Były piłkarz Legii ma koronawirusa
Jacek Cyzio został zakażony koronawirusem. - W moim przypadku wszystko przechodzi bardzo łagodnie - powiedział w rozmowie z Polsatsport.pl.
W zeszłym tygodniu okazało się, że jest pan zarażony wirusem COVID-19. Jak się Pan czuje?
Mam się dobrze i nic mi się nie dzieje. Siedzę w domu, jak wielu Polaków, którzy nie muszą, a siedzą. I bardzo dobrze. Niech siedzą w domu i odpoczywają. Mnie się tak zdarzyło, że gdzieś tam złapałem tego wirusa. Nie miałem i nie mam żadnych objawów. I mam nadzieję, że nie będę miał. Już jestem dziesiąty dzień od badania, a dziewiąty od wyniku. Dzisiaj miałem pobraną drugą próbkę. Jeżeli wyjdzie minusowa, to za czterdzieści osiem godzin od wyniku, czyli mam nadzieję, że jutro będzie dobry wynik i za 48 godzin następną próbkę, żeby potwierdzić, że jestem zdrowy i mogę zakończyć tę izolację. Nic mi nie dolega. W moim przypadku wszystko przechodzi bardzo łagodnie.
Ma Pan przypuszczenie w jaki sposób mógł się zarazić koronawirusem?
Nie wiem. Ja mam akurat taką pracę, że jestem przy służbie zdrowia i praktycznie codziennie jestem w ośmiu przychodniach lekarskich na terenie Włoch i Bemowa. Konkretnie nie tyle w samych przychodniach, co w sekretariacie czy u pani dyrektor, pana dyrektora albo u kierowników tych przychodni. Jest tam przepływ dokumentów, którym się zajmuję. Mijam na korytarzu bardzo wiele osób, ale nie są to pacjenci, którzy są w tych placówkach. Nie miałem większego kontaktu z pacjentami, ale jak widać, to nie o to chodzi. Nie trzeba być pacjentem, aby coś takiego złapać. Ciężko mi powiedzieć, gdzie mogłem się zarazić koronawirusem. Nie mam w ogóle pojęcia.
To dlaczego został Pan przebadany?
Nie zgłosiłem się na badanie, bo nie miałem takich podstaw. Miałem możliwość w jednej z tych przychodni wykonania takiego testu, to z tego skorzystałem, przede wszystkim dla swojego bezpieczeństwa. Powtórzę raz jeszcze: nic mi nie dolegało i nic mi nie dolega. Wynik mi wyszedł pozytywny. Byłem w ogromnym szoku. Do tego zdenerwowany, bo robiłem wszystko, żeby do tego nie dopuścić. Nie jeździłem po sklepach, tylko wracałem z pracy i siedziałem w domu. Nie wychodziliśmy z żoną praktycznie nigdzie, a teraz oboje musimy siedzieć w domu. Żona jest na kwarantannie, a ja jestem na tak zwanej izolacji.
Jest duża różnica między izolacją a kwarantanną?
Praktycznie żadna. No może poza tym, że teraz śpię w innym pokoju. Dla bezpieczeństwa (śmiech). Jak wychodziłem zrobić badania, to spaliśmy razem w sypialni. Teraz jak to spadło na nas, to żona trochę inaczej funkcjonuje i staramy się przez ten okres kwarantanny i izolacji żyć tak jakby na odległość. Ale teraz były święta, trzeba było śniadanie zjeść. Staramy się normalnie żyć. Wydaje mi się, że tak naprawdę ta izolacja to chyba powinna wyglądać tak, że powinienem być odizolowany w innym pokoju albo mieszkaniu. Nikt mnie do tego nie zmusił, ani nikt mi tego nie kazał. Po prostu zapytali mnie, z kim miałem kontakt, więc to przekazałem. Codziennie miałem kontakt z wieloma ludźmi. Niech w każdym sekretariacie pracuje po dwie osoby, to już łatwo sobie policzyć. Wszyscy Ci ludzie zostali przebadani i są zdrowi. Nikt z nich nie jest na kwarantannie. Ale ci najbliżsi, czyli żona i nawet córka, z którą miałem bardzo mały kontakt, bo raz odbierałem ją z pracy, więc ten kontakt w ostatnich trzech tygodniach miałem z nią może dziesięć lub piętnaście minut. Ale też ją zgłosiłem, żeby to było jakieś bezpieczeństwo. Została tez objęta kwarantanną i dla jej bezpieczeństwa ona również została przebadana. W moim przypadku nie ma w zasadzie żadnej różnicy. Razem z żoną mieszkamy pod jednym dachem.
