Bednaruk: Nawrocki powinien zostać. W meczu z Turcją zrobił wszystko, co do niego należało
Jakub Bednaruk – trener grającego w Plus Lidze MKS-u Będzin jest pod wrażeniem pracy, jaką wykonał z reprezentacją Polski siatkarek jej selekcjoner Jacek Nawrocki. – Gdyby to był trener z zagranicy, to po tym sezonie wszyscy nosiliby go na rękach. Kadra idzie w dobrym kierunku i będzie tylko lepsza – uważa szkoleniowiec, który prowadził m.in. męską reprezentację w zastępstwie Vitala Heynena.
Robert Małolepszy: Co dalej z naszą żeńską kadrą?
Jakub Bednaruk: Moim zdaniem może być tylko lepiej. Zresztą denerwują mnie te wszystkie negatywne komentarze po meczu z Turcją. Oczywiście my trenerzy, czy zawodnicy, podlegamy ocenie, można i należy nas krytykować, ale uważam, że zarówno w stosunku do dziewczyn, a już tym bardziej Jacka Nawrockiego za dużo było tej krytyki. Jacek obrywa zupełnie niesłusznie.
Po meczu z Turjcą na Twitterze napisał Pan o nim – Pan Trener...
Bo uważam, że Jacek wykonał kawał roboty z tą kadrą. Jesteśmy w zupełnie innym miejscu niż jeszcze rok, czy dwa lata temu. Gdyby inny, zwłaszcza zagraniczny trener, zrobił czwarte miejsce na mistrzostwach Europy, awansował do finału Ligi Narodów i odpadł w ten sposób z walki o igrzyska, byłby noszony na rękach.
Nikt nie neguje, że ta kadra ma potencjał, że pokazała go w tym sezonie, a igrzyska była na wyciągnięcie ręki. Pytanie jest tylko, czy z innym trenerem nie zaczniemy szybciej gonić świata?
Uważam, że Jacek radzi sobie bardzo dobrze. Ma pomysł na tę kadrę. Odmłodził ją, przecież teraz to tam chyba nie ma zawodniczki, która ma więcej niż 30 lat. Poradził sobie też z kryzysem, który w takiej grupie, która jest już ze sobą kilka lat, zawsze może się zdarzyć. W Apeldoorn nie było widać jakichkolwiek problemów między nim, a zawodniczkami. Znam Jacka bardzo dobrze, kilka razy mocno mi pomógł, to jest naprawdę dobry człowiek.
Nie irytowało Pana, że w meczu z Turczynkami trener praktycznie nie robił zmian? Nie brakuje opinii, że właśnie wtedy zawiódł najbardziej, że nie udźwignął ciężaru?
Ale kiedy miał te zmiany robić? Przy stanie 22:21, albo później. To był taki mecz, w którym to liderki miały wziąć odpowiedzialność za wynik. Tak właśnie jest w siatkówce. Zresztą mieliśmy siedem piłek meczowych. Jeśli trener doprowadza do sytuacji, że w czwartym secie mamy pięć okazji do skończenia meczu na 3:1, to co jeszcze może zrobić? Wyjść na boisko i zaatakować?
To dlaczego przegraliśmy? Kto zawiódł, kto dokonał złych wyborów?
Moim zdaniem to był taki mecz, taki poziom emocji, że w 99% podobnych sytuacji, inni zawodnicy, inni rozgrywający zrobili by to samo. Joanna Wołosz pchała piłki do Malwiny Smarzek i to jest normalne. Przeczytajcie sobie książkę Pawła Zagumnego i kogo szukał na boisku w finale mistrzostw świata w tej najważniejszej, ostatniej akcji? Wlazłego. Bo w takim momencie niemal zawsze szuka się lidera. Zresztą Malwina też przecież nie strzelała po autach, raczej była podbijana. Wystarczyło, by raz zaatakowała ciut inaczej, ułożyła rękę centymetr, czy dwa inaczej i byłoby po meczu. Jak wtedy byśmy to spotkanie ocenili, jak ocenilibyśmy trenera, zawodniczki?
Trener Guidetti…
Tak to wielki szkoleniowiec. Ale jaki on miał wpływ na to, że jego zespół obronił pięć meczboli? Żaden. Jeden by wpadł i nikt by o nim nie mówił. I jeszcze jedno a propos zmian, czy raczej ich braku ze strony Jacka – a kiedy, jak nie w takim meczu on powinien okazać zaufanie swoim liderkom? Kiedy one, wciąż bardzo młode zawodniczki, mają udźwignąć taki ciężar. To będzie procentować.
To na co stać tę drużynę?
A czego my od tej drużyny oczekujemy? Też wszyscy powinniśmy się nad tym zastanowić, by potem realnie podchodzić do jej wyników. Czy to jest zespół, który może, tak jak mężczyźni, dwa razy z rzędu zdobyć mistrzostwo świata? Nie mam pojęcia. Ale czy może w każdej kolejnej imprezie bić się o półfinały i finały – może.
