Czy można blokować zagrywkę? Przepisy siatkarskie, które mogą zaskakiwać
Punkty zdobywane tylko przy własnej zagrywce, możliwość blokowania serwisów, gra bez libero i trener w milczeniu obserwujący z ławki poczynania swych podopiecznych. Przepisy siatkówki obowiązujące kilkadziesiąt lat temu mogą budzić zdumienie wśród współczesnych fanów tej dyscypliny sportu.
Siatkówkę wymyślił William G. Morgan, który w 1895 roku zorganizował pierwszy, pokazowy mecz tej dyscypliny. Od tego czasu zasady gry przeszły niezliczoną ilość zmian. Dość powiedzieć, że dopiero w latach pięćdziesiątych doszło do ujednolicenia przepisów na całym świecie, bo wcześniej inaczej grano w siatkówkę np. w Azji, a inaczej na Starym Kontynencie. Nawet jednak od momentu ich ujednolicenia ta popularna gra przeszła tyle przeobrażeń, że pod wieloma względami trudno porównywać współczesną siatkówkę z grą, która zadebiutowała jako dyscyplina olimpijska w 1964 roku.
W ostatnich kilkudziesięciu latach w siatkówce zaszły tak ogromne zmiany, że wielu, zwłaszcza młodszych kibiców może być zaskoczonych przepisami, które obowiązywały w tej grze przed kilkudziesięciu laty. Oto kilka przykładów znaczących zmian.
• Nie każda wygrana akcja przynosi punkt
Mecz siatkarski jest obecnie rozgrywany do momentu, w którym jedna z drużyn wygra trzy sety. By wygrać seta, trzeba wywalczyć co najmniej 25 punktów i mieć przynajmniej dwa punkty przewagi nad rywalem. Wyjątkiem jest piąty set, który jest rozgrywany do 15 punktów (z zachowaniem zasady dwóch oczek przewagi). Każda wygrana akcja przynosi punkt. Takie reguły obowiązują w siatkówce od ponad dwudziestu lat. Wcześniej jednak punkty liczono zupełnie inaczej.
Sety toczyły się do 15 punktu (zwycięzca również musiał mieć przynajmniej dwa oczka przewagi), ale punkt zdobywał tylko ten zespół, który zagrywał. W tej sytuacji obie drużyny walczyły o różne cele – jedna o zdobycie punktu, druga o tzw. "przejście", czyli o prawo do zagrywki. Przy takich przepisach mecz mógł trwać bardzo długo, bo zdarzały się sytuacje, że kilka akcji z rzędu nie przynosiło korekty na tablicy wyników. Pierwsze zmiany w tej kwestii nastąpiły od 1989 roku. Wówczas wprowadzono tzw. tie-break – w ewentualnym piątym secie każda wygrana piłka skutkowała przyznaniem punktu, ale w czterech pierwszych partiach obowiązywały stare przepisy.
Tak grano do 1998 roku, a ostatnią wielką imprezą, na której obowiązywał ten system, były MŚ 1998 w Japonii. Formuła "Rally Point System" została wprowadzona od sezonu ligowego 1998/99. Mimo początkowej niechęci części trenerów, zawodników i ekspertów, okazała się dobrym pomysłem i zrewolucjonizowała siatkówkę.
• Czy można zablokować zagrywkę?
"Blokowanie zagrywki przeciwnika jest zabronione" – przepisy gry w piłkę siatkową jasno rozstrzygają tę sprawę. Do 1984 roku jednak blokowanie serwisu rywala było dozwolone. Preferowano więc tzw. zagrywkę tenisową albo np. serwis sposobem dolnym. Istotne było to, by piłka nie leciała tuż nad siatką i nie stwarzała rywalom okazji do blokowania.
Zmiany w przepisach doprowadziły do rewolucji. Coraz częściej zaczęto zagrywać z wyskoku, a pierwsi zaczęli eksperymentować z tym siatkarze z Ameryki Południowej – Argentyńczycy i Brazylijczycy. Serwisy stały się jeszcze mocniejsze i bardziej ryzykowne po tym, jak tzw. "net" przestał być uznawany za błąd. Obecnie, gdy piłka po dotknięciu taśmy przetacza się na drugą stronę i wpada w boisko, serwujący zdobywa punkt. Potężne zagrywki są ozdobą meczów, a czołowi specjaliści w tym fachu potrafią regularnie posyłać piłki w boisko rywala z prędkością ponad 110 km/h.
• Trener nie może pomagać drużynie w trakcie gry!
Obecny selekcjoner reprezentacji Polski Vital Heynen znany jest ze swych żywiołowych reakcji podczas spotkań. Jest bez wątpienia jednym z tych szkoleniowców, którzy żyją meczem, "grają" razem z drużyną i często należą nawet do wiodących aktorów widowiska. Pytanie, jak Heynen odnalazłby się np. w czasach sukcesów drużyny Huberta Wagnera. Wówczas trenerzy nie mogli pomagać swym zespołom podczas meczu, z wyjątkiem dwóch przerw na żądanie w czasie seta. Słynny "Kat" nie mógł więc spacerować z notesem przy linii, bo był zmuszony obserwować grę swej drużyny z ławki rezerwowych. Przepisy zmieniły się dopiero przed MŚ 1986.
"Mistrzostwa świata we Francji będą rozgrywane już zgodnie z przepisem, który pozwala trenerowi głośno dyrygować z ławki grą drużyny. Dotychczas trener mógł siedzieć, obgryzać paznokcie i dwa razy w ciągu seta poprosić o przerwy dla odpoczynku, w czasie których niemożliwe jest powiedzenie niczego sensownego, poza zagrzewaniem graczy do walki. Teraz trener może podpowiadać, pokrzykiwać, radzić w czasie gry... Rola człowieka z ławki zmienia się więc bardzo,bowiem bez przesady staje się on współautorem zdarzeń na boisku. Więcej możliwości, więcej satysfakcji, ale i ogromna odpowiedzialność"– pisał wówczas Zdzisław Ambroziak.
Zmiana przepisów, które były później kilkakrotnie modyfikowane, była strzałem w dziesiątkę. Dzięki niej swe predyspozycje ujawniło wielu trenerów – showmanów, którzy stali się ważnymi postaciami widowiska siatkarskiego. Znacznie przybliżyła kibicom pracę i emocje szkoleniowców. Dziś chyba niewielu sympatyków siatkówki wyobraża sobie mecz z dwoma trenerami siedzącymi na ławkach i pozbawionymi możliwości reakcji na grę swych podopiecznych.
• Nie wolno przekładać rąk podczas bloku
W latach sześćdziesiątych wprowadzono dwie niezwykle ważne innowacje dotyczące gry bloku. W obecnej formie brzmią one następująco:
"W chwili blokowania zawodnik może przekładać ręce nad siatką, pod warunkiem, że nie wpływa to na grę przeciwnika" oraz "Dotknięcie piłki przez blokujących nie jest liczone jako odbicie piłki przez zespół. Po dotknięciu piłki przez blokujących, zespół ma zatem prawo do trzech odbić w celu przebicia piłki na stronę przeciwną".
Możliwość przekładania rąk podczas blokowania i nieliczenie bloku jako pierwszego odbicia znacznie podniosło znaczenie tego elementu gry. Wielu ekspertów twierdzi również, że po wprowadzeniu pierwszego z tych przepisów w 1964 roku, sprawiło, że blok stał się bardziej agresywny i zmalały szanse zawodników o niższym wzroście na zrobienie dużej kariery w tej dyscyplinie... W ten sposób rozpoczęła się w siatkówce era "wieżowców".
• Nie wolno podbijać piłki nogą
Pamiętacie genialną "piłkarską" obronę Magdaleny Stysiak podczas meczu kwalifikacji olimpijskich w Apeldoorn? Przed laty taka interwencja byłaby nieprzepisowa. Początkowo zawodnik mógł odbijać piłkę dowolną częścią ciała powyżej pasa, później powyżej kolan. Od połowy lat dziewięćdziesiątych siatkarze mogą odbijać piłkę również stopami. Takie sytuacje nie zdarzają się zbyt często, ale czasem bywają bardzo efektowne.
• Drużyna bez libero
Wiele z wprowadzanych zmian w przepisach miało za zadanie ograniczenie dominacji ataku nad obroną. Przykładem wspomniane odbicie piłki nogą, które nie jednak ma aż tak wielkiego znaczenia w siatkówce. O wiele ważniejszą inicjatywą było wprowadzenie w 1998 roku pozycji libero. Obecność na boisku gracza wyspecjalizowanego tylko w grze obronnej miała za zadanie zwiększenie ilości dłuższych akcji i płynności gry, szczególnie w męskiej siatkówce.
Początkowo odnoszono się do tej zmiany ze sporą rezerwą, zdarzało się, że zawodnicy przesunięci na tę pozycję obrażali się na trenerów. Z czasem jednak ta innowacja przyjęła się do tego stopnia, że dziś trudno wyobrazić sobie drużynę siatkarską bez libero, a ich spektakularne interwencje są często ozdobą meczów. Kilku zawodników grających na tej pozycji – choćby Krzysztof Ignaczak – stwierdziło po latach, że ten przepis uratował im kariery, gdyż przy niższym wzroście nie mieliby szans na podbój światowych parkietów na innych pozycjach.
– Wprowadzenie szybkich, dynamicznych, zwinnych i wyspecjalizowanych zawodników libero dodało kolorytu grze defensywnej. Poprawiło ciągłość gry, a także zwiększyło mobilność i skuteczność drugiej linii w obronie – powiedział swego czasu w rozmowie z Polsatsport.pl trener Ireneusz Mazur.
• Atak tylko z II linii
Eksperymenty z lat dziewięćdziesiątych okazały się bardzo udane i zrewolucjonizowały siatkówkę. Również w kolejnych latach pojawiło się kilka innowacji, które pozytywnie wpłynęły na tę dyscyplinę. Przykładem jest wprowadzenie i rozpowszechnienie systemu challenge, który pojawił się po raz pierwszy na polskich parkietach w finale PlusLigi w 2011 roku.
Nie oznacza to jednak, że siatkarscy włodarze mają wyłącznie dobre pomysły. Przykładem nietrafionej zmiany okazała się tzw. "złota formuła" testowana podczas rozgrywanych w Dosze Klubowych Mistrzostw Świata 2009.
Na czym polegała "złota formuła"? Otóż pierwszy atak po przyjęciu zagrywki musiał być wykonany zza linii trzech metrów; dozwolony był ewentualnie atak z drugiej piłki. Ten dziwaczny przepis miał w zamyśle sprawić, że piłka dłużej będzie utrzymywana w powietrzu, przez co akcje będą atrakcyjniejsze dla widza.
Ta zmiana okazała się klapą. Akcje wyglądały dziwacznie, nie mogli się do nich przyzwyczaić zawodnicy, nie stanowiły też wielkiej atrakcji dla kibiców. Głośno krytykowali ją uczestnicy KMŚ 2009, choćby słynny amerykański rozgrywający Lloy Ball. Również siatkarskie autorytety nie pozostawiły na tym pomyśle suchej nitki. Trener Andrzej Niemczyk w jednym z wywiadów nazwał go głupotą, która zabija siatkarską technikę i przeczy wszystkiemu, co było do tej pory ćwiczone. Na szczęście, zmiana ta nie została wprowadzona, ale o niefortunnym pomyśle działaczy wciąż się pamięta.
Włodarze FIVB wciąż myślą nad nowymi rozwiązaniami. Ciągłym zmianom ulega interpretacja niektórych przepisów. Wiele dyskusji wywołuje również sprawa punktacji. Podczas MŚ U–23 testowano np. system gry do czterech wygranych setów. Czy w najbliższym czasie możemy się spodziewać kolejnych rewolucyjnych zmian?
Przejdź na Polsatsport.pl