Trener reprezentacji kajakarek: Nie poddaliśmy się panice. Najgorszą rzeczą byłoby puszczenie zawodniczek do domu
Podczas, gdy cały świat „siedzi w domu”, reprezentacja Polski kajakarek przygotowuje się do sezonu i igrzysk olimpijskich na zgrupowaniu w Portugalii. – Nie poddaliśmy się strachowi i panice. Stwierdziłem, że nie narażam, ani drużyny, ani siebie. Dziś najgorszą rzeczą byłoby rozprężenie i puszczenie zawodniczek do domu – mówi w wywiadzie dla Polsatsport.pl trener reprezentacji Polski kajakarek – Tomasz Kryk.
Aleksandra Szutenberg: Mimo decyzji o przełożeniu igrzysk olimpijskich i szalejącej pandemii koronawirusa, zdecydowaliście się po zostać z reprezentacją kajakarek na zgrupowaniu w Portugalii. Dlaczego?
Tomasz Kryk: Igrzyska zostały przesunięte, a nie odwołane i podjęliśmy decyzję, że przygotowujemy się do nich. Termin został jasno określony – 2021 rok, ale nie później niż lato, czyli równie dobrze igrzyska mogą zostać rozegrane w marcu, kwietniu, czy maju. Czekając tutaj w Portugalii – przede wszystkim w lepszych warunkach pogodowych i w warunkach, w jakich możemy trenować razem z całą grupą, oczekujemy na dalsze reperkusje decyzji MKOl-u, czyli na decyzje, jakie podejmą światowa i europejska federacja kajakowa.
W teorii, patrząc na dane pokazywane przez WHO, w Portugalii sytuacja dot. pandemii koronawirusa jest gorsza niż w Polsce – zdecydowanie więcej stwierdzonych przypadków zakażeń i znacząco więcej zgonów. Nie boicie się? Kto podjął decyzję o pozostaniu? Pan Trener, czy cała grupa?
To była decyzja całej drużyny. Beata Rosolska otwarcie potwierdziła moje słowa w wywiadzie. Staramy się być z dala od paniki, ale nie lekceważąc tematu. Uważamy, że jesteśmy tutaj tak samo bezpieczni jak w kraju.
Zobacz: Włoski minister przedłuży zakaz dot. sportu na kwiecień
Nie było większych nacisków ze strony Ministerstwa Sportu, żeby wracać?
Byliśmy w kontakcie z pracownikami ministerstwa, którzy namawiali nas na powrót dwie niedziele temu, kiedy wracały z Lizbony ostatnie rządowe samoloty. Wtedy również podjęliśmy wspólną decyzję, że pozostajemy tutaj i dalej trenujemy. Wtedy jeszcze nie było wiadomo, że igrzyska zostają przesunięte na kolejny rok.
Jak bardzo decyzja o przełożeniu igrzysk wpływa na zmianę waszych planów treningowych? Jakim cyklem przygotowywał Pan dziewczyny do igrzysk w Tokio? Cyklem czteroletnim, już od igrzysk w Rio, czy krótszym?
Lubię mieć zawsze wszystko przygotowane z dużym wyprzedzeniem. Ten plan, po moich doświadczeniach z igrzyskami w Londynie i Rio, po raz pierwszy miał być takim planem stricte czteroletnim. Co to znaczy? W poprzednich sezonach , żeby potwierdzić słuszność mojego szkolenia i metod, z sezonu na sezon wraz z moją drużyną starałem się odnosić coraz lepsze wyniki. Żeby potwierdzać kibicom i działaczom, że ten kierunek jest słuszny. Teraz, mając doświadczenia z dwóch poprzednich cykli i wiedząc, że ta drużyna jest młoda – dziś średnia wieku, mimo trzech zawodniczek doświadczonych – Karoliny, Marty i Beaty, to nadal 25,4 lat, przyjąłem wariant, że czwarty rok cyklu olimpijskiego będzie tym spektakularnym. Patrząc na nasze wyniki: 2017 rok – bez medali mistrzostw świata, z jednym brązem w konkurencji nieolimpijskiej. 2018 rok – dwa medale MŚ – jeden w konkurencji olimpijskiej i jeden w nieolimpijskiej i rok 2019 – na cztery konkurencje olimpijskie na mistrzostwach świata – trzy zakończyliśmy z medalami – dwoma srebrnymi i jednym brązowym. No i z taką nadzieją budowaliśmy formę na ten sezon – rok 2020.
Jednak co to zmienia? To nie zmienia nic. Odroczył się cel. Nadal się staramy. Nie muszę motywować drużyny, bo dziewczyny są zmotywowane, nawet menadżer naszego hotelu powiedział: - Tomas one nie wyglądają na zdenerwowane, one są zmotywowane do pracy. Widzę, że nadal macie przygotowane jedzenie, poruszacie się w swoich schematach pracy, jakby się nic nie zmieniło. - Ja odpowiedziałem: - Jan – przesunęło się wszystko o maksymalnie 15 miesięcy, ale może to być tylko 12, więc dzisiaj najgorszą rzeczą byłoby rozprężenie, puszczenie zawodniczek do domu. Bo może nie fizycznie, ale nie wiem, jak sfera psychiczna wyglądałaby za 3-4 miesiące, kiedy pozwoli nam się normalnie trenować…
Nie poddaliśmy się strachowi i panice. Można to różnie oceniać. Staraliśmy się tylko zapoznać z faktami, które są dostępne, i skoncentrowaliśmy na ocenie ryzyka. Po analizie niekomercyjnych badań naukowych i rozmowach z fachowcami, którym ufam w kwestiach medycznych, stwierdziłem, że nie narażam ani drużyny ani siebie. A dzisiaj powrót do kraju w wieloma przesiadkami, oczekiwań na lotniskach, mógłby być równie ryzykowny. Jeszcze przed oficjalną decyzją MKOl-u, ale kiedy zaczęła się pojawiać duża presja, już wtedy zmodyfikowałem plan szkolenia, nawet w dbałości o zdrowie zawodniczek, żeby tak bardzo nie obciążać ich treningiem.
Kiedy już odwołano imprezy z maja, stwierdziliśmy, że i tak pierwszy start, jeżeli do niego dojdzie będzie w czerwcu lub lipcu. Podjęliśmy decyzję, że lepiej być przygotowanym, niż powiedzieć za jakiś czas, że myśleliśmy, że się nic nie odbędzie. Mam teraz też więcej czasu na czytanie, cofnąłem się do teorii podstaw sportu i na nowo sobie pewne fakty weryfikuje. Cofam się do poprzednich sezonów. Cofam się do sezonu, kiedy Martę, po kontuzji, po czterech miesiącach treningu, udało się doprowadzić do wicemistrzostwa świata w zeszłym roku. To wyzwanie Tokio 2021 wcale nie jest jakieś irracjonalne, czy trudne, ale trzeba być już dzisiaj przygotowanym.
Zobacz: Kto poprowadzi francuskich siatkarzy na IO? Ważna wypowiedź prezesa
Tylko, że ciężko być przygotowanym i mieć jakieś scenariusze, kiedy nie wie się, kiedy te igrzyska się faktycznie odbędą…
Starałem się rozpatrzyć wszystkie możliwe scenariusze. W ciągu jednego dnia mogę przedstawić koncepcję na kwiecień, na sierpień czy lipiec i prosić o rezerwowanie konkretnych ośrodków. Dla mnie nie będzie żadnego problemu. Wręcz patrzę optymistycznie, ponieważ grupę mamy dosyć szeroką, która odnosi sukcesy zarówno w rywalizacji seniorów, jak i młodzieżowej. W tym momencie, czas gra wyłącznie na korzyść tych zawodniczek.