Jak wyglądają kontrole. Tutaj też są różnice pomiędzy izolacją i kwarantanną?
To jest chyba tak naprawdę różnica między jednym i drugim, bo żona z racji tego, że jest na kwarantannie, to musi się dwa razy dziennie meldować do sanepidu, że jest w domu. Jej telefon jest namierzony. Ja tego nie mam i nie muszę się meldować. Przyjeżdża do nas policja. To wygląda trochę śmiesznie i niepoważnie, bo przyjeżdżają dwa samochody. Nie codziennie, ale rano przyjeżdża, dzwoni domofonem. Żona odbiera: „czy może Pani wyjść na balkon?”. Oczywiście. Żona wychodzi i się pyta: „a mąż?”. „A jak jest, to może wyjść”. Ale to ja jestem chory, nie żona. Żona pyta, czy mają mnie na liście, szukają i na trzeciej liście mnie znajdują. To niech wyjdzie i się pokaże. W porządku. Na drugi dzień przyjeżdża policja i jest to samo, tyle tylko, że... odwrotnie. Pytają o mnie, więc ja wychodzę na balkon i pytam też o żonę, czy też musi się im pokazać. Żony jednak nie mają na liście. Szukają i jest na tej trzeciej liście, no to musi wyjść. A wczoraj było dwa razy. Rano przyjechali do mnie, a popołudniu do żony. Takie to trochę bez sensu, bo to szkoda czasu dla tych ludzi. Tam jest chyba taki „kocioł”, że nad wszystkim nie panują. Nie tylko w taj kwestii.
Dlaczego?
Dzisiaj razem z żoną mieliśmy robiony wymaz. Na to badanie najpierw umówili się telefonicznie, a następnie przyjechali do nas około godziny jedenastej. Za trzy godziny inna ekipa przyjechała do nas jeszcze raz na to samo badanie. Ubrani w te specjalne uniformy chcieli nam robić ten sam wymaz jeszcze raz. Kiedy im powiedziałem, że wasi koledzy już nam robili to badanie, to byli zdziwieni. Szkoda tylko testu marnować.
Jak sobie Państwo radzicie w kwestii choćby robienia zakupów, skoro oboje macie zakaz opuszczania mieszkania.
Nie mamy z tym większych problemów. Mamy tutaj przychylnych ludzi, znajomych, którzy mieszkają tutaj koło nas czy sąsiadów z naprzeciwka. Na święta byliśmy na szczęście w miarę zaopatrzeni, jakieś „końcówki” zakupów to nam sąsiad zrobił. Śmieci wystawiamy za drzwi i zabierają. Organizacyjnie nie jest źle. Opieka społeczna kontaktowała się z nami i proponowała pomoc w robieniu zakupów. Odmówiliśmy grzecznie, bo nie było takiej potrzeby, a teraz mamy taką nadzieję, że te badania pokażą że jesteśmy już zdrowi i będziemy mogli normalnie funkcjonować. Oczywiście będziemy siedzieć w domu, bo to jest bardzo niebezpieczne. Tak jak to w moim przypadku, wyglądam normalnie, czuję się dobrze. Nie miałem żadnych objawów, ani kataru, ani kaszlu czy temperatury. Nic nie miałem i nie mam do tej pory. I oby tak było. A jednak ten test wyszedł pozytywnie, czyli jest to bardzo niebezpieczne i w każdej chwili to się może rozwinąć. Trzeba na siebie bardzo uważać, bo nie wiadomo gdzie i skąd. Ja byłem w wielkim szoku, bo wydawało mi się, że mimo swojego wieku, dalej uprawiam sport, prowadzę zajęcia w swojej Akademii, jestem trenerem w klubie. Praktycznie codziennie popołudniami pracowałem z młodzieżą. Wydawało mi się, że każdy może zachorować, ale my, sportowcy? Dlaczego ja mam zachorować? Niestety, nie ma reguł. Czy jesteś sportowcem, czy jesteś człowiekiem, który nigdy nie uprawiał sportu. Wydaje mi się, że na to nie ma mocnych.
Raport dotyczący koronawirusa TUTAJ
Raport dotyczący koronawirusa w sporcie TUTAJ
Przejdź na Polsatsport.pl