Pawlikowski: Nie do końca byliśmy świadomi, że Everest zimą to tak poważny sukces
- Zdawaliśmy sobie sprawę, że w himalaizmie zaczyna się coś nowego, ale nie do końca byliśmy świadomi, że pierwsze zimowe wejście na Mount Everest będzie odebrane jako tak poważny sukces - mówi himalaista Maciej Pawlikowski, uczestnik wyprawy Andrzeja Zawady na najwyższy szczyt świata z 1980 roku.
17 lutego 1980 roku polscy himalaiści Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy jako pierwsi ludzie stanęli zimą na wierzchołku Mount Everest. W sobotę w Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie odbyła się uroczysta gala z okazji 40-lecia tego osiągnięcia. Pojawiło się na niej ośmiu uczestników tej wyprawy, a wśród nich m.in. Maciej Pawlikowski, który jeszcze 13 lutego był szykowany do ataku szczytowego na Everest wraz z Ryszardem Gajewskim. Atak reumatyzmu "Ergaja" sprawił, że obaj musieli zrezygnować z dalszej wspinaczki.
Michał Bugno: Jakie obrazy ma pan przed oczami, kiedy myśli pan o wyprawie na Mount Everest, zakończonej pierwszym zimowym wejściem na szczyt?
Maciej Pawlikowski: Najbardziej utkwiły mi w pamięci te pierwsze minuty, kiedy zobaczyliśmy nadchodzącą ze szczytu dwójkę - Krzysztofa Wielickiego i Leszka Cichego. Wraz z Krzysztofem Cieleckim oczekiwaliśmy na nich w obozie trzecim. Już od prawie dwudziestu godzin wiedzieliśmy, że szczyt jest zdobyty, ale dopiero teraz kamień spadł nam z serca. Czuliśmy się szczęśliwi i zachwyceni. To były najszczęśliwsze godziny na wyprawie. Potem razem we czwórkę schodziliśmy do obozu drugiego. Mieliśmy świadomość, że to już jest koniec. Teraz mogliśmy zacząć spokojne zejście do bazy.
Jeszcze 13 lutego, na cztery dni przed zdobyciem szczytu, to pan, razem z Ryszardem Gajewskim, byliście wskazywani do ataku szczytowego. Jakie emocje panu wtedy towarzyszyły? Liczył pan, że szczyt jest dla was w zasięgu?
Rzeczywiście, kilka dni wcześniej były takie nadzieje i propozycje kierownika Andrzeja Zawady, że to my będziemy zespołem szturmowym. Plany te bardzo szybko legły jednak w gruzach. Faktem jest, że byliśmy wyczerpani, a Rysiek dodatkowo miał swoje dolegliwości zdrowotne, więc wycofaliśmy się z obozu trzeciego.
Dziś żałuje pan trochę, że tak to się potoczyło? I że to nie pan jest pierwszym zimowym zdobywcą Everestu?
Przyznam się, że nie widziałem się w ataku szczytowym. Owszem, miałem nadzieję, że podejdę gdzieś wysoko i szczęście mi dopisze, ale czułem się już zmęczony i znużony. Z pewną ulgą przyjąłem, że mój partner wspinaczkowy się wycofał.
Czy w tamtym czasie zdawaliście sobie sprawę, jak wielkim wyczynem w skali historycznej i globalnej jest pierwsze zimowe wejście na Everest?
Zdawaliśmy sobie sprawę, że w himalaizmie zaczyna się coś nowego, ale nie do końca byliśmy świadomi, że pierwsze zimowe wejście na Mount Everest będzie odebrane jako tak poważny sukces.
Przejdź na Polsatsport.pl