Piętak: Do tej pory trudno mi uwierzyć w śmierć Kukuczki
- Podczas wyprawy na Lhotse bardzo trudno było mi uwierzyć w śmierć Jurka Kukuczki. Tak naprawdę, to trochę nie wierzę do tej pory. Mimo, że minęło 30 lat. (...) Powinniśmy kultywować pamięć o Jurku Kukuczce. Zrobił wiele i należy mu się ogromny szacunek - powiedziała Elżbieta Piętak, dyrektor Realizacji Telewizji Polsat, a także uczestniczka ostatniej - jak się niestety okazało - wyprawy Jerzego Kukuczki na południową ścianę Lhotse w 1989 roku.
Michał Bugno: Kim w pani życiu był Jerzy Kukuczka?
Elżbieta Piętak: Jurek był moim bardzo dobrym kolegą. Był osobą, która dawała mi poczucie, że wspinanie to bardzo ważny sport. Był faktycznym guru, jeżeli chodzi o kwestie wspinaczkowe, ale też kwestie życiowe. Był ogromnym autorytetem, a przyglądając się, jak po 30 latach od jego śmierci wygląda świat, muszę powiedzieć, że był przy tym wyjątkowo skromnym człowiekiem. Sam chyba nie do końca doceniał swoje osiągnięcia. Kilka razy byłam świadkiem, jak przyjmowany w różnych miejsach był Jurek Kukuczka. I nie chodzi tu tylko i wyłącznie o kwestie wspinaczkowe. W swoim środowisku był bardzo znany, szanowany i ceniony, ale naprawdę bardzo rozsławiał imię Polski.
W książce "Lhotse '89. Ostatnia wyprawa Jerzego Kukuczki" opisuje pani swoją znajomość z Jerzym Kukuczką. Nazywa go pani "Kukusiem", ale i "Dyrektorem". Wyłania się wizerunek człowieka, który potrafił być poważny, bywał wesoły, a zdarzyła się wam również jedna kłótnia. Jak wyglądały Wasze relacje?
Jak się siedzi w bazie 2-3 miesiące i ma ograniczony zakres poruszania się, to emocje mogą się pojawić. Czasem zdarza się gorszy dzień. Natomiast zarówno przed wyprawą, jak i w trakcie wyprawy nasze relacje były bardzo dobre. Wspólnie pisaliśmy artykuły do gazet, które ja wysyłałam do Polski. Kręciliśmy też dużo materiałów. Raz zdarzyło się jednak, że Jurek wrócił ze ściany i ponaglał nas "kręćcie coś, kręćcie coś". Wtedy powiedziałam mu "Ty chłopie rób swoje, a my będziemy robić swoje". To była ta sytuacja z kłótnią. Natomiast Jurek był ciepłym człowiekiem. Umiał rozbawić towarzystwo, ale był też "dyrektorem", a dyrektora się słucha. Można robić różne miny, ale ostatnie słowo zawsze należy do kierownika wyprawy.
Trudno było uwierzyć w to, co się stało 24 października 1989 roku, kiedy dzień później - po ponad dobie nerwowego oczekiwania - dotarła do was tragiczna informacja, że Jerzy Kukuczka, który jeszcze kilka dni wcześniej był z wami w bazie, spadł w przepaść i nie żyje?
Bardzo trudno. Tak naprawdę, to trochę nie wierzę do tej pory. Mimo, że minęło 30 lat. To był świetny wspinacz, a przede wszystkim rozsądna osoba. To twarde stąpanie po ziemi wielokrotnie powodowało, że wycofywał się i nie wchodził na szczyt. Na ścianie Lhotse Jurek i Ryszard byli prawie pewni, że wejdą. Pogoda była dobra, a do szczytu zostało niewiele. Rozmawiałam z nim dwa dni wcześniej. To była nasza ostatnia rozmowa. Potem rozmawiał z nim Ryszard Warecki. Jurek bardzo kaszlał, ale na takich wysokościach tak się zdarza. Wiał straszny wiatr. Jurek mówił, że wieje, jakby przejeżdżał pociąg. Był jednak zadowolony i mówił, że następnego dnia idą na szczyt. Wieczorem około godz. 21:00 połączył się z nami radiowo. Byliśmy zadowoleni, że go słyszymy. Myślę, że był spokojny i przekonany, że dadzą radę.
W książce wspomina pani, że w nocy z 24 na 25 października Jerzy Kukuczka pojawił się pani we śnie. I że było to tak silne doświadczenie, że była pani wręcz przekonana, że dzieje się to naprawdę. Jak dziś pani to wspomina?
Do mnie to czasem wraca i przypominają mi się szczegóły. Kiedyś Krzysztof Wielicki opowiadał mi, że na dużej wysokości wydawało mu się, że ktoś z nim jest i z nim rozmawia. Nie jestem więc jedyną osobą, której coś takiego się przytrafiło. To wprawdzie nie było na tak dużej wysokości, ale moja psychika była razem z nimi. Dziś wiemy, że wydawało mi się, że on wszedł do namiotu. Dopiero później dotarła do mnie świadomość, że nie mogło go tam być, bo przecież jest wysoko w górze. Do końca nie byłam jednak tego pewna. Poszłam do sąsiedniego namiotu Rysia Wareckiego i opowiedziałam mu tę sytuację. Ryszard odpowiedział mi tylko tyle, że też nie może spać. Napiliśmy sie herbaty. Byłam mu bardzo wdzięczna, że mogę posiedzieć u niego i poczekać, trzymając bardzo mocno kciuki, żeby weszli.
Na pamiątkę po Jerzym Kukuczce zabrała pani z tej wyprawy jego kijek?
Tak. Strasznie to wszystko przeżyłam. Mam go do dzisiaj. To najcenniejsza pamiątka. Kijek Jurka traktuję jako relikwię.
Co pani czuje, jak najwybitniejsi polscy sportowcy przez kilkadziesiąt sekund oklaskują Jerzego Kukuczkę, jak miało to miejsce podczas niedawnej Gali Mistrzów Sportu?
Wielką radość. Chcę powiedzieć: tak trzymać! Powinniśmy kultywować pamięć o Jurku Kukuczce. Zrobił tak wiele i należy mu się ogromny szacunek. To fantastyczne, że grono wybitnych sportowców, którzy byli obecni na Gali Mistrzów Sportu, uczciło w taki sposób Jerzego Kukuczkę. Serce rośnie!
Cała rozmowa w załączonym materiale wideo.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze