Kaczor o koronawirusie: Można powiedzieć, że oszukaliśmy przeznaczenie
Pod koniec lutego z dnia na dzień wyjechał z włoskiej Sabaudii. Dziś kontynuuje treningi w kraju. Złoty medalista igrzysk europejskich i wicemistrz świata w kajakarstwie na dystansie 1000 metrów – Tomasz Kaczor – nie raz mierzył się z przeciwnościami losu. Do tej pory z tych potyczek wychodził z tarczą.
- Jesteśmy tymi szczęśliwcami, którzy mogą trenować w dobie pandemii. Możemy realizować nasz plan w stu procentach. Mamy do dyspozycji Jezioro Licheńskie oraz pięciokilometrowy kanał. Mogę powiedzieć, że jesteśmy uprzywilejowani w tej sytuacji.
Bożena Pieczko: Można powiedzieć, że oszukaliście przeznaczenie, bo jeszcze kilka tygodni temu byliście na zgrupowaniu we Włoszech…
Tomasz Kaczor: Faktycznie, można tak powiedzieć, że trochę oszukaliśmy przeznaczenie. Kiedy dotarły
do nas pierwsze sygnały o tym, o co zaczyna się dziać na północy Włoch, o rosnącej liczbie zarażonych trenerzy wraz z Polskim Związkiem Kajakowym podjęli decyzję, że pakujemy się i wyjeżdżamy. Początkowo miał po nas przyjechać bus z Polski, ale stało się to niemożliwe ze względu na zamknięcie granicy austriackiej. Ostatecznie udało się zorganizować lot z oddalonego o 200 kilometrów Neapolu. Sporo zajęła ta przygoda z powrotem do kraju, ale cieszymy się, że udało nam się bezpiecznie dotrzeć i uciekliśmy przed tym, co obecnie dzieje się we Włoszech.
Pańskie losy są gotowym scenariuszem filmowym. Nie tak dawno zadecydował pan o przerwaniu kariery sportowej i wyjechaniu do Wielkiej Brytanii, gdzie pracował na fermie drobiu. Jeden telefon zmienił wszystko…
Końcówka 2018 roku była prawdziwym rollercoasterem. Stanąłem przed dylematem, co dalej. Zostałem bez stypendium i środków do życia. Musiałem podjąć radykalne kroki, wyjechałem do pracy w Anglii. Jeden telefon zmienił wszystko o 180 stopni. Wyjechałem do Chin, gdzie spędziłem 5 miesięcy pod okiem trenera Marka Plocha. Następne tygodnie i miesiące przerosły moje najśmielsze wyobrażenia. Zacząłem osiągać bardzo dobre wyniki w zawodach Pucharu Świata, zdobyłem złoty medal igrzysk europejskich, a skończyłem ze srebrem mistrzostw świata. Teraz dowiedziałem się, że zostałem zwycięzcą rankingu generalnego Pucharu Świata. Sezon marzenie. Chciałbym, żeby zwieńczeniem były igrzyska olimpijskie.
Trzecie w karierze…
Tak, to już trzecie igrzyska olimpijskie. Mówi się, że do trzech razy sztuka i może za trzecim razem wreszcie się uda.
Zdecydował się też pan na wprowadzenie niekonwencjonalnych metod treningowych jak np. hipnoza. Czy stosowanie jej jest możliwe w obecnej sytuacji i na czym dokładnie polega?
Nie kontynuujemy jej na razie, odkładamy na jak najpóźniejszy moment w sezonie. Był taki zamiar, żeby przed samymi igrzyskami olimpijskimi poddać się takim zabiegom. Po raz pierwszy styczność z hipnozą miałem w zeszłym roku przed igrzyskami europejskimi. Można to trochę porównać do wizyty u psychologa. Chciałem spróbować i się udało, co nie jest takie oczywiste. Nie każdemu udaje się wejść w ten stan. Pracowaliśmy nad tym, aby pozbyć się barier, które miałem stojąc na starcie obok utytułowanych zawodników. I chyba się udało.
Skąd pojawił się pomysł, aby skorzystać z takiej metody?
Na nasze zgrupowanie przyjechał chłopak, który miał prowadzić zajęcia z oddychania, aby poprawić nasze zdolności treningowe. Na jednych z nich wspomniał, że zajmuje się też hipnozą. Razem z Mateuszem Kamińskim podłapaliśmy ten temat i poprosiliśmy
o indywidualne spotkanie. Za wszelką cenę chcieliśmy się dowiedzieć, czy jest to efekt placebo, czy rzeczywiście osoba poddana hipnozie wykonuje wszystkie wskazane polecenia. Mateusz został wprowadzony w stan hipnozy, zrobił „deskę”. Mało tego, ważący około
100 kilogramów chłopak usiadł na nim, a Mateusz ani drgnął. To już dało nam do myślenia.
Z naszej rozmowy wynika, że pańskim życiem kierują przypadki, bardzo szczęśliwe przypadki.
Zgodzę się z tym. Mam nadzieję, że ta moja droga, która w ostatnim czasie była usłana, można powiedzieć kolcami. W końcu się wyprostuje i będzie mieć szczęśliwe zakończenie.
W ostatnich dniach w Internecie pojawia się coraz więcej wyzwań z udziałem sportowców. Pan również podjął jedno z nich.
Podczas przerwy w zajęciach na siłowni wpadliśmy na pomysł z Vincentem Słomińskim, żeby zrobić wyzwanie hula hop. Wiedziałem, że z To pokazuje, że ruch i luz w biodrach jest, więc nie pozostaje nic innego jak przełożyć to na trening.
Dużo spekuluje się na temat igrzysk olimpijskich, kiedy i czy się odbędą. Jak prowadzić przygotowania w tak niepewnej sytuacji?
MKOl wydał oświadczenie, że za wszelką cenę chce zorganizować igrzyska w terminie. Sportowcy, którzy zakwalifikowali się do Tokio, starają się przygotowywać, jak najlepiej potrafią. W międzyczasie pojawiły się inne problemy - w naszym przypadku odwołane dwa zawody Pucharu Świata, gdzie można było wywalczyć olimpijskie przepustki. Nie wiemy też jakie decyzje podejmie Polski Związek Kajakowy, jeżeli chodzi o kwalifikacje krajowe.
Ze Słomińskim przygotowujemy się pod kątem tych eliminacji, bo miał to być dla nas pierwszy sprawdzian. Jeśli zostaną odwołane, będziemy musieli kombinować co dalej, zmienić plan treningowy… W tej chwili wszystko stoi pod wielkim znakiem zapytania. Nam nie pozostaje nic innego jak trenować z wiarą, że te igrzyska się odbędą. Chcielibyśmy po prostu wiedzieć co dalej…