Gdzie są nasze największe atuty, a gdzie braki?
Dziewczyny mogą być lepsze w każdym elemencie. Wszystkie, poza Joanną Wołosz, dopiero dojrzewają jako siatkarki. Joanna już weszła w ten najlepszy okres, ale może na nim pozostać przez kilka lat. Przed następnymi igrzyskami możemy mieć naprawdę bardzo fajny zespół.
Braki?
Na pewno najbardziej, przynajmniej mnie, doskwiera brak skuteczności ataku środkowych po dobrym przyjęciu.
Kto będzie liderką – Stysiak, czy Smarzek?
A dlaczego nie obie. Magda Stysiak ma gigantyczny potencjał, ale właśnie w tym układzie, jaki stworzył Jacek, czyli z Natalią Mędrzyk u boku, która odciąża Magdę z przyjęcia.
Zatem czekamy na ten rozwój, a tymczasem już zaczynamy żyć startem olimpijskim mężczyzn. Wszystko w planie Vitala Heynena pt. „Jedziemy do Tokio po medal" idzie jak należy?
Odpukać tak. Wszyscy zawodnicy są zdrowi i w formie. Ba niektórzy wręcz w rewelacyjnej i wciąż się rozwijają.
Kogo ma Pan na myśli?
Choćby Bartka Kwolka. Moim zdaniem to obecnie najlepszy przyjmujący w Plus Lidze. Olek Śliwka też gra rewelacyjnie – niezwykle stabilnie. Bartek Bednorz stał się autentyczną gwiazdą ligi włoskiej – bez dwóch zdań najlepszych i najsilniejszych obecnie rozgrywek na świecie.
Ale czy Bednorz i Heynen się dogadają?
Na pewno! Bednorz deklaruje, że chce grać w kadrze. Heynen, że chce mieć Bartka w zespole, który będzie się przygotowywał do igrzysk.
Ale w sezonie 2019 Heynen powołał Bednorza. Potem w Chicago, podczas turnieju finałowego Ligi Narodów, gdzie zastępował Pan przez chwilę Vitala, przyjmujący Modeny był jednym z najsilniejszych punktów kadry, a na mistrzostwa Europy i kwalifikacje olimpijskie nie pojechał.
Vital podjął taką decyzję i cały czas jest wygrany. Bo zawsze dziś może powiedzieć, że zmobilizował Bartka do jeszcze cięższej pracy. Kadra tylko na tym wygra. No bo jeśli gwiazda ligi włoskiej musi walczyć o miejsce w 12-tce na igrzyska, to pokazuje, jaką mamy siłę.
Nie martwi Pana, że Bartek Kurek gra w przeciętnej Monzy, często wynik drużyny zależy niemal wyłącznie od niego?
Jeśli czymś się martwię, to tylko zdrowiem Bartka. Ale nie dlatego, że jest poddawany jakimś wielkim obciążeniom. 50 czy nawet 60 ataków w meczu to jest często norma dla zawodnika na jego pozycji. Atakujący jest od tego by atakował. Jakby grał np. w lidze koreańskiej i musiał atakować po 120 razy, to byłby problem. A martwię się, bo to był jednak uraz kręgosłupa. Tylko tyle i aż tyle.
To przeskoczymy na koniec do Plus Ligi. Co można powiedzieć o tym sezonie na jego półmetku?
Że to najsilniejsza Plus Liga w historii. Może nie ma w niej aż tak wielu spektakularnych gwiazd – te grają w ligach bogatszych, ale poziom zespołów, wyrównanie rywalizacji, sprawia, że to są najlepsze rozgrywki od lat, może nawet od kiedy istnieje Plus Liga.
Kto będzie mistrzem Polski?
Stawiam, że w finale zmierzą się ZAKSA i VERVA. Grają najrówniej. Zwłaszcza ZAKSA. Jedzie jak walec, nie ma wpadek. Jest niesamowicie skuteczna. Chyba najskuteczniejsza w lidze po dobrym przyjęciu. Strasznie ciężko coś obronić, zablokować, wyprowadzić kontrę.
A Pana MKS Będzin właśnie przyjmuje mistrzów Polski (transmisja w sobotę od 17.30 w Polsacie Sport - przyp.red). Jakiś pomysł na ich zatrzymanie?
Od kiedy pracuję w Plus Lidze, czyli od ośmiu lat, jeszcze mi się z Kędzierzynem nie udało wygrać. Raz chyba miałem tiebreaka. Na odprawie zawodnikom powiedziałem, że idziemy zagrywką na maksa. Bijemy po liniach i po taśmie. Jak zaserwujemy 30 asów, to wygramy. I tej wersji się trzymam.
MKS Będzin walczy…
Wiadomo, o utrzymanie. Ale wierzę, że ta druga część sezonu będzie dla nas lepsza.
Przejdź na Polsatsport.pl