Gigant z klasą na boisku i poza nim...
Wybór siatkarskiego Giganta XXI wieku wzbudził sporo emocji, wystarczy przejrzeć fora internetowe poświęcone siatkówce, czy też portale społecznościowe. I wcale nie chodzi tutaj o ostateczny wybór, tylko o wcześniejsze fazy eliminacji. Wybór Giganta okazał się fajną zabawą, która przy okazji dała kibicom namiastkę emocji, która towarzyszy wszystkim podczas rywalizacji na boisku.
Wygrał Mariusz Wlazły, który w finałowej odsłonie pokonał Michała Winiarskiego. Co do ostatecznego wyboru nie ma co dyskutować. Wystarczy spojrzeć w sportowe CV Wlazłego: 17 sezonów w zawodowej lidze i to w jednym klubie, 444 rozegrane mecze, 13 medali mistrzostw Polski, w tym dziewięć tytułów mistrzowskich. Do tego siedem Pucharów Polski i cztery Superpuchary Polski, po trzy medale Ligi Mistrzów i Klubowych Mistrzostw Świata oraz niezliczona ilość nagród indywidualnych. Jeśli dodamy tu sukcesy z reprezentacją osiągane jako gracza Skry z mistrzostwem świata 2014 i nagrodą MVP turnieju na czele, to będziemy mieli obraz prawdziwego giganta - najlepszego z najlepszych.
Patrząc na karierę Wlazłego, każdy z kibiców bez problemu znajdzie jakąś akcję, którą zapamiętał. Pewnie wielu wskazałoby w tym miejscu piłkę meczową z finału mistrzostw świata z Brazylią w Spodku, albo może przebicie piłki nogą w półfinale z Niemcami, które po błędzie rywali dało nam bezcenny punkt. Ja chciałem dzisiaj przypomnieć sytuację, która zdarzyła się dość dawno, bo aż osiem lat temu, kiedy w finale PlusLigi spotkała się Skra Bełchatów z Asseco Resovią. Obydwa mecze w Bełchatowie wygrali rzeszowianie. O tym drugim meczu niektórzy rozmawiają do... dzisiaj.
Wlazły siatkarskim Gigantem XXI wieku
Awantura, jaka wówczas rozpętała się przy sędziowskim stoliku idealnie oddała emocje towarzyszące głównym bohaterom zmagań o tytuł. Wielu kibiców było wręcz zszokowanych zachowaniem siatkarzy Skry i trenera Jacka Nawrockiego po zakończeniu meczu, którzy szukali sprawiedliwości przy ocenie jednej piłki, która ich zdaniem zaważyła o przebiegu całego meczu. Chodziło o to, że sędziowie przyznali punkt Resovii po ataku bodajże Lotmana stwierdzając jednocześnie, że piłka zaczepiła o ręce skaczącego do bloku Bartosza Kurka. Kurek zarzekał się, że piłki nie dotknął, a czelendż nie dawał jednoznacznej odpowiedzi na pytanie jak było naprawdę. Sędziowie pozostali przy swojej decyzji.
Skąd tyle emocji? Każdy, kto uprawiał sport doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że w tej zabawie chodzi nie tylko o medale. To walka o pieniądze, kontrakty, nowe umowy, dlatego zachowanie bełchatowian po tym meczu nie powinno nikogo dziwić. Martwić mogło najwyżej co innego, mianowicie forma wyartykułowania swoich racji. Latające po całej hali słowa zaczynające się na litery k... i ch... zwyczajnie nie przystoją, jeżeli ich się nadużywa.
No i teraz dwa słowa o naszym Gigancie, który zaimponował swoim zachowaniem, pokazał klasę, ogromną kulturę, pełen profesjonalizm i niezwykle trzeźwe spojrzenie na sytuację. To Mariusz Wlazły. Prawdziwy kapitan! Na boisku nie odpuszczał, momentami w pojedynkę bił się z dużo lepszym tego dnia rywalem, walczył do końca, a swoim zachowaniem podczas pomeczowej awantury udowodnił, że można dochodzić swoich racji w sposób cywilizowany, grzeczny i do tego nikogo nie obrażając. Brawo! Warto dodać, że po meczu szczerze pogratulował przeciwnikowi dwóch zwycięstw.