Cetnarski: Koronawirus to nie zerwanie więzadeł krzyżowych!
Kiedyś był jednym z najbardziej utalentowanych ofensywnych pomocników w polskiej Ekstraklasie. Grał w najlepszych czasach w historii GKS-u Bełchatów, ze Śląskiem Wrocław zdobył mistrzostwo, pojawił się także w reprezentacji Polski za kadencji Franciszka Smudy. Dziś w wieku 31 lat Mateusz Cetnarski szuka swego szczęścia w beniaminku ligi łotewskiej. Szykuje się do startu sezonu i nasłuchuje wieści z ojczyzny.
Bożydar Iwanow: Obserwujesz co dzieje się na polskim „podwórku”?
Mateusz Cetnarski: Obserwuję, słucham, jestem na bieżąco. Niewątpliwie jest to sytuacja wyjątkowa, ale wiele osób w świecie piłkarskim zaczyna zdawać sobie z tego sprawę, że jak niektóre ligi nie zaczną grać i nie zaczniemy powoli uczyć się trenować przy zachowaniu środków bezpieczeństwa to kluby zwyczajnie będą bankrutować. Bundesliga rozpoczyna treningi i jestem bardzo ciekawy tego testu na żywym organizmie, czy zapoczątkują powrót czy zakończy się to w sposób, którego się wszyscy obawiamy. Uważam, że bardzo szybko wrócimy do pomysłu koszarowania zespołów i kończenia rozgrywek przy pustych trybunach, nie zdziwi mnie nawet sytuacja przygotowania stadionu Narodowego ze sztuczną nawierzchnią i rozgrywania meczów tylko na jednym stadionie. Wozy transmisyjne nie przemieszczą się po kraju tylko będą mieć jeden obiekt. Komentarze tylko ze studia, kilka hoteli na wyłączność drużyn i zamkniętych boisk w Warszawie i okolicach do treningu.
Spoglądasz na to wszystko z oddali. I pewnie dziesięć lat temu nie przypuszczałbyś, że na finiszu swojej kariery wylądujesz na Łotwie?
Na finiszu? Na początku! (śmiech) Dopiero zaczynam przecież… Zapewniam, że zamierzam jeszcze trochę pograć. Bo czuję się naprawdę bardzo dobrze. A jak znalazłem się na Łotwie? To splot kliku okoliczności i rozmów. Nie chciałem zostawać dalej w Olsztynie, obie strony zresztą doszły do takiego wniosku. Zadzwonił do mnie mój kolega, z którym grałem w Cracovii, Sreten Sretenović. Jesteśmy cały czas w kontakcie, mamy kumpelskie relacje. Spytał, czy nie potrzebuje pomocy w znalezieniu jakiegoś klubu i nie ukrywam, że na „tapecie” mocno była Tajlandia. Była taka opcja w zespole, który poszukiwał zawodnika o moim profilu. Następnego dnia okazało się jednak, że jest i klub łotewski zainteresowany graczem na tę pozycję. Spytałem, co to za klub? A on, że Tukums. Ja na to, że: „Przecież tam trenerem jest Marek Zub! Sreten: „Rewelacja, dobrze się składa! Wrzucam temat!”. Godzinę później zadzwonił trener i żeby było śmieszniej, tego samego dnia Marek Zub wraz ze swoim asystentem Przemysławem Łagożnym akurat rozmawiali na mój temat zastanawiając się, co u mnie słychać. I nagle dostają informację że jestem na rynku… Kilka dni później wylądowałem już w Turcji na obozie.
Zobacz: Szwajcarska kadra zrezygnowała z ponad miliona dolarów
Obaj polscy szkoleniowcy po wybuchu pandemii opuścili jednak na jakiś czas Łotwę jadąc do rodzin. Ty zostałeś.
Zostałem, to było bardziej logiczne. Trenujemy indywidualnie jak większość drużyn i czekamy na rozwój wydarzeń. Ale jak wskazują wyniki zachorowań, skoro jest ich tu mniej, tym samym jest bezpieczniej. Mam więcej swobody, parki czy plaże są dostępne, choć oczywiście obowiązuje nas sporo obostrzeń, o zachowywanych odległościach czy liczbie osób, które mogą przebywać razem. Szkoły czy obiekty sportowe są zamknięte. Ludzie podchodzą poważnie do tych wszystkich restrykcji. Podporządkowali się. Ryga jest potężnym miastem ale poza tym te skupiska ludzi są mniejsze. Nie ma takiej siły „rażenia” wirusem. Na bieżąco jestem z informacjami co się tutaj dzieje i nie wygląda to tak tragicznie jak w Polsce. Wolałem tu zostać i czekać na rozwój wydarzeń. U nas musiałbym się poddać 14-dniowej kwarantannie, tu mogę się swobodnie poruszać. Siedzieć w domu w Kolbuszowej, zamknięty w czterech, ścianach, to nie dawało mi takiego komfortu jaki mam tutaj. Mam wspaniałe otoczenie, dużo parków, lasów, zieleni, plażę. Jeżeli zachowujesz wszystkie środki bezpieczeństwa jesteś w stanie indywidualnie potrenować i wydaje mi się, że mam większe możliwości tu na miejscu niż w Polsce.
Kontaktowałeś się z Kamilem Bilińskim, który w ubiegłym roku grał w FC Riga, zasięgając języka jak jest na Łotwie?
