Kowalski: Świerczewski w klatce, czyli pochwała duszy sportowca
Piotr Świerczewski wszedł do klatki i wygrał swoją pierwszą walkę MMA. 70-krotny reprezentant Polski w piłce nożnej stoczył naprawdę ciekawą trzyrundową walkę, w której były zwroty akcji i emocje.
Nie znam się na sportach walki, spoglądając na wcześniejsze osiągnięcia rywala, nie był on raczej gigantem, a starcie technicznie pewnie nie stało na światowym poziomie, ale... mnie się podobało. Żadnego udawania, grania alibi, śmiesznych gestów pod publiczkę, jakiegoś wyjątkowego nadęcia. Ot, wyszło dwóch zawodników, wcześniej słynących z działalności na zupełnie innych polach (rywal piłkarza to specjalista od tuningowania samochodów) i zafundowało widzom trochę rozrywki w czystej postaci.
Czytam niektóre komentarze i słucham opinii: „Piotrek się wygłupia”, „pewnie mu kasy brakuje”, albo: „chce znów medialnie zaistnieć”. Pytam się jednak, co w tym złego, że 47-letni były piłkarz wciąż chce sprawdzać się w sporcie? Bo to jednak był sport, widać było ten wysiłek, sprawność, przygotowanie fizyczne, atletyczną sylwetkę Świerczewskiego, którą wypracowywał miesiącami, czy wreszcie taktykę. Nie wspominając o ambicji, którą Piotr zawsze miał aż przesadnie rozbudowaną. Sam fakt, że mu się chciało jeszcze raz wciąć za siebie, przygotować i podjąć ryzyko dobrze o nim świadczy i jest doskonałym przykładem dla innych. Nie tylko byłych sportowców, ale także ogólnie rówieśników Piotra, ludziom którym się wydaje, że sport jest tylko dla młodzieży.
Pamiętam jak przez lata kariery, także tej na najwyższym poziomie w Olympique Marsylia czy reprezentacji, „Świr” niespecjalnie interesował się futbolem. Bardzo go to wśród kolegów wyróżniało. Mam tu na myśli detaliczną znajomość futbolu, nazwisk, kto gdzie gra, na jakiej pozycji, jakie ma osiągnięcia, które miejsce w tabeli zajmuje rywal. Ważniejsza była sama gra, jak pokombinować, strzelić, zastawić się, popracować łokciem, albo nie dać się stłamsić rywalowi. Wolał skupiać się na zagadnieniach czysto sportowych, bo to jest urodzony sportowiec. Tę jego sportową duszę widać do dziś. A, że nie robi tego tylko na własny użytek, truchtając gdzieś po lesie, ale dał się zaprząc komercyjnie? Nie ma się co na to obrażać. Wręcz przeciwnie. Przy okazji wszyscy mamy tego trochę radochy.
Nigdzie nie jest przecie zapisane, że były piłkarz musi spełniać się po zakończeniu kariery jako menedżer handlujący zawodnikami, trener, albo jak sam Piotr zauważył zaraz po walce, wrzucając kamyczek do swojego środowiska i w jakiś sposób zwracając uwagę na jeden z największych problemów, z którymi boryka się wielu byłych sportowców: ślęczeć w kasynie.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze