Dlaczego właściciel Hoffenheim jest obrażany przez niemieckich kibiców?
Nie milkną echa zachowania kibiców Bayernu Monachium w trakcie wyjazdowego meczu z TSG Hoffenheim (0:6). Podczas spotkania Dietmar Hopp, właściciel drużyny gospodarzy był notorycznie obrażany przez osoby zasiadające na sektorze "Bawarczyków". To nie pierwszy raz, kiedy niemiecki miliarder był zwyzywany przez sympatyków rywali. Czym zatem podpadł biznesmen związany z "Wieśniakami"?
Hopp nie bez powodu zainwestował swoje pieniądze w Hoffenheim. Niemiecki miliarder występował w młodzieżowych drużynach "Wieśniaków" zanim jeszcze stał się bogatym biznesmenem. Jego majątek jest mocno powiązany z firmą IT SAP, największą w tej branży na niemieckim rynku. Jego koncern powstał w 1972 roku z jego inicjatywy. W latach 1988-1998 został prezesem przedsiębiorstwa, a od 2003 roku przeszedł na emeryturę, wciąż będąc udziałowcem firmy, od której większe są tylko Microsoft i Oracle.
Lokalny patriota zostaje milionerem
Oprócz działalności czysto biznesowej ma własną fundację. Od 1995 roku jego działalność przeznaczyła ponad 600 milionów euro na cele charytatywne. Swoją pomoc skupia w regionie Kraichgau w południowo-zachodnich Niemczech, skąd pochodzi.
To właśnie lokalny patriotyzm kierował Hoppem przy inwestowaniu w niemiecki futbol. Ponieważ swoje lata młodzieńcze spędził w amatorskiej jeszcze drużynie Hoffenheim, to właśnie tam postanowił zostawić część swego majątku. Początkowo nie były to wielkie kwoty. Kiedy w 1990 roku zaczynał wspierać finansowo "Wieśniaków", zespół znajdował się na ósmym szczeblu rozgrywkowym. Do 2001 roku zespół awansował do trzeciej ligi, choć wielkie plany i marzenia dopiero zaczynały się snuć.
Sny o potędze stają się rzeczywistością
W 2005 roku Hopp postanowił sięgnąć głębie do portfela i rozpocząć realizację planu "Bundesliga". W tym celu został zatrudniony Ralf Rangnick, obecnie związany z rozwojem klubów spod szyldu Red Bulla. Niemiec objął drużynę, której finansowy sufit sięgał znacznie wyżej, niż reszty trzecioligowej stawki. Dzięki imponującym, jak na trzecią ligę zakupom, zespół już po dwóch latach znalazł się na zapleczu Bundesligi, a w 2008 roku wywalczył awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Kopciuszek z zaściankowej miejscowości zawitał na salony, o których nie mógł nawet pomarzyć.
Łącznie w tamtym czasie niemiecki biznesmen zainwestował ponad 350 milionów euro w swój ukochany klub. Oprócz znacznego wzmocnienia składu Hopp wybudował nowy stadion oraz centrum treningowe. Co ciekawe, klub potrafił na siebie zarobić. Hoffenheim potrafiło zapiąć budżet na kolejne sezony bez finansowej interwencji 79-letniego miliardera, głównie dzięki sprzedaży wykreowanych gwiazd.
Równi i równiejsi
Dlaczego zatem kibice wielkich niemieckich marek tak nienawidzą Hoppa? By poznać początki tego konfliktu, trzeba się cofnąć do 2008 roku. Wtedy to Hoffenheim świętowało awans do Bundesligi i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie zamieszanie związane z "Regułą 50+1". Ta "święta" zasada panująca w Bundeslidze nie pozwala inwestorom na przejęcie pakietu większościowego w klubach. Wyjątkami są Bayer Leverkusen, VfL Wolfsburg (są formalnie drużynami zakładów przemysłowych) oraz... właśnie "Wieśniacy".
Władze ligi zrobiły wyjątek dla drużyny miliardera, co rozwścieczyło kibiców niemieckich gigantów. Co prawda Hopp ma jedynie 49-procentowe prawo głosu, ale wciąż jest większościowym udziałowcem drużyny. To nie spowodowało się fanom Borussii Dortmund, którzy jako pierwsi wypowiedzieli wojnę miliarderowi. To właśnie wtedy pojawił się pierwszy kontrowersyjny baner z podobizną właściciela "Wieśniaków". Co więcej, dyrektor generalny BVB Hans-Joachim Watzke nazwał Hoffenheim klubem "doświadczalnym" i nakazał władzom Bundesligi na zbadanie jego finansów.
Dortmund nie zapomina, Hopp nie wybacza
Przez kolejne lata konflikt "Wieśniaków" z resztą Bundesligi delikatnie ostygł. Jego ponowna eskalacja miała miejsce 2011 roku. Podczas meczu w Hoffenheim, Hopp umieścił w sektorze gości specjalne głośniki wydające nieprzyjemne dźwięki. Wszystko po to, by zagłuszyć obraźliwe przyśpiewki pod swoim adresem. To właśnie ten ruch, spowodował, że fani Borussii obrażają go przy każdej możliwej okazji.
Dlaczego zatem konflikt Hoppa z fanatykami BVB rozprzestrzenił się na inne stadiony? Wszystko przez niedawną decyzję władz ligi (DFB). Komisja ukarała dortmundczyków dwuletnim zakazem wyjazdowym na wszelkie mecze z Hoffenheim. Duża zasługa w tym Hoppa, który używał różnych środków, by pociągnąć kibiców Borussii do odpowiedzialności karnej. Wcześniej prezes ligi Reinhard Grindel zapewniał, że skończył ze zbiorowym karaniem kibiców. Ta hipokryzja szefostwa Bundesligi spowodowała, że najzagorzalsi fani innych klubów rozpoczęli wspólnie szkalować Hoppa.
Dokąd poprowadzi nienawiść?
Skandaliczne transparenty pojawiły się nie tylko na meczu "Wieśniaków" z Bayernem. Obraźliwe banery przedstawiające Hoppa na celowniku karabinu snajperskiego były obecne na trybunach w Berlinie, gdzie Union grał z Wolfsburgiem. W Niemczech są jednak przygotowani na takie sytuacje. W przypadku zachowań obraźliwych sędziowie stosują zasadę trzech kroków. Najpierw mecz jest przerywany, a następnie sędzia zabiera zawodników do szatni. Jeśli to nie zmusi fanów do zmiany zachowania, arbiter przedwcześnie kończy mecz wymierzając walkowera.
Końca tego konfliktu raczej nie widać. Najlepiej świadczyć o tym będą najbliższe domowe mecze Hoffenheim, na których pojawią się kibice innych klubów. Na bezpośrednie starcie Hoppa z dortmundzkimi fanatykami będzie trzeba poczekać do końca sezonu, ponieważ starcie obu zespołów przypada na ostatnią ligową kolejkę. Do tego czasu możemy być świadkami kolejnych zakazów wyjazdowych, a nawet przerwanych meczów. Końcówka meczu z Bayernem daje jednak nadzieje na normalność. Piłkarze obu zespołów wraz z Karlem-Heinzem Rummenigge oklaskujący 79-latka udowodnili, że przyzwolenie na takie zachowanie dobiegło końca.
Przejdź na Polsatsport.pl