Gajewski: Każdy z marzył, żeby móc jechać na Mount Everest

Inne

- Naczytaliśmy się książek na temat Mount Everest. Każdy z nas po cichu marzył, że może uda mu się pojechać na wyprawę. I okazało się, że mogliśmy jechać, ale w zimie - wspomina himalaista Ryszard Gajewski, uczestnik zimowej wyprawy Andrzeja Zawady na Mount Everest z 1980 roku.

17 lutego 1980 roku polscy himalaiści Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy jako pierwsi ludzie stanęli zimą na wierzchołku Mount Everest. W sobotę w Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie odbyła się uroczysta gala z okazji 40-lecia tego osiągnięcia. Pojawiło się na niej ośmiu uczestników tej wyprawy, a wśród nich m.in. Ryszard Gajewski, który jeszcze 13 lutego był szykowany do ataku szczytowego na Everest wraz z Maciejem Pawlikowskim, jednak z powodu ataku reumatyzmu musiał zejść w dół. Cztery lata później Gajewski dokonał pierwszego zimowego wejścia na Manaslu.

 

Michał Bugno: Wspomnienia wracają, kiedy po raz kolejny spotykacie się na uroczystościach rocznicowych wyprawy na Mount Everest z 1980 roku, która dla wielu z was była pierwszą wyprawą w Himalaje?

 

Ryszard Gajewski: Zgadza się. Okrągłe rocznice są najpopularniejsze, a to jest czterdziestolecie. Jestem zadowolony, że spotkałem niektórych kolegów. Są tacy, których nie widziałem już nawet dwadzieścia lat, bo jakoś tak się mijaliśmy. Mam nadzieję, że będzie miło i sympatycznie.

 

Jadąc na wyprawę właściwie nie wiedzieliście, czego się spodziewać, bo nigdy wcześniej żaden człowiek nie wszedł zimą na ośmiotysięcznik, a tu za cel wybraliście najwyższą górę świata Mount Everest. Dużo było ekscytacji i emocji przed wyjazdem?

 

Oczywiście. To była najwyższa góra. Naczytaliśmy się książek. Każdy z nas po cichu marzył, że może uda mu się pojechać. I okazało się, że mogliśmy jechać, ale w zimie.

 

Pan pojechał jako najmłodszy uczestnik tej wyprawy, mając zaledwie 25 lat. Jeszcze w połowie lutego 1980 roku o pan, razem z Maciejem Pawlikowskim, byliście szykowany do ataku szczytowego jako para szturmowa?

 

Młodzi tak mają, że są typowani, a potem wychodzi tak, jak powinno być.

 

Ale było trochę żalu, że - ze względu na atak reumatyzmu - nie było panu dane stanąć na wierzchołku Everestu?

 

Ja jestem pokorny. Uważam, że skoro jest jak jest, to czemu miałbym mieć pretensje do życia? Wyszło jak wyszło. Cieszę się, że tak się stało, bo może byłbym inny, gorszy, bardziej zdegenerowany. A tak, to jakoś żyję.

 

Jak wielką radość sprawiła wam informacja z 17 lutego 1980 roku od Leszka Cichego i Krzysztofa Wielickiego, że znajdują się na szczycie Everestu. Totalna euforia?

 

Euforia była potworna. Każdy myślał: "Żeby tylko zeszli niżej i już będzie w miarę bezpiecznie, a potem jedziemy do domu".

 

Sukces kolegów zmotywował pana do podejmowania kolejnych wypraw w Himalaje? Tu warto przypomnieć, że jest pan pierwszym zimowym zdobywcą Manaslu z 1984 roku - razem z Maciejem Berbeką.

 

Oczywiście. To był jakiś bagaż doświadczeń, który potem przełożyliśmy na wyprawę na Manaslu. I tam mieliśmy już inne cele czyli wejście bez tlenu - w małym gronie i z jednego środowiska.

 

Cała rozmowa w załączonym materiale wideo.

Michał Bugno, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie