Lijewski wspomina legendarny rzut Siódmiaka. "Boże, tylko nie on"
Piłkę złapał Siódmiak. Pomyślałem sobie: Boże tylko nie on. On jednak rzucił i wpadło - opowiedział Marcin Lijewski o legendarnym rzucie Artura Siódmiaka w ostatnich sekundach meczu z Norwegią na mistrzostwach świata 2009. Te i inne tematy, były reprezentant Polski poruszył w rozmowie z Joanną Kaczor-Bednarską.
Joanna Kaczor-Bednarska: Niedawno zakończyłeś karierę. Czujesz się legendą światowej piłki ręcznej?
Marcin Lijewski: Nie czuję się legendę, chociaż karierę miałem wspaniałą. Poznałem wiele ciekawych osób m.in. Ciebie i Twoje koleżanki z reprezentacji.
Koniec sezonu w I i II lidze piłki ręcznej
Czego Ci najbardziej brakuje z tych lat, kiedy grałeś?
Funkcjonowania w grupie, spotykania się. Stresu przedmeczowego, nerwów, wspólnej radości po zwycięstwach. Brakuje mi również wspólnych przemyśleń po porażkach. Wszystkiego po trochu.
Liga Mistrzów piłkarzy ręcznych zakończy się we wrześniu?
Część polskich sportowców planuje zakończyć karierę po igrzyskach w Tokio. Jak Ty byś się czuł w takiej sytuacji?
Jeżeli, jako zawodnikowi udałoby mi się zakwalifikować na igrzyska, to już bym był w jakimś cyklu przygotowań. W naszym przypadku on nie jest mocny, ale w dyscyplinach indywidualnych, gdzie igrzyska są celem numer jeden, już tak. Oni szykują się na taką imprezę 2-3 lata. To, co się teraz dzieje zaburzyło wszelkie przygotowania. Nie zazdroszczę takim sportowcom. Sytuacja jest dramatyczna. Doniesienia z mediów dają dużo do myślenia i uważam, że przełożenie igrzysk, ale także zakazy większych spotkań, to jedyna mądra decyzja.
Jak wspominasz drugie miejsce na mistrzostwach świata 2007?
Jako kadra byliśmy na fali wznoszącej. Dla mnie wtedy to było tylko drugie miejsce. Z perspektywy czasu to aż drugie miejsce. Nigdy później nie miałem okazji grać w finale MŚ. Będąc na tym finale, nie zdawałem sobie sprawy, że to ostatni raz.
Rzut Artura Siódmiaka w 2009 roku. Co wtedy myślałeś? Jaka była reakcja i czy sam byś dał radę?
Bogdan Wenta wziął czas. Z jego miny widać było, że nie miał pomysłu na tę akcję. Gdybyśmy my mieli piłkę, to można było to rozrysować. My musieliśmy piłkę zdobyć. Procentowo szanse były małe, ale oni też ryzykowali. Piłkę złapał Siódmiak. Pomyślałem sobie: Boże tylko nie on. Później, gdy składał się do rzutu, to widziałem jak po jednej stronie biegł Mariusz Jurasik, a po drugiej Damian Wleklak. Miałem nadzieje, że poda któremuś, oby tylko nie rzucał. On jednak rzucił i wpadło. Później żartował, że ktoś musiał być bohaterem i on chętnie wziął na siebie to brzemię. Dzień później mieliśmy rozruch i dziennikarze poprosili go, żeby to powtórzył. Za pierwszym nietrafionym był śmiech. Za drugim mniejszy, a za trzecim już konsternacja. To jedyny raz, kiedy mógł zostać bohaterem.
Program "Poranek z Polsat Sport" od poniedziałku do piątku w godzinach 7:00 do 9:00 w Polsacie Sport i Polsacie Sport News.