Wichniarek: Nie krytykuję, ale inaczej rozwiązałbym sprawę Euro
Mieszkający na co dzień pod Berlinem Artur Wichniarek, były reprezentant Polski, napastnik między innymi Herthy opowiada nam o niemieckich reakcjach na przeniesienie mistrzostw Europy na rok 2021, sytuacji w Bundeslidze, dotkniętej koronawirusem Hercie, a także o tym, jak teraz żyje się w Niemczech i co mówi tamtejsza ulica. „Wichniar” ma też swój pomysł na Euro...
Robert Małolepszy: Decyzji innej niż przesunięcie Euro 2020 być nie mogło, jak jest komentowana w Niemczech?
Artur Wichniarek: Ze zrozumieniem. Trener niemieckiej kadry Joachim Loew powiedział, że to była jedyna słuszna decyzja, jaką można było podjąć w tym momencie. I ja się z tą opinią zgadzam, choć być może miałbym innym pomysł na rozwiązanie tej sytuacji.
Jaki?
Zanim o pomyśle, to najpierw jedno spostrzeżenie. Nie chciałbym nikogo krytykować. Władze UEFA obrywają teraz z różnych stron, podobnie szefowie klubów. Ale nikt nigdy nie był w ich sytuacji. To jest całkowicie nowe doświadczenie dla wszystkich. Z boku łatwo się mówi, co innego, gdy się jest w samym środku zdarzeń i podejmuje decyzje, które skutkują na tysiące, a może dziesiątki tysięcy osób.
Rozumiem, ale wróćmy do Pańskiego pomysłu...
Ja bym zrobił Euro 2020 w grudniu. Przecież wiele lig w Europie gra praktycznie przez cały rok. Zwłaszcza angielska zimą nie ma w ogóle przerwy. U mnie w Berlinie nie było śniegu od czterech, czy pięciu lat. Średnia temperatura wynosi teraz 4-5 stopni. A przecież są jeszcze w Europie stadiony, na których są nie tylko podgrzewane murawy, ale całe podgrzewane sektory dla kibiców. Nie tak dawno byłem na Santiago Bernabeu jako kibic. Był środek zimy, siedziałem w koszulce z krótkim rękawkiem, bo sektor był podgrzewany, były ciepłe nadmuchy. Dlatego moim zdaniem dałoby się przeprowadzić turniej zimą. Może nie w tej formule, jaka była przyjęta, ale przenieść go np. do Anglii, Hiszpanii i innych krajów, gdzie jest ciepło, albo zrobić wyłącznie na Wyspach. To jednak wyłącznie mój pomysł – być może taki sam dobry, albo zły, jak ten z przeniesieniem turnieju o rok.
Sądzi Pan, że nowe terminy finałów Ligi Mistrzów i Ligi Europy są realne?
Nie sądzę, ale znów nie chcę krytykować. W Niemczech, w Polsce i wielu innych krajach epidemia jest dopiero w fazie rozwoju. W połowie maja może być apogeum. Nie wiem, czy uda się do czerwca tak wygasić problem, by piłkarze mogli wrócić na boiska.
Bundesliga będzie miała duże problemy? Mówi się, że część klubów zbankrutuje...
Na dziś wiemy, jak chcą dokończyć sezon. Mają nadzieję, że uda im się to do końca lipca. Finał Pucharu Niemiec, który zawsze kończy rozgrywki , planowany jest na połowę sierpnia.
A co jeśli nie uda się wznowić rozgrywek?
Nikt nie spada, a z II Bundesligi awansują dwa zespoły. Byłyby to Bielefeld i Stuttgart. Już raz taka 20-zespołowa liga w Niemczech była w sezonie 1991/1992, po zjednoczeniu. Do „zachodniej” Bundesligi dołączono dwa klubu ze wschodu.
Co ze sprawami finansowymi. Szef Borussii Dortmund Hans Joachim Watzke powiedział, że nie po to wprowadzał plany naprawcze, nie po to stawiał klub na mocne finansowe nogi, by teraz pomagać konkurentom, za co spotkała go zresztą wielka fala krytyki.
Z tego co wiem, to spotkanie w sprawie finansów jest zaplanowane na koniec marca. Wcześniej to będą tylko czyjeś opinie i poglądy. Na pewno problem jest ogromny. Te najlepsze kluby z meczu mają po 3-4 miliony euro tylko z biletów, te mniejsze – milion. Prawa telewizyjne to już absolutny kosmos – każda kolejka to ok. 40 mln euro strat. Rozmawiałem niedawno z Rafałem Gikiewiczem. W ich klubie (Union Berlin – przyp. red) obliczyli, że każda nierozegrana kolejka to dla nich strata w wysokości pięciu milionów euro.
Sądzi Pan, że piłkarze zaczną zarabiać mniej?
Na pewno wszyscy stracą, wszyscy będą musieli zgodzić się na mniejsze zarobki. Zresztą dziś kontrakty są tak napisane, że piłkarz tylko część swoich poborów ma stałych, reszta zależy od wyników, tego czy gra itd. Na pewno najwięcej problemów będą miały te najmniejsze kluby. Na temat tej sytuacji rozmawiałem z menedżerem Augsburga Stefanem Reuterem (były reprezentant Niemiec, mistrz świata z mundialu we Włoszech w 1990 roku). Opowiadał mi, jak kluby mają podpisane kontrakty reklamowe – tam jest bardzo wiele ścisłych zapisów. Ile meczów musi być w telewizji, ile kibiców musi zasiąść na trybunach, ile razy i gdzie logo sponsora ma się pokazać. Kluby nie będą w stanie wypełnić tych kontraktów. Ale to nie będzie problem tylko piłki nożnej, ale całego sportu. Przecież polska liga hokeja też już nie gra, podobnie niemiecka. I tak można wyliczać dalej.
Wie Pan coś więcej o koronawirusie w pańskim byłym klubie Hertha Berlin?
Co do osoby zarażonej, jak wszyscy nie wiem, kto to jest. Klub nie zdradza personaliów. Nie wiem dlaczego. W innych klubach to nie jest tajemnica. Może dlatego, że Hertha zawsze idzie pod prąd. Wiem tylko tyle, że wszyscy pracownicy klubu, oczywiście łącznie z piłkarzami, zostali poddani testom.
Jak żyje się teraz w Niemczech?
Wciąż w miarę normalnie. Każdy land ma swoje przepisy np. jeśli chodzi o zamknięcie szkół. W Berlinie zamknięto je w piątek. Ja mieszkam 10 minut od miasta, to już Brandenburgia, w której szkoły są zamknięte od środy. Ale wszystko pozostałe działa w miarę normalnie. Nie ma takich obostrzeń jak w Polsce. Restauracje i puby są np. otwarte. Teraz zaczynają wprowadzać przepisy, że właściciele mają zmniejszać liczbę stolików, tak by były większe odległości między nimi. Ale nikt, przynajmniej na razie, nie mówi o zamykaniu. Może te miejsce, gdzie gromadzi się więcej ludzi. Na pewno siłownie, kluby sportowe, dyskoteki. Zresztą w Monachium w ostatni weekend, gdy zrobiło się ładnie, tłumy ludzi wyległy nad rzekę.
Co mówi na ten temat niemiecka ulica?
Zdania są podzielone. Niemcy są bardzo zdyscyplinowani, jeśli chodzi o przestrzeganie przepisów. Ale na razie nie ma żadnych rygorystycznych przepisów, więc bywa różnie. Jedni uważają, że powinno być ostrzej, tak jak w Polsce, inni zwracają uwagę, że nie można zamknąć wszystkiego, bo gospodarka runie. A wtedy równie dużo co ofiar koronawirusa może być tragedii związanych z tym, że właściciele małych firm, knajpek, czy hotelików, nie dadzą sobie rady – pojawi się depresja, czy samobójstwa.
Pan się jakoś chroni?
Ćwiczę w domu jogę z żoną, spotkania z instruktorem mamy przez Skype’a. Staram się siedzieć w rodziną, zabrałem się za renowację trawnika po zimie. Dzieciaków nie puszczam do szkoły od poniedziałku. Nie panikuje i przestrzegam zaleceń.
Przejdź na Polsatsport.pl