Menedżer Kownackiego: Walka o pas? Nie na 100, a na 1000 procent!
Zgadzam się na wywiad pod jednym warunkiem - jeśli nie będzie żadnych wątpliwości, że to nie ja jestem ważny, tylko pięściarze, których reprezentuję - mówi wybrany właśnie menedżerem roku w prestiżowym głosowaniu Boxing Writers of America (Stowarzyszenie Dziennikarzy Pięściarskich USA) Keith Connolly. Dotrzymuję słowa - Connolly, który reprezentuje także Adama Kownackiego, opowiada m.in. o przyjaźni z Babyface, jego pewnej "na 1000%" walce o tytuł, wprowadza nas za kulisy swojej pracy.
Przemysław Garczarczyk: Zacznijmy od gratulacji - właśnie zostałeś wybrany menedżerem roku w głosowaniu kolegów z Boxing Writers of America...
Keith Connolly: Dziękuję, choć na pewno nie dlatego zabrałem się za bycie managerem.
To jak to się zaczęło?
KC: Zasługa mojego ojca - to na pewno. Od połowy lat osiemdziesiątych oglądałem Leonarda z Duranem, z Benitezem, ale mój tata zawsze chciał bym poznał historię tego sportu. Rozkładaliśmy w domu stary projektor, oglądaliśmy wspólnie czarno-białe walki z lat 50 i 60. Nigdy nie myślałem, nigdy nie planowałem, że będę w tym zawodzie. Po prostu się przydarzyło. Spotkałem Danny Jacobsa, kiedy był jeszcze nastolatkiem, zaczęliśmy wspólnie pracować, kiedy był amatorem. Po przejściu na zawodowstwo, poprosił mnie o pomoc. Wtedy nie myślałem zupełnie o tym, że to praca, która mnie w całości pochłonie. Przez lata pięściarzy, którzy szukali mojej pomocy przybywało, ale dopiero w ostatnich 2-3 latach znalazłem w sobie motywację, by podpisać kontrakty jeszcze z kilkoma zawodnikami, poświęcić się byciu managerem.
Z mojej perspektywy: boks niesamowicie się przez te ostatnie piętnaście lat zmienił. Nie pracujesz tylko z przypisanymi do konkretnych stacji i promotorów (jak to kiedyś bywało) pięściarzami. Rola promotora zmalała?
KC: Nie jestem o tym przekonany - jest na pewno inna. Żeby zmaksymalizować swój talent, musisz mieć dobrego managera i dobrego promotora. Promotor musi mieć pełne kieszenie, organizować wielkie walki, żeby był w stanie zapłacić ci tyle na ile zasługujesz. Rola dobrego managera to wynegocjowanie dla swojego klienta - nie dla siebie! - wszystkiego, co promotor jest w stanie zapłacić. Obaj są bardzo ważni dla kariery zawodnika. Odpowiadając bezpośrednio na pytanie: fakt, że istnieje teraz tyle opcji dla pięściarza, przedstawiciele stacji telewizyjnych czy streamingowych rywalizujący o zawodnika powodują, że to złota era dla tych najlepszych. I z tego samego powodu także dla managerów. Nie ma monopolu - pięściarze zarabiają więcej niż kiedykolwiek.
Kiedy zapytałem się Adama Kownackiego, dlaczego podpisał z tobą kontrakt, bez wahania odparł: "Bo Keith to porządny człowiek. Naprawdę dba o swoich pięściarzy, a nie tylko udaje, że tak jest. I nie kłamie". Brutalna prawda jest taka, że kombinacja słów "boks, manager, nie kłamie, porządny człowiek, dba o ciebie"... brzmi jak dowcip.
KC: (śmiech)...pewnie tak! U mnie wszystko zaczęło się od rodziców - mamy i taty, którzy wpoili we mnie reguły, których nie można łamać. Dodaj do tego miłość do boksu wpojoną przez ojca. Kiedy spotykasz pięściarzy, często natychmiast wiesz, że nie mają wokół siebie nikogo, kto o nich naprawdę dba, widzisz jak są wykorzystywani. Staram się poświęcać im wiele czasu. Czasami moje zaangażowanie wykracza poza barierę tylko spotkań z klientem, którego interesy reprezentuję. Robi się związek emocjonalny, niektórzy stają się moimi przyjaciółmi. Tym bardziej walczę o to, by płacono im tyle, na ile zasługują. W wielu przypadkach tak niestety, nie jest. Nie mówię, że jestem jedynym, który to potrafi, nie interesuję się tym, co robią koledzy po fachu. Wiem, że jeśli jestem zadowolony z mojej pracy, taki sam jest zawodnik, to zrobiłem dobrą robotę.
Pierwsze wrażenie ze spotkania z Adamem?
KC: Że to naprawdę dobry człowiek. Nigdy nie słyszałem o nim złego słowa. Od nikogo. Nie był primadonną, kim to ja nie jestem. Zawsze byłem przekonany, że w tym sporcie nie ma nikogo z większym sercem i determinacją i że Adam ma jedną z najtwardszych szczęk w tym biznesie. To plus talent i zawziętość pomaga mu wygrywać większość walk. Od razu przypadliśmy sobie do gustu, teraz spotykamy się przynajmniej dwa razy w tygodniu na kawie, gadamy przez godzinę lub więcej. Przyznaję się - Adam, ponownie jak Danny, to przyjaciele. Nie z każdym mam taki kontakt jak z nimi, ale każdemu poświęcam ile tylko czasu mogę.
Ostatnie kilka walk Adama kończy się zwycięstwami…
KC:... i czekaniem na walkę o tytuł mistrza świata. Wiem o tym. Ale chcę wszystkich fanów uspokoić - mamy plan. Gdyby Tyson Fury nie podpisał kontraktu na drugą walkę z Deontay’em Wilderem to już teraz, 22 lutego w Las Vegas Adam Kownacki biłby się o tytuł mistrza świata WBC. To fakt. Podobnie jak jest faktem, że w przypadku efektownego nokautu, zwycięstwa Wildera przez KO i możliwej decyzji Tysona stoczenia walki przygotowawczej przed trzecim pojedynkiem, rywalem Deontay’a latem lub wiosną będzie Adam. 100 procent, nie - tysiąc. Dlatego wygrana z Heleniusem jest koniecznością.
To scenariusz zakładający, że Wilder pozostaje championem.
KC: Oczywiście jest opcja numer 2: Top Rank Boba Aruma, czy Eddie Hearn i jego Matchroom Boxing - z każdym z nich mam bardzo dobre, długie kontakty i każdy z nich jest zainteresowany pokazaniem Adama. Uprzedzam pytanie: Al Haymon z którym razem pracujemy nie zablokuje Adama, gdyby miał walczyć o pas z kimś innym niż Wilder czy nawet stoczyć jedną czy dwie walki na stacji innej niż te współpracujące z Premier Boxing Champions. Mamy takie porozumienie: Al nigdy nie stanie na drodze Kownackiego mogącego zdobyć tytuł. Gdzie, na jakiej stacji, u kogo - to naprawdę nie ma znaczenia.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze