Vuković spełnia marzenia. Jego piłkarze naprawdę za… suwają
Trener Legii Aleksandar Vuković po fiasku w tzw. rundzie mistrzowskiej w poprzednim sezonie (ledwie dwa zwycięstwa na siedem spotkań i utrata tytułu mistrza Polski) w żołnierskich słowach oznajmił jaką charakterystykę ma mieć jego drużyna marzeń. "Ma zapier…" Właśnie jesteśmy świadkami realizacji tego projektu. Wiele różnych wniosków można wyciągać z tego co warszawski zespół prezentuje wiosną, ale faktowi, że zawodnicy zasuwają aż miło nie da się zaprzeczyć.
W lidze, w której DNA jest wpisane, że wszystko może się zdarzyć, że poziom jest równie niski i każdy może wygrać z każdym w każdej chwili, nagle urosła drużyna, która autentycznie się wybija. Cztery zwycięstwa i remis wiosną oraz już dziewięciopunktowa przewaga nad Cracovią i Śląskiem Wrocław to jest namacalny na to dowód, ale chyba nawet ważniejsze są wrażenia artystyczne.
Tak przyjemnie dla oka grającej drużyny nie było w Polsce od dawna. Akcje się zazębiają, dobrze wyszkoleni technicznie zawodnicy wymieniają między sobą mnóstwo podań, kombinują, z łatwością dochodzą do pozycji strzeleckich, grają szybko, agresywnie i cały czas do przodu. Rozwinął skrzydła świetnie dryblujący Luquinhas, obudził się ślamazarny wcześniej Antolić, Wszołek jest wartością dodaną, olśniewa świeżością i polotem Karbownik (rocznik 2001), Kante godnie zastępuje Niezgodę, a defensywa z Jędrzejczykiem jako kapitanem i zgłaszającym aspiracje do kadry Wieteską ustabilizowała się jak nigdy wcześniej. Przede wszystkim Legia góruje jednak nad resztą stawki przygotowaniem fizycznym i motoryką. Wydaje się, że to jest właśnie klucz, to coś ekstra do jedynie solidnego składu, który w żaden sposób nie mógł polecieć nieco wyżej i męczył siebie oraz publiczność przez długi czas w obecnym sezonie.
Ewidentnie ogromny postęp w swoim fachu poczynił też sam Vuković. Coraz lepiej zarządza drużyną, dobiera skład, dokonuje zmian pomiędzy meczami i w ich trakcie. Jest po prostu bardziej dojrzały, niż Vuković sprzed kilku miesięcy, który miotał się, obrażał, popadał w konflikty z zawodnikami (Carlitos) i sam sobie nie dawał szansy na sukces. Jak mówił wówczas jeden z doświadczonych pracowników Legii - prezentował niemal wszystkie wady charakterystyczne dla trenera z niewielkim doświadczeniem. Ale Vuko szybko się uczy. Widać to było także w sferze werbalnej już w grudniu ubiegłego roku. Jako gość „Cafe Futbol” prezentował niezwykle wyważone sądy, dystans i poczucie humoru. Cechy wcale nie tak dla niego oczywiste zaraz po objęciu drużyny.
Poprawa jakości w sztabie trenerskim (mam tu na myśli także pracę specjalisty od przygotowania fizycznego Łukasza Bortnika, który zanim trafił do Legii pracował z sukcesami w izraelskim Hapoelu Beer Szewa) błyskawicznie przełożyła się na drużynę. I na dziś wydaje się, że to wystarczy. Nie tylko do wyszarpania mistrzostwa Polski, ale zdobycia go w cuglach. Czyli tego do czego Legia jest predestynowana, choćby z racji największego budżetu w lidze.
Autentycznym krokiem do przodu byłby jednak dopiero jakiś sukces na arenie międzynarodowej, czyli minimum awans do fazy grupowej Ligi Europy. Nie ma żadnych wątpliwości, że Legia z początku marca 2020 jest dużo lepszym zespołem pod każdym względem niż ta z sierpnia ubiegłego roku, która poległa w Glasgow z Rangers (inna sprawa, że Rangers będący rewelacją LE też są już zespołem z wyższej półki).
Gdyby tak na koniec sezonu utrzymać tę kadrę i jeszcze wzmocnić paroma klasowymi zawodnikami, nawet ryzykując na moment utratę płynności finansowej…
Mało realne, ale pomarzyć zawsze można.
Przejdź na Polsatsport.pl