Kowalewski w Olsztynie to dowód, że I liga może być zdrowsza niż Ekstraklasa
Wojciech Kowalewski został prezesem Stomilu Olsztyn. Były reprezentant Polski nic jeszcze nie zdążył zrobić w swoim nowym miejscu pracy, ale zewsząd słychać głosy, że to kapitalny ruch większościowego udziałowca klubu Michała Brańskiego. I nie ma się czemu dziwić. To kolejny dowód na to, że pierwsza liga często bywa zdrowsza niż Ekstraklasa.
Bo o to właśnie chodzi, aby polską piłkę klubową próbowali dźwigać ludzie, którzy się na niej znają, są niezależni finansowo, zawodowo i intelektualnie do tego przygotowani. Zwłaszcza w ostatnim czasie zżymamy się na zarządzających klubowym futbolem, o których można generalnie powiedzieć bardzo wiele, ale nie to, że mają jakąś klarowną wizję.
Mocno upraszczając i wyłączając kilka chlubnych przypadków, można uznać, że chodzi im raczej o utrzymywanie się na powierzchni, konsumowanie pieniędzy z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych i takie lawirowanie, aby jak najdrożej i jak najszybciej zawodników sprzedać oraz jak najtaniej wypełnić po nich luki. Nie twierdzę, że to sztuka łatwa.
Jedni wykonują ją lepiej, inni gorzej, ale sama w sobie nie prowadzi do niczego. Generalnie jest to zjadanie własnego ogona, a realnym wymiarem prowadzenia działalności w tym stylu, są osiągnięcia na arenie międzynarodowej oraz ranking UEFA (polska Ekstraklasa spadła właśnie na 32 miejsce w Europie).
Tylko wymiana kadr zarządzających i inny sposób spojrzenia na futbol, może odwrócić tendencję. Śmiem twierdzić, że Kowalewski w Stomilu jest tego przejawem. Tego właśnie dotąd brakowało. Czerpania z potencjału byłych najlepszych zawodników, którzy potrafili doskonale radzić sobie po zakończeniu kariery, ale nie byli wykorzystywani w polskiej piłce.
Wystarczy rzucić okiem na jakąkolwiek transmisję z meczów ligi holenderskiej. Te wszystkie wielkie nazwiska tamtejszych piłkarzy wciąż są w grze. Prezesi, dyrektorzy sportowi, wykonawczy, trenerzy, asystenci, szefowie prestiżowych akademii czy szkół trenerskich. Oni nie znikają, wciąż się rozwijają na różnych polach, a miejscowy futbol korzysta z ich rutyny, znajomości tematu, rozpoznawalności. U nas na świeczniku pozostają wyjątki.
Kowalewski przez lata gry w reprezentacji, takich klubach jak Legia, Spartak Moskwa, Szachtar Donieck, pracy jako asystent trenera w Legii, reprezentacji młodzieżowej Jacka Magiery czy zajmowania się futbolem dla najmłodszych w swoich Suwałkach, poznał nasz futbol z każdej strony, do tego radzi sobie w biznesie. Ma ogromny zapał i zawsze uchodził za jednego z najbardziej inteligentnych, zrównoważonych graczy z ciekawym spojrzeniem na piłkę nożną i generalnie na życie.
Powinien sobie w Olsztynie poradzić. Mówiąc poradzić, mam na myśli potężny skok jakościowy klubu w ciągu kilku lat, a nie tkwienie w obecnym stanie i zadowolenie, że udało się powiązać koniec z końcem. W blisko dwustutysięcznej stolicy Warmii jest zapotrzebowanie na dobry futbol (wcale nie twierdzę, że natychmiast ekstraklasowy).
Na razie po rundzie jesiennej Stomil zajmuje 11 miejsce w lidze, z pięcioma punktami straty do strefy barażowej, w której walczy się o awans. O tym, że klub chce działać niestandardowo w polskich warunkach świadczył choćby fakt, że nie zwolniono trenera Zajączkowskiego mimo tego, że drużyna nie wygrała ośmiu kolejnych meczów. Szkoleniowiec dostał szansę na przełamanie i drużyna się przełamała. Frekwencja na meczach wzrasta, przychodzi nowy prezes, zimą będą rozsądne transfery…
Władze miasta powinny brać się czym prędzej za budowę stadionu (ten obecny może pełnić jedynie rolę skansenu). Czuć wyraźnie, że z tej mąki w Olsztynie może być chleb.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze