Tęsknota za reprezentacją. Tak długie przerwy już się zdarzały
Od prawie siedemdziesięciu lat nie było tak długiej przerwy w rozgrywaniu meczów piłkarskiej reprezentacji Polski. Z powodu pandemii koronawirusa będzie ona pauzować minimum dziewięć i pół miesiąca, długi rozbrat z rywalizacją dotyczy także innych drużyn narodowych. W przypadku Francuzów to najdłuższa przerwa od 1947 roku.
Ostatnio wybrańców trenera Jerzego Brzęczka oglądaliśmy w akcji 19 listopada 2019 roku. W eliminacjach mistrzostw Europy Polacy pokonali wtedy Słowenię 3:2. Mecz na PGE Narodowym był ostatnim występem Łukasza Piszczka w reprezentacji, a nasza drużyna była już pewna awansu do turnieju finałowego. Tego, który został przełożony na 2021 rok i którego rozegranie w zaplanowanej wcześniej formule, stoi pod wielkim znakiem zapytania.
W marcu Biało-Czerwoni mieli zagrać towarzyskie mecze z Finlandią i Ukrainą, zostały one jednak odwołane. Kolejne terminy międzypaństwowych potyczek wypadały w czerwcu, gdy siłę naszej kadry miały sprawdzić Islandia i Rosja. Jednak i ci rywale do Polski nie przyjadą, bo i wtedy grać się nie będzie. Być może kończony będzie sezon w większość europejskich lig, co jest obecnie priorytetem dla krajowych federacji. Reprezentacje zeszły na dalszy plan.
Pierwszym planowanym obecnie terminem powrotu drużyny Brzęczka jest 4 września. Tego dnia czeka ją wyjazdowy mecz z Holandią w Lidze Narodów. Czy ta data jest pewna? Nie, bo obecnie wszystko co dotyczy sportu (i nie tylko), pozostaje w sferze planów. Jeden z wiceprezydentów FIFA Victor Montagliani przyznał o swoich obawach dotyczących jesiennych terminów, w związku z ewentualnym przedłużeniem ograniczeń spowodowanych koronawirusem.
- Myślę, że krajowy futbol jest najważniejszy. Wrzesień nadal widnieje w kalendarzu, jednak nie jestem pewien, czy ma to solidny grunt - powiedział Kanadyjczyk agencji AP.
Zakładając jednak, że 4 września kadra Brzęczka zagra mecz Ligi Narodów, jej rozbrat z rywalizacją międzypaństwową potrwa dziewięć i pół miesiąca.
Oczywiście najdłuższa przerwa w historii reprezentacji Polski i wielu innych krajów była spowodowana II wojną światową. W przypadku Biało-Czerwonych trwała prawie osiem lat. Od 27 sierpnia 1939 roku (4:2 z Węgrami w Warszawie, trzy gole Ernesta Wilimowskiego) do 11 czerwca 1947 roku, gdy ulegli w Oslo Norwegii 1:3.
Wcześniej i później zdarzały się dość długie przerwy, ale wyglądało to zupełnie inaczej niż obecnie. Przede wszystkim nie oznaczały całkowitego wstrzymania rywalizacji, można było trenować, trwały zmagania w ligach, a kadra rozgrywała nieoficjalne spotkania.
Przykładem jest okres od 27 października 1928 roku (porażka 2:3 z Czechosłowacją w Pradze) do 28 września 1930 roku (wygrana 3:0 ze Szwecją w Sztokholmie). A także np. roczna przerwa od 27 maja 1951 (0:6 w Budapeszcie z Węgrami, ówczesną potęgą piłkarską) do 18 maja 1952 roku, gdy Polska uległa w Warszawie Bułgarii 0:1.
W obu przypadkach kadra narodowa grała jednak w tym czasie mecze uznawane za nieoficjalne. W czasie dwuletniej przerwy od jesieni 1928 do jesieni 1930 Biało-Czerwoni rywalizowali kilka razy z amatorskimi reprezentacjami Czechosłowacji, Austrii i Węgier, natomiast w 1952 roku - dwukrotnie z reprezentacją Moskwy.
Patrząc jednak na oficjalne statystyki reprezentacji Polski, długość obecnej przerwy można porównać właśnie z okresem 1951-52.
Warto też odnotować, że Biało-Czerwoni rzadko grali oficjalne spotkania w latach 1953-55. Natomiast ostatnia znacząca przerwa nastąpiła na przełomie lat 1981-82.
18 listopada 1981 roku Polacy przegrali u siebie towarzysko 2:3 z Hiszpanami w spotkaniu będącym pożegnaniem z reprezentacją Jana Tomaszewskiego. Na kolejny oficjalny mecz trzeba było czekać aż do udanego mundialu w Hiszpanii, na którym nasza drużyna zajęła trzecie miejsce. W pierwszym spotkaniu grupowym 14 czerwca 1982 roku drużyna prowadzona przez Antoniego Piechniczka zremisowała 0:0 z Włochami, późniejszymi mistrzami świata, którzy pokonali Polaków w półfinale 2:0.
Prawie siedmiomiesięczna wówczas przerwa wynikała głównie z wprowadzenia w kraju stanu wojennego. To jednak nie znaczy, że ten czas był stracony dla kadry. Grała bowiem kontrolne mecze z zespołami klubowymi, miała również długie zgrupowania. W przeciwieństwie do obecnej sytuacji była więc możliwość trenowania, przebywania ze sobą i ćwiczenia różnych wariantów gry.
- Mało która reprezentacja chciała przyjechać do nas w stanie wojennym. Ewentualnie mogliśmy wyjechać grać na jej terenie albo na terenie neutralnym, ale to wiązało się z kosztami. Przygotowania przebiegały w ciężkich warunkach, jednak na pewno nie mogliśmy narzekać na warunki, jakie - jak na tamte czasy - zostały nam stworzone przez PZPN – wspominał przed laty ówczesny kadrowicz Janusz Kupcewicz.
Wtedy reprezentacja Polski była w gorszej sytuacji od innych uczestników MŚ 1982 w Hiszpanii. Obecnie właściwie wszystkie drużyny narodowe w Europie i na innych kontynentach mają taki sam problem.
Aktualni mistrzowie świata Francuzi ostatni mecz rozegrali 17 listopada 2019 z Albanią (wygrana 2:0 w eliminacjach ME). Kolejny mają zaplanowany na 5 września w Lidze Narodów ze Szwecją, co oznacza, że będą prawie 300 dni bez rywalizacji. I to w przypadku, jeżeli rzeczywiście uda się jesienią zagrać.
Ostatni tak długi rozbrat z piłką w wydaniu międzypaństwowym "Trójkolorowi" – jak przypomniała agencja AFP - mieli 73 lata temu, gdy w marcu 1947 roku pokonali towarzysko Portugalię 1:0, po 10-miesięcznej przerwie rozpoczętej w maju 1946.
Na kłopoty wynikające z braku meczów reprezentacji narodowych zwrócił niedawno uwagę szef francuskiej federacji (FFF) Noel Le Graet.
- Chciałbym, abyśmy wzięli nieco bardziej po uwagę drużyny narodowe, ponieważ federacje w Europie i na świecie żyją ekonomicznie ze swoich meczów. Mamy 10 takich terminów w roku, trzeba je chronić – powiedział w rozmowie z AFP pod koniec marca.
Z jednej strony dla Francuzów brak meczów może stanowić obecnie problem, biorąc pod uwagę starzenie się wspaniałego pokolenia mistrzów świata 2018 i wicemistrzów Europy 2016, ale z drugiej - wielu piłkarzy ma teraz czas na wyleczenie kontuzji, m.in. Lucas Hernandez, Paul Pogba, N'Golo Kante, Ousmane Dembele i Kingsley Coman.
Z kolei Anglicy, który mogą pochwalić się najdłuższą na świecie - obok Szkocji - historią narodowej reprezentacji, praktycznie wcale nie muszą sięgać pamięcią wstecz, ponieważ z wyjątkiem okresu II wojny światowej nie mieli od stu lat żadnych dłuższych przerw. Np. w 1946 roku rozegrali cztery mecze międzypaństwowe, co wtedy było imponującą liczbą, ostatni pod koniec listopada (8:2 z Holandią), a kolejny już 12 kwietnia 1947 (1:1 ze Szkocją).
Zupełnie inaczej było w przypadku hiszpańskiej reprezentacji, która z powodu wojny domowej w tym kraju nie rozgrywała oficjalnych meczów prawie pięć lat - od maja 1936 do stycznia 1941 roku (w czasie tej przerwy zagrano dwukrotnie z Portugalią, ale to nieoficjalne spotkania).
Bardzo długą przerwę mieli Niemcy, co wynikało oczywiście z II wojny światowej i późniejszego podziału na dwa kraje – RFN i NRD, nieformalnie zwanych jako Niemcy Zachodnie i Niemcy Wschodnie.
Oba czekały długo na pierwsze mecze po wojnie. RFN do listopada 1950 roku, gdy pokonała u siebie 1:0 Szwajcarię. Natomiast drużyna NRD zadebiutowała dopiero we wrześniu 1952 roku, w spotkaniu z... reprezentacją Polski. Biało-Czerwoni wygrali wówczas w Warszawie 3:0.
Raport dotyczący koronawirusa TUTAJ
Raport dotyczący koronawirusa w sporcie TUTAJ
Przejdź na Polsatsport.pl