Tour de France nie pojedzie bez kibiców. Co z Tour de Pologne? Lang: Bóg nade mną czuwał
Dyrektor Tour de Pologne, jak wszyscy, nie wie, co będzie z jego imprezą. Na szczęście może pozwolić sobie na czekanie z decyzją aż do czerwca. Czesław Lang nie wyklucza żadnej opcji. Na dziś potwierdził, że peleton, jeśli ruszy, to z Warszawy, a zakończy ściganie w Krakowie. Nad kolarzami będzie czuwał na całej trasie św. Jan Paweł II.
Robert Małolepszy: Organizatorzy Tour de France właśnie ogłosili, że jeśli nie będą mogli zorganizować wyścigu z udziałem publiczności, to nie zorganizują go w ogóle. Czas na decyzję dają sobie do 15 maja. A jak jest z Tour de Pologne? Do kiedy możecie czekać?
Czesław Lang: Na razie przełożyliśmy oficjalną prezentację wyścigu, która miała się odbyć 27 kwietnia w Warszawie, a odbędzie się pod koniec czerwca. Do czerwca właśnie możemy czekać z decyzjami. W tym roku Bóg nade mną chyba jednak czuwał, bo wszystkie sprawy organizacyjne, zwłaszcza jeśli chodzi o przygotowanie trasy, mamy zamknięte. Nie musimy już nic uzgadniać, jeździć po Polsce. Każdy etap, przejazd, czasy zamknięcia i wyłączenia z ruchu ulic, mety, starty – wszystko to mamy ogarnięte.
CZYTAJ TEŻ: Dyrektor Tour de France wyklucza rozegranie wyścigu bez kibiców
To kiedy i gdzie startujecie?
Tu się nic nie zmienia – wystartujemy 5 lipca z Warszawy, wyścig skończy się 11 lipca w Krakowie. Hasłem przewodnim będzie 100-lecie urodzin Jana Pawła II, co oznacza, że na trasie zahaczymy o Wadowice.
Jak duże jest prawdopodobieństwo, że Tour de Pologne jednak się nie odbędzie?
Na dziś wierzę w wersję, że będzie jedną z pierwszych kolarskich imprez tego sezonu, który - jak wiadomo - na razie jest zawieszony. UCI właśnie obraduje do kiedy. Ja zresztą nie zakładam odwołania wyścigu. Co najwyżej jego przełożenie.
Ile stracicie, jeśli nie uda się przeprowadzić tegorocznej edycji?
Na dziś to trudne do policzenia. Na pewno byłby to duże straty. Jak na razie cieszę się, że wszyscy nasi główni sponsorzy potwierdzili, że są dalej z nami. Podobnie miasta etapowe i startowe.
Za trzy miesiące miasta i sponsorzy mogą mieć poważne problemy finansowe.
Wszystko bierzemy pod uwagę. Staramy się ograniczać koszty, które w normalnych czasach już byśmy ponosili. Każdy scenariusz jest możliwy, ale na pewno przetrwamy.
Świat kolarski zmieni się przez koronawirusa?
Jak każde inne środowisko. Już słychać o obniżeniu kontraktów kolarzy. Zespoły, nawet te największe i najbogatsze, redukują zatrudnienie – zwalniają masażystów, mechaników, obsługę. Każdy szykuje się na ciężkie czasy.
CZYTAJ TEŻ: Sezon kolarski zawieszony co najmniej do 1 czerwca
Czy da się w ogóle przeprowadzić wyścig bez udziału publiczności? Kolarze mogą się jakoś chronić, jeśli każdego dnia śpią w innym hotelu?
Wszystko da się zrobić. Wyścig można przeprowadzić np. bez rozbudowanej strefy mety – to tam zawsze jest najwięcej kibiców i największy ścisk. Kolarze zaraz po przejechaniu kreski finiszowej mogą wjeżdżać do zamkniętej strefy, wsiadać do swoich autobusów i odjeżdżać. To da się zrobić, ale twierdzę, że jak minie zaraza, to kolarstwo może być jedną z tych dyscyplin, które dadzą ludziom nadzieję.
W jakim sensie?
No właśnie dzięki swej formule – przenoszenia się z jednego miejsca w drugie. Zaraz po wojnie wyścigi kolarskie dawały ludziom nadzieję. Pokazywały, że znów może być normalnie. I ja wierzę, że teraz też tak będzie. Prędzej czy później. A że świat się zmieni – to pewne. Może w kolarstwie znów tak będzie, że zawodnicy będą jeździć za darmo, albo za drobne nagrody. Tak jak to było za moich czasów. Może w tym sporcie zostaną sami pasjonaci.
Raport dotyczący koronawirusa TUTAJ
Raport dotyczący koronawirusa w sporcie TUTAJ
Przejdź na Polsatsport.pl