Kowalski: Podważanie wznowienia rozgrywek to efekt cwaniactwa, a nie obawy o zdrowie
Projekt powrotu naszych ligowców do gry i próba dokończenia sezonu przy ogromnych obostrzeniach, zastosowanych środkach bezpieczeństwa i bez udziału publiczności, nieoczekiwanie pokazał, że po raz kolejny tzw. środowisko nie jest jednością. Naprawdę spora grupa kręci nosem. Stawia pytania, podważa sens, zastanawia się, co będzie jeśli mimo wszystko ktoś zachoruje...
Pytania i wątpliwości oczywiście zawsze mieć można. To jasne, że każdy martwi się przede wszystkim o zdrowie, ale wcale nie jest takie klarowne, że w tym przypadku jedynie o naturalne obawy chodzi. Analizując stworzony projekt, inne grupy zawodowe nawet nie mają prawa myśleć o powrocie do pracy na takich warunkach, w takich okolicznościach, z takimi zabezpieczeniami, testami i pod stałą medyczną kontrolą. Kierowcy autobusów miejskich, kasjerki w hipermarketach, pracownicy fabryk czy przede wszystkim przedstawiciele służby zdrowia, mogą o podobnym komforcie jedynie pomarzyć.
Na najbardziej nurtujące pytanie, co się stanie, jeśli ktoś z uczestników zdarzeń zachoruje, jest odpowiedź zawarta w projekcie, który został skierowany do premiera. Taka osoba zostanie oczywiście wykluczona, a cała reszta, która miała z nią styczność, poddana będzie testom, a do momentu uzyskania wyników (pewnie około kilkunastu godzin) poczeka na nie w izolacji. Dokładnie taką samą procedurę przygotowali Niemcy, którzy jako pierwsi szykują się do restartu swoich rozgrywek (być może Bundesliga ruszy już na początku maja). Pewnie, że to nie jest rozwiązanie dające stuprocentową pewność. Ale w czym, w jakiej dziedzinie i w jakim miejscu na świecie możemy ją dziś mieć choćby zbliżoną do takiej wielkości?
Można ewentualnie uznać za sensowny argument, ze może lepiej poczekać jeszcze trochę, może przełożyć dokończenie rozgrywek na sierpień, a następny sezon zacząć późną jesienią? Skąd jednak mamy mieć pewność, że epidemia wówczas będzie wygaszona, skoro polityce i lekarze straszą nas, że szczytu zachorowań jeszcze nie osiągnęliśmy, a w ogóle to można się spodziewać kolejnych fal, nawrotów czy kumulacji z innymi wirusami w okresie jesienno-zimowym? Mamy czekać z restartem zawodowego życia i futbolu do czasu wynalezienia mitycznej szczepionki? Zrezygnować z piłki nożnej na dwa lata?
CZYTAJ TEŻ: Kowalski: Kapitan Gol do dymisji
Przecież nawet nie o same pieniądze tu chodzi, których nie da się zarobić w takim stanie zawieszenia i ewidentnych zauważalnych dla całej gospodarki strat, jaką niesie za sobą taka blokada. Ale także o coś, co jest być może nawet ważniejsze. O stan ducha ludzi. Jestem pewien, że powrót sportowców na boiska, wznowienie rywalizacji nawet w takiej okrojonej formie, wpłynie pozytywnie na psychikę nas wszystkich. To będzie powiew nadziei, jakiegoś powrotu do normalności, do życia, możliwość oderwania się od doskwierającej coraz mocniej codzienności. Nie mówiąc już samych zawodnikach, którzy wreszcie będą mogli wykonywać swój zawód.
Doprawdy trudno zrozumieć głosy niezadowolenia z planowanego restartu płynące z wewnątrz. Od niektórych klubowych działaczy, czy trenerów, którzy - jak tłumaczą - będą mieć za mało czasu na przygotowania...
Jak są rzeczywiste przyczyny tego kontestowania wyjaśnił w brutalny nieco sposób Zbigniew Koźmiński w wywiadzie dla Polsatsport.pl.
- Taka postawa to kompromitacja. Nie mam słów. O co chodzi? O to, aby nic nie robić, skonsumować to miejsce w tabeli, które dotychczas udało się ugrać i najlepiej jeszcze zgarnąć całą pensję, nie godząc się na obniżkę - zagrzmiał były prezes Wisły Kraków, Pogoni Szczecin, Piasta Gliwice i Górnika Zabrze.
Aż chciałoby się wierzyć, że w swoim stylu lekko przerysował...
Przejdź na Polsatsport.pl