Rozmawialiśmy. Na razie oczywiście wiele spraw trudno jest mi zweryfikować, bo liga zanim się zaczęła to została wstrzymana. Ale rzeczywiście, wspominał o poziomie rozgrywek, warunkach, zarobki w dwóch - trzech czołowych drużynach są na taki samym poziomie jak w Polsce, pomijając oczywiście czołowych zawodników w Legii czy w Lechu. Jak pewnie ci wiadomo, zmianie uległ tu regulamin, dziś tylko trzech Łotyszy musi grać w podstawowym składzie, reszta to mogą być obcokrajowcy. A FC Riga ma ich piętnastu czy szesnastu. Granice zostały otwarte dla piłkarzy z zagranicy wiec bogatsze kluby idą tym szlakiem. Ściągają zawodników z niezłym CV. Większość klubów jest sponsorowanych w przeważającej części z prywatnych środków, miasta czy samorządy nie sponsorują drużyn w takim stopniu jak w Polsce. Sponsorzy mają określony budżet na sezon, gramy od marca do grudnia, inwestycje są zaplanowane na ten okres.
Kim jest właściciel Tukums?
Znam prezesa i dyrektora sportowego Nikitę, który zajmuje się wszystkimi sprawami biznesowymi i kontraktowymi. Właściciela nie miałem jeszcze okazji poznać. Ja się w te kwestie za mocno nie wgłębiałem, interesowały mnie moje przygotowania i dyspozycja. Jest klub, jest nazwa, wielu nowych zawodników, nowy sztab szkoleniowy i musimy nad wieloma sprawami popracować. Rozmawiałem z tymi piłkarzami, który robili historyczny awans do Virsligi i opinia jest taka, że ten przeskok między dwoma poziomami jest bardzo duży. Tak jakbyś jednego dnia był w czwartej lidze polskiej i nagle znalazł się w Ekstraklasie. Różnica jest potężna. Zespół cały czas się buduje, dla nas - wbrew pozorom - to przedłużenie tego okresu przygotowawczego było jak zbawienie. Szkoda, że nie możemy trenować w drużynie. Ale te kilka tygodni, które nam zostaną jeszcze przed startem mogą być tylko pomocne.
Zobacz: Ozil nie zgodzi się na obniżkę ogromnej pensji w Arsenalu?
Łotwa to przyjemne miejsce do życia? W Jurmali czujesz się jak nad polskim morzem?
Nie grałem nigdy w nadmorskim klubie w naszym kraju, więc trudno mi się odnieść. Ale na bazie moich pierwszych obserwacji nie widzę wielkiej różnicy między Polską a Łotwą. Jurmala jest najpopularniejszym kurortem, bo Ryga nie ma dostępu do Zatoki w takim wymiarze. Wszyscy jeżdżą więc do Jurmali, panuje tu całkowity spokój, jest 5 minut do morza, budynki usytuowane są wzdłuż wybrzeża. Do Tukumsa jest 25 kilometrów, to malutkie miasteczko. Śmieje się, że będę grał w łotewskiej Kolbuszowej, u siebie, to miejsce o podobnej wielkości i liczbie mieszkańców. Ale większość będzie mieszkać w Jurmali, tu łatwiej wynająć mieszkanie.
Przemek Łagożny mówił mi, że jest szansa, że niedługo zaczniecie sezon…
Na ten moment 14 kwietnia mamy wrócić do treningu. Nie ma żadnych informacji żeby ten termin zostało przełożony ale czy tak będzie? Liczba zakażonych nie rośnie jakoś drastycznie, jedna osoba zmarła. Była to 99-letnia pani, kilka dni temu, nie ma tak nadzwyczajnej sytuacji jak w Polsce. Ale musimy być pewni, że nic się nie wydarzy, nie wymknie się spod kontroli. Koronawirus to nie zerwanie krzyżowych – zerwanie nie zaraża, tu jest zagrożenie zakażenia innej osoby.
U was o tyle jest mniejszy problem, że nie przerywaliście rozgrywek tylko jeszcze ich nie zaczęliście.
Na Łotwie rozgrywa się cztery rundy w sezonie. Na razie uciekła nam pierwsza, możemy więc zacząć od drugiej. Jeżeli ucieknie nam druga, zaczniemy od trzeciej. Rozegramy więc połowę sezonu i kończymy rozgrywki. Gorzej, jakby zabrano nam trzecią, wtedy rozegralibyśmy 9 spotkań i byłoby po sezonie... Co do płac, na ten moment nie ma tu żadnych rozmów. Mamy spokojnie wracać 14 kwietnia do treningów. I oby tak się stało, mam nadzieję, że wystartujemy. Warunki są tu idealne, odległości nie są duże, tłumów nie ma, nawet jakby zamknąć nas w Rydze, to jest tu pełnowymiarowe boisko pod balonem, oczywiście to tylko moja wyobraźnia, jeśli byłyby jakieś decyzje. Tu i tak pierwszą część ze względu na klimat rozgrywa się na sztucznych nawierzchniach. Nie ma ciśnienia ze względu na prawa medialne czy telewizyjne. Więc wszyscy zachowują spokój i myślą przed wszystkim o bezpieczeństwie.
Przejdź na Polsatsport.pl