Bundesliga: Bayern zdemolował Wieśniaków bez Lewandowskiego. Skandaliczne zachowanie kibiców
Kilka dni temu poznaliśmy diagnozę, wedle której najlepszy snajper Bayernu - Robert Lewandowski wypadł z gry na kilka tygodni z powodu kontuzji. Jego miejsce zajął młodziutki Joshua Zirkzee i zdobył jedną z bramek - Bayern rozgromił Hoffenheim aż 6:0, ale groził mu nawet... walkower. Sędzia przerwał bowiem mecz przez skandaliczne zachowanie kibiców gości, a piłkarze po powrocie na murawę nie wznowili już gry. Swoje spotkanie wygrała także Borussia Dortmund, która dotrzymała kroku Bawarczykom.
Wiadomość o urazie Lewandowskiego była bardzo bolesna dla Bayernu, który nie ma na ławce rezerwowych zawodnika mogącego zastąpić napastnika. Trener Hansi Flick z pewnością da szansę ustawieniu "bez typowej dziewiątki" i będzie to szansa dla Philippe Coutinho, ale w starciu z Hoffenheim postawił na wielki talent, 18-letniego Zirkzee.
Młody Holender do tej pory zamieniał w złoto wszystko, co trafiało pod jego nogi. Pojawiał się na boisku w ostatnich minutach i świetnie wywiązywał z roli jokera. W zaledwie dziesięć minut spędzonych na boiskach Bundesligi trafił do siatki dwukrotnie. W sobotę powiększył swój dorobek.
Bayern jest ostatnio w wielkiej formie, co potwierdził zdecydowanym zwycięstwem z Chelsea w Londynie (3:0). Nie inaczej było na PreZero Arena, gdzie goście momentalnie ruszyli do ataku i właściwie po kwadransie poznaliśmy zwycięzcę spotkania. Wynik już w drugiej minucie otworzył Serge Gnabry, zamykając akcję Thomasa Muellera.
Kilka minut później zamieszanie przed polem karnym Olivera Baumanna wykorzystał Joshua Kimmich, który płaskim i mierzonym strzałem podwoił prowadzenie Bayernu. Po upływie kwadransa było już 3:0, a do siatki trafił wspomniany Zirkzee, zachowując wielki spokój na piątym metrze od bramki golkipera.
To nie był koniec strzelania Bayernu, a w rolę egzekutora wcielił się Philippe Coutinho, dla którego to będą decydujące tygodnie w kontekście transferu definitywnego do Niemiec. Brazylijczyk trafił do siatki w 33. minucie, a następnie po przerwie, wykorzystując fatalny błąd gospodarzy w wyprowadzeniu piłki. Gra Bayernu wyglądała bardzo przekonująco, a przewaga Monachijczyków na czele tabeli może wkrótce urosnąć.
Wynik ustalił Leon Goretzka, ale nikt nie spodziewał się tego, co wydarzyło się w końcówce spotkania. Niektórzy kibice zastanawiali się nawet, czy możliwy jest walkower dla gospodarzy przy stanie 0:6...
W 65. minucie kamery pokazały kibiców Bayernu, pokazujących obraźliwe transparenty w stronę właściciela Hoffenheim. Sędzia przerwał grę, a piłkarze i Flick byli wściekli. Błyskawicznie podbiegli do sektora gości, pokazując "szóstkę" ułożoną z palców i prosząc o zdjęcie haseł. Kibice się nie popisali, a arbiter przerwał mecz już kilka minut później. Piłkarze zostali poproszeni o zejście do szatni, a w stronę trybuny ruszyli rozwścieczeni Flick oraz dyrektor sportowy, Hasan Salihamidzić. Po kilkunastu minutach zawodnicy wrócili na murawę, ale... nie wznowili już gry w ramach protestu. Przez kilka minut po prostu stali na murawie i czekali na końcowy gwizdek arbitra, podając sobie piłkę w ramach manifestu.
Spotkanie zostało dokończone zgodnie z planem, a Bayern dopisał do swojego konta trzy punkty, ale klub może spodziewać się gigantycznej kary od niemieckiego związku.
Kroku wielkiemu rywalowi do mistrzostwa dotrzymuje póki co Borussia Dortmund, która rozpoczęła spotkanie z Freiburgiem bez eksploatowanego ostatnio Erlinga Brauta Haalanda. 19-latek doskonale rozpoczął swoją przygodę z nowym klubem, zdobywając aż 12 bramek w 8 występach. Trener Lucien Favre postanowił dać odpoczynek swojej gwieździe, a na boisku w starciu z Freiburgiem mieli wyręczyć go koledzy. W składzie znalazł się oczywiście Łukasz Piszczek.
Borussia nie wyglądała tego dnia jak zespół, który zdemoluje kolejnego rywala, ale najważniejszy jest wynik. Ten w 15. minucie otworzył Jadon Sancho, trafiając do siatki już po raz 14. w tym sezonie. Skromne prowadzenie na Signal Iduna Park utrzymywało się długo.
Mecze Bundesligi na antenach Eleven Sports.
Przejdź na Polsatsport.pl