Mama polskiego napastnika miała koronawirusa. "Zakaziła się w szpitalu we Włoszech"
Piotr Branicki, polski napastnik, który przez 17 lat występował na włoskich boiskach, ostatnie miesiące spędził na Malcie. Okazało się, że matka doświadczonego zawodnika, która jest pielęgniarką i pracuje w mieście Acerra pod Neapolem, zakaziła się koronawirusem. Na szczęście Polka pracująca od lat we Włoszech jest już zdrowa. – W środę wykonano mamie kolejny test i okazało się, że jest już zdrowa – powiedział napastnik.
31 marca Branicki w obszernej rozmowie z Polsatsport.pl opowiedział, jak wygląda sytuacja na Malcie w dobie pandemii koronawirusa.
- Na Malcie władze nie popełniły błędów chociażby Włochów. Już dawno władze kraju zamknęły dosłownie wszystko, nie licząc oczywiście sklepów spożywczych i aptek – mówił wówczas 37-latek, który w ostatnim czasie występował w klubie z maltańskiej ekstraklasy - Hamrun Spartans FC.
Piłkarz pochodzący z Warszawy opowiedział również historię swojej mamy, która od lat mieszka we Włoszech.
- Wiem, jak wygląda tam sytuacja, ponieważ moja mama mieszka i pracuje w mieście Acerra pod Neapolem jako pielęgniarka. Mama chce pomóc Włochom w tym katastrofalnym czasie. Prosiliśmy ją z siostrą, żeby tego nie robiła i nie ryzykowała, że sama się zakazi koronawirusem – wyznał miesiąc temu Branicki.
Okazało się, że napastnik, który przez lata występował na włoskich boiskach (od sezonu 2003/04), przeżywał wraz z najbliższymi ciężkie chwile. Matka Branickiego zakaziła się koronawirusem.
– Moją mamę dopadł koronawirus. Najprawdopodobniej stało się to właśnie w szpitalu, w którym pracuje. Całe szczęście, że przechodziła chorobę dosyć łagodnie. Pojawił się u niej kaszel oraz lekko gorączkowała. Zrobiono jej test, który miał wynik pozytywny – zdradził wychowanek warszawskiego klubu GKP Targówek.
Branicki ujawnił, jak jego matka przechodziła chorobę oraz zapewnił, że kobieta jest już zdrowa.
– Mama leczona była lekami na malarię, bo Włosi stosują taką metodę. Przez tydzień przyjmowała leki na malarię, a wcześniej jak tylko było podejrzenie, brała antybiotyk. Teraz mama jest osłabiona, ale dochodzi do siebie. Do tego pojawiły się u niej stany lękowe, które powodowały pogorszenie nastroju. Obawiała się też, że ktoś z jej kamienicy dowie się, że choruje na tego paskudnego wirusa. Wpadła w panikę, ale szybko ją opanowała. Ta choroba bardzo obciąża człowieka psychicznie – powiedział były zawodnik m.in. Polisportiva Arzachena, który w sardyńskim klubie spędził prawie trzy lata.
Nasz rozmówca opowiedział również w jakim stanie znalazła się koleżanka jego mamy, która musiała walczyć z koronawirusem.
– Moja mama przeszła łagodnie chorobę, ale jej koleżanka nie miała już tyle szczęścia. Znajoma miała problemy z oddychaniem. Korzystała w domu z butli z tlenem. Przez ponad tydzień utrzymywała się u niej wysoka gorączka. Ta kobieta jest w wieku mojej mamy, czyli ma ponad 50 lat, ale prowadzi inny styl życia. Mama od zawsze była aktywna, uprawiała sport, więc ma silny organizm. To również mogło mieć znaczenie przy walce. Z tego co wiem, jej koleżanka jest wegetarianką i nie była tak czynna w młodości – wyjawił Branicki.
Warszawianin przebywał we Włoszech, gdy jego mama zachorowała na koronawirusa.
– Przebywaliśmy przez ponad tydzień w jednym mieszkaniu, kiedy mama była już chora. Było o tyle łatwiej, że jest to duże lokum i są tam dwie łazienki. Posiłki jadaliśmy oddzielnie, a mama wychodziła z pokoju tylko w razie potrzeby. W mieszkaniu przebywała także moja ciocia. Po pewnym czasie mnie oraz ciocię również skierowano na badania. Po zrobieniu testu okazało się, że nasze wyniki są negatywne. Było to nieprzyjemne doświadczenie, ale cieszę się, że mogłem się przebadać. Zalecenia Włochów były takie, żebym jednak jak najszybciej opuścił mieszkanie i wrócił najlepiej do Polski – zaznaczył Branicki.
1 kwietnia Branicki miał lot z Malty do Włoch. Wylądował na rzymskim lotnisku Fiumicino. Następnie udał się do Neapolu, skąd pojechał prosto do Acerry, która jest oddalona około 20 kilometrów od stolicy Kampanii. Po 22 dniach spędzonych w mieście nad rzeką Cianis, nasz rodak ruszył autem do Polski.
- Przejechałem 2200 km. Jechałem głównie w nocy, dlatego nie było dużego ruchu. Chociaż nawet w dzień było o wiele mniej aut na drodze niż zwykle. Na granicy włosko-austriackiej miała tak naprawdę miejsce jedyna kontrola. Dopytywano mnie dokąd jadę i zmierzono mi temperaturę. W Austrii nie mogłem nigdzie się zatrzymać. Nawet, gdybym chciał zatankować auto, to nie mogłem tego zrobić, ponieważ wszystkie stacje benzynowe i tak były nieczynne. Musiałem mieć wystarczającą ilość paliwa, żeby przejechać austriacką autostradę. Na szczęście ten odcinek nie był długi, bo miał około stu kilometrów. W Niemczech było już zupełnie inaczej. Na granicy pokazałem dokument, z którego wynika, że jestem zdrowy. Z kolei po wjeździe do Polski musiałem wypełnić broszurę, w której określiłem, gdzie będę przebywał będąc w kraju. Po wykonaniu standardowej procedury, mogłem jechać prosto do Warszawy. Odkąd jestem w kraju, codziennie sprawdza mnie policja, ponieważ tutaj także obowiązuje mnie dwutygodniowa kwarantanna – wyznał.
Rosły zawodnik mówił również o trudach długiej podróży. – Jechałem na jeden "rzut", w ogóle nie spałem. Było to wyzwanie, bo podróżowałem sam. Ponad 2000 tysiące kilometrów przejechałem w 18 godzin, więc poszło naprawdę bardzo sprawnie. Serce mnie niosło do narzeczonej Agaty – zapewnił Branicki, który poszedł w ślady Wojciecha Szczęsnego. Bramkarz Juventusu miesiąc temu także odbył podróż autem z Włoch do Polski, aby móc się zobaczyć z żoną oraz synem.
Zawodnik, który wychował się na warszawskiej Pradze-Północ przy ulicy Brzeskiej, opowiedział też, jak wygląda obecnie sytuacja ekonomiczna we Włoszech.
– Tam niemal wszystko się zatrzymało. Do tej pory otwarte były tylko sklepy spożywcze, więc wielu ludzi nie mogło pracować. Włoski rząd dał jednak wsparcie obywatelom. Otrzymali 600 euro miesięcznie. Oczywiście dla Włochów są to małe pieniądze, ale liczy się fakt, że otrzymali pomoc i chociaż na jedzenie mają pieniądze – relacjonował Branicki.
37-latek, który pod koniec stycznia związał się z maltańskim Hamrun Spartans FC. W tej drużynie przez wybuch epidemii koronawirusa rozegrał tylko trzy mecze. Do klubu sprowadził go dyrektor sportowy w porozumieniu z byłym reprezentantem Włoch - Manuelem Blasim. 8-krotny reprezentant Italii, który w przeszłości grał m.in. w Romie, Juventusie, czy SSC Napoli, pełnił wówczas funkcję trenera. Jednak tydzień przed debiutem Branickiego został zwolniony.
- Blasi to świetny gość. Mamy kontakt do tej pory. Przez wiele lat grał w wielkich klubach, ale nie wywyższał się z tego tytułu. Było czuć, że ma się do czynienia z wielkim piłkarzem, ale też z normlanym człowiekiem. Na samym początku, gdy pojawiłem się na Malcie, zabrał mnie na kolację. Przez wiele godzin rozmawialiśmy, jak równy z równym. Grał z Buffonem czy z Del Piero, ale pozostał skromnym człowiekiem – opisał Branicki byłego reprezentanta Italii, który jest wychowankiem Romy i dodał: - Szczególne wrażenie zrobiły na mnie jego opowieści z czasów gry w SSC Napoli, ponieważ sympatyzuję z tym zespołem – ujawnił.
Premierowy mecz Branicki w nowym zespole rozegrał już za kadencji trenera Andrei Ciaramellego. Ograny we włoskich niższych ligach zawodnik, szansę gry w zespole 7-krotnego mistrza Malty otrzymał 10 lutego. Wówczas jego ekipa pokonała Sirens FC (2:1).
- Trener Ciaramella również okazał się wspaniałym człowiekiem. Wszystko jednak wskazuje na to, że sezon na Malcie niezostanie wznowiony. Za kilka dni będę wolnym zawodnikiem, ponieważ wysłałem do FIFA dokumenty z prośbą o zakończenie kontraktu z winy klubu. Maltańczycy, a w zasadzie Włosi, bo oni tam rządzą, przez cały ten okres, czyli od stycznia, gdy do nich dołączyłem, nie płacili mi. Jednak nie nastawiam się, że jakiekolwiek pieniądze od nich odzyskam. Gdybym miał zostać na Malcie to musiałbym trafić do innego klubu – zakończył rozczarowany pobytem na wyspie nasz napastnik.
We Włoszech koronawirusa wykryto już u ponad 204 tysięcy osób, zmarło ponad 27 tysięcy z nich. Z kolei ozdrowieńców jest tam ponad 71 tysięcy. Natomiast na Malcie liczącej niespełna pół miliona mieszkańców do tej pory zachorowały 463 osoby i zmarło czworo ludzi.
Raport dotyczący koronawirusa TUTAJ
Raport dotyczący koronawirusa w sporcie TUTAJ
Przejdź na Polsatsport.pl