy zapala światło i ostatni je gasi w budynku klubowym. Chyba, że wcześniej do opuszczenia go zmuszą go sprzątaczki.
Klub cały czas żyje dzięki spółce „Lubelski Węgiel Bogdanka S.A.” i to zrozumiałe, że w zarządzie muszą być ludzie związani ze sponsorującą instytucją. Z ich sportową wiedzą bywało wcześniej różnie, ale siedząc przy herbacie w sali konferencyjnej zbierając informacje przed meczem w towarzystwie Sadczuka, dyrektora sportowego czy skautów wraz z komentującym wraz ze mną to spotkanie Andrzejem Niedzielanem przecieraliśmy oczy – i uszy - ze zdumienia.
Wiedza na temat taktyki i poszczególnych zawodników wiceprezesa Sebastiana Buczaka reprezentującego właśnie holding była godna podziwu. I o to chodzi, by wszyscy zajmujący się Górnikiem wiedzieli, o co w tej „zabawie” chodzi. Na razie w Łęcznej cieszą się ze złotego certyfikatu PZPN dla tutejszej Akademii, dwóch z rzędu mistrzostw Polski drużyny kobiet i drugiego miejsca w tabeli 2.ligi.
Ale pełnię szczęścia da awans na zaplecze Ekstraklasy. A potem? Kto wie. Nikt jednak nie snuje tu – jeszcze - tak odważnych planów. Zrobiono pierwszy dobry krok. Wszystko solidnie ułożone jest od podstaw. A jak wiadomo bez fundamentu nie zbuduje się żadnego domu. Także tego, w którym chce grać się dobrą piłkę.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze