Wielki odpływ z ekstraklasy. "PZPN nie może tego zatrzymać"
Marek Koźmiński, wiceprezes PZPN ds. szkoleniowych, uważa, że to, co się stało w zimowym oknie transferowym śmiało można określić mianem wielkiego odpływu piłkarzy klubów ekstraklasy. W piątek rozgrywki zostaną wznowione po zimowej przerwie.
Adam Buksa, Jarosław Niezgoda, Patryk Klimala, Artur Sobiech, Daniel Łukasik, Darko Jevtic, Cafu, Ricardinho, Lukas Haraslin – ci piłkarze, którzy niewątpliwie byli wyróżniającymi się postaciami ekstraklasy, wiosną nie pojawią się już na polskich boiskach. Praktycznie każdy klub z czołówki stracił ważnego gracza, a w zwolnione miejsce nie pozyskał nikogo, kto już na stracie gwarantowałby podobną jakość.
- To, co się stało w tym oknie transferowym można określić mianem wielkiego odpływu piłkarzy z naszych klubów. Każdy zawodnik, który choć trochę się wyróżnia, chce jak najszybciej odejść za granicę. Ci, którzy przyszli w zamian, są zupełnie anonimowymi graczami i dopiero przekonamy się co potrafią. Wszystko wskazuje, że poziom ekstraklasy będzie jeszcze niższy niż jesienią – powiedział Koźmiński.
Wiceprezes PZPN ds. szkoleniowych jest zdania, że związek nie ma instrumentów, aby zatrzymać ten exodus.
- Kluby są samodzielnymi podmiotami gospodarczymi. Sprzedając zawodników kierują się zapewne kwestiami finansowymi. To jednak prowadzi do osłabienia potencjału sportowego – ocenił.
W jego opinii wprowadzony w tym sezonie przepis o obowiązkowym wstawianiu do składu zawodnika młodzieżowego nie do końca rozwiązuje problem.
- To działa trochę tak, że jak młody polski zawodnik się wyróżnia, to zaraz pojawiają się dla niego oferty z zagranicznych klubów i zostaje sprzedany. W ten sposób nie zbuduje się mocnych drużyn – zauważył i zwrócił uwagę na fakt, że obecnie najskuteczniejszym polskim piłkarzem ekstraklasy pozostał 37-letni Paweł Brożek.
Koźmiński nie potrafił wskazać zdecydowanego faworyta w walce o tytuł.
- Jeszcze miesiąc temu powiedziałbym, że mistrzem Polski będzie Legia, ale po tym, jak się osłabiła, nie jestem już tego pewien. O pierwsze miejsce będzie rywalizować kilka zespołów, ale trudno wskazać zdecydowanego faworyta. To będzie ciekawe dla kibiców, ale szkoda, że nie mamy – jak w mocniejszych ligach – dwóch, trzech klubów, które dominują nad resztą i mogłyby się liczyć w międzynarodowej rywalizacji – podkreślił.
Obecnie w PZPN trwają prace, aby od sezonu 2021/22 powiększyć ekstraklasę do 18 zespołów i zlikwidować tzw. rundę finałową. W tym systemie mistrz Polski byłby wyłaniany po 34 kolejkach, a do pierwszej ligi spadałyby trzy zespoły.
- Zwróciliśmy się do wszystkich klubów ekstraklasy z prośbą o stanowisko. Na razie publicznie zabrał głos w tej sprawie prezes Legii Warszawa. Gdy trafią do nas wszystkie opinie, to zajmiemy się tym tematem i podejmiemy decyzję na najbliższym posiedzeniu zarządu PZPN w lutym – tłumaczył Koźmiński.
Według niego 18-zespołowy model jest odpowiedni do liczby ośrodków miejskich w Polsce, które mogłyby mieć klub w ekstraklasie. Przypomina też, że zmiana była planowana i przygotowywana już od pewnego czasu.
- Zreformowana została pierwsza liga, z której awansują trzy zespoły. Powiększenie ekstraklasy do 18 drużyn jest więc naturalne, bo teraz spadają z niej trzy kluby, a przy 16 zespołach to za dużo. Wiadomo, że byłoby trochę meczów bez stawki, ale czy jest to takie złe? W mocnych ligach takich, jak: hiszpańska, angielska, niemiecka czy włoska też są takie spotkania. Obecny system tworzy na siłę sztuczne emocje, które niekoniecznie wpływają na podniesienie poziomu – ocenił.
Wśród argumentów za reformą ekstraklasy Koźmiński zwrócił też uwagę na fakt, że dzięki mniejszej liczbie kolejek (34 zamiast 37) ekstraklasa szybciej zakończy sezon, a trenerzy zyskają więcej czasu, aby przygotować zespoły do letniej rywalizacji w europejskich pucharach.
Przejdź na Polsatsport.pl