Kowalski: Żurkowski zesłany do drugiej ligi włoskiej to porażka polskiej piłki
Wielu polskich piłkarzy zmieniło zimą kluby. Najbardziej spektakularny był transfer Krzysztofa Piątka z Milanu do Herthy Berlin. Najbardziej spektakularny zjazd notuje natomiast Szymon Żurkowski, który z Fiorentiny został wypożyczony do 13. drużyny drugiej ligi włoskiej - Empoli.
Zwolennicy piłkarskiej poprawności politycznej, patrzący na wszystko przez różowe okulary, podkreślają, że na aklimatyzację potrzeba czasu, albo żeby dokonać kroku w przód, to najpierw warto zrobić krok w tył, okrzepnąć itp. Robi się różne inne słowne wygibasy, aby usprawiedliwić sytuację. Prawda jest jednak taka, że 10 minut gry Polaka w ciągu pół roku we włoskim klubie i odesłanie na wypożyczenie, to klęska. Jego samego, ale i przede wszystkim otoczenia zawodnika, które pomogło w wyborze takiego, a nie innego klubu. Nie tak to miało wyglądać.
Żurkowski już jako 20-latek był bardzo poważnie przymierzany do wyjazdu na mundial w Rosji i znalazł się nawet w szerokiej kadrze Adama Nawałki. Ostatecznie na mistrzostwa świata nie pojechał, ale świetnie grał w drużynie młodzieżowej Czesława Michniewicza, która wywalczyła awans na włoskie Euro.
W sensacyjnie wygranym meczu z Belgią Żurkowski strzelił gola i miał asystę, w ostatnim z Hiszpanią założył nawet opaskę kapitańską. Media porównywały jego sposób gry do Waldemara Matysika, który był najbardziej harującym pomocnikiem drużyny Antoniego Piechniczka, zdobywającej na mundialu w Hiszpanii brązowy medal. Ogromna wydolność, umiejętność biegania przez cały mecz od szesnastki do szesnastki, gry w destrukcji (spora liczba przechwytów), ale także kreatywności oraz strzałów z większej odległości pozwalały nam widzieć w nim zawodnika, który już niebawem obok Grzegorza Krychowiaka będzie robił za płuca pierwszej reprezentacji.
Dlatego to, co stało się z Żurkowskim we Włoszech (nie grał nie dlatego, że trapiły go kontuzje, ale zwyczajnie nie miał szans na wygranie rywalizacji z lokalnym graczami pokroju Marco Benassiego czy Gaetano Castroviollego) jest tak wielkim rozczarowaniem.
„Odbił się od włoskiej piłki” – wskazują internetowi mądrale. Pewnie, że się odbił, ale w moim odczuciu wcale nie musiał. Ewidentnie wybór Fiorentiny był nietrafiony. Eksperci od razu podkreślali, że akurat w tym klubie środkowych pomocników z bajeczną techniką i zdolnościami do gry kombinacyjnej, zaawansowanej taktycznie (a to akurat nie jest atutem Polaka), nie brakuje. Należało szukać miejsca, które byłoby dla gracza o takich właśnie predyspozycjach, jakie prezentuje Szymon, bardziej przyjazne.
Znakomitym przykładem jest tu Krzysztof Piątek, który co prawda gra na innej pozycji, ale też nie jest zawodnikiem wyrafinowanym taktycznie. I preferuje prosty futbol. Dlatego do Genui wszedł wyważając drzwi kopniakiem. Z kolei Sebastian Szymański trafił do średniaka w lidze rosyjskiej (Dinamo Moskwa), gdzie akurat gracza o jego charakterystyce brakowało najbardziej. Momentalnie wypełnił tę lukę i jeszcze dzięki temu błyskawicznie przebił się do pierwszego składu reprezentacji. Ktoś dobrze mu doradził, dobrze zdiagnozował sytuację.
Niby łatwo mówi się po fakcie, każdy przypadek jest inny itd. Pewne rzeczy w piłce da się jednak przewidzieć. Jeden wyjazd z polskiej ligi nie jest równy drugiemu. Godząc się z przykrą prawda, że każdy wyróżniający się młody zawodnik musi szybko wyjeżdżać z polskiej ligi, bo takie są realia, nie można jednak zgadzać się na wyjazd byle gdzie, byle dobrze zapłacili.
Może jeszcze nie wszystko stracone, może jeszcze Żurkowski się odbije i zrobi we Włoszech furorę? Na dziś tak naprawdę we włoskiej piłce go nie ma. Podobnie jak w polskiej, bo na wyjazd na Euro szans praktycznie nie ma żadnych.
Przejdź na Polsatsport.pl