„Za pięć dni grałybyśmy pierwszy turniej we Włoszech, niestety koronawirus pokrzyżował nam plany”.
Jedna z najlepszych siatkarek młodego pokolenia po pierwszym sezonie we Włoszech może dopisać w swoim CV kolejne doświadczenie. Jak Magdalena Stysiak widzi swoją przyszłość - tę bliższą, ale także dalszą? Między innymi o tym przyjmująca Savino Del Bene Scandicci opowiada w rozmowie z Adrianem Brzozowskim.
Adrian Brzozowski: Pamiętasz, co robiłaś równo rok temu – czternastego maja?
Magdalena Sysiak: Nie pamiętam… Mam dobrą pamięć, ale tego akurat nie pamiętam.
Pisałaś maturę, zamiast grać pierwszy mecz w turnieju Montreux Volley Masters.
Tak! Dokładnie równy rok temu pisałam maturę i szybko po niej dołączyłam od dziewczyn. To było takie fajne rozpoczęcie sezonu – zdana matura i wygrany turniej w Monterux.
Trzeba jednak przyznać, że cały sezon, który był wtedy przed Tobą, okazał się jednym wielkim egzaminem dojrzałości.
W każdym względzie – i kadrowym, i klubowym. Było to dla mnie duże wyzwanie, ale cieszę się, że podołałam. Chociaż niestety wszystko przerwał koronawirus. Mogę jednak przyznać, że jestem zadowolona z tego, co udało nam się zrobić w kadrze i w ostatnim