Francja płacze po śmierci legendy. „Nasz papież zmarł przez koronawirusa”
Dzień po śmierci Pape Dioufa sportowy dziennik l’Equipe – poświęca legendzie Olympique Marsylia i całej francuskiej piłki aż trzy pełne strony. „Nasz papież zmarł” – to tytuł czołówkowego artykułu na pierwszej stronie największej francuskiej gazety. Diouf to pierwsza znana ofiara koronawirusa w tamtejszej piłce. Francuski futbol z powodu pandemii może stracić blisko miliard euro.
Kilka dni temu zmarła inna legenda tutejszej piłki - słynny selekcjoner "Trójkolorowych" Michel Hidalgo, zdobywca pierwszego wielkiego trofeum dla Francji, Mistrzostwa Europy w 1984 roku. Ale on, w przeciwieństwie do Dioufa, nie padł ofiarą koronawirusa. Po prostu zmarł śmiercią naturalną, zmęczony życiem.
Pape Diouf był wyjątkową postacią futbolu nie tylko w Marsylii. Był popularny zarówno we Francji jak i Afryce, skąd pochodził.
W wieku 18 lat przybył do Marsylii z Senegalu, gdzie wychowywał go wujek. Uczęszczał do szkoły katolickiej w Dakarze, stolicy kraju w większości wyznania muzułmańskiego.
Początkowo życie w śródziemnomorskiej metropolii nie układało mu się najlepiej. Zaczynał od dostarczania pizzy i innych produktów. Ale to trwało krótko, bo Pape był człowiekiem ambitnym. Przez pewien okres pracował na poczcie, równolegle studiując na Uniwersytecie Marsylia-Aix en Provence, gdzie zdobył dyplom w dziedzinie nauk politycznych.
Interesowały go losy ludzi pochodzących z Senegalu. Przyjaźnił się z bramkarzem OM Antoine Bell, który namówił go później do pracy w roli piłkarskiego agenta (reprezentował m.in. interesy Didiera Drogby).
Jego reputacja w środowisku piłkarskim, rosła z dnia na dzień, dzięki artykułom o tematyce piłkarskiej, które publikował w dzienniku „La Marseillaise”. Szczyt popularności osiągnął, kiedy odważył się skrytykować - Bernarda Tapiego, w tym czasie osobowość numer jeden we francuskiej piłce.
Były prezydent Olympique Marsylia kolejną ofiarą koronawirusa
W 2004 roku, słynny Robert Louis Dreyfus, właściciel OM i Adidasa mianował go najpierw dyrektorem sportowym, a później prezesem wielkiego Olympique.
Po śmierci właściciela klubu (2009) Diouf nie widział już dla siebie miejsca w klubie. Przez te pięć lat Olympigue dwa razy zdobywał wicemistrzostwo Francji, raz brązowy medal.
Do dziś Pape Diouf to jedyny czarnoskóry prezes francuskich klubów. Po odejściu z Marsylii, Diouf większość czasu spędzał w ukochanym Senegalu. W środę agencje prasowe doniosły o jego śmierci spowodowanej przez koronawirusa. Miał 68 lat.
Samolot zamówiony przez kilku słynnych piłkarzy już czekał na lotnisku w Dakarze, by zabrać go do szpitala we Francji, spóźnił się jednak o kilka dni, a choroba okazała się bezlitosna.
Reina przeszedł koronawirusa? "Przez 25 minut nie mogłem złapać oddechu"
Pandemia koronawirusa jest też bezlitosna dla całego francuskiego sportu. Kluby na razie muszą radzić sobie same i dokładać do interesu. Nie widać końca tej trudnej sytuacji.
Trwają dyskusje o zmniejszeniu zarobków piłkarzy. W takich klubach jak Dijon, Amiens czy Metz nie powinno być kłopotów, ale dla prezesów PSG, OM czy Lyon to prawdziwa łamigłówka. Szacuje się, że francuskie kluby mogą stracić około 900 milionów euro z powodu koronawirusa (w tym około 400 mln euro z dochodów z transferów).
Łatwiej obliczyć straty reprezentacji Francji. Do odwołanego Euro 2020 trójkolorowi planowali rozegranie czterech meczów towarzyskich. W tym trzy na Stade de France i jeden w Nicei. Za każdy mecz Francuzi otrzymują od UEFA 3,5 miliona euro. Wpływy z biletów dla federacji to kolejne trzy miliony na mecz.
Rachunek jest więc prosty: 4 x 3,5 + 4 x 3 = 26 milionów euro. Federacja ma jednak spore rezerwy gotówkowe. Skarbnik FFF Lionel Boland twierdzi, że „sytuacja związku jest stosunkowo zdrowa, mamy 63,7 euro rezerw”. W razie potrzeby zawsze będzie można czerpać z tej puli.
Raport dotyczący koronawirusa TUTAJ
Raport dotyczący koronawirusa w sporcie TUTAJ
Przejdź na Polsatsport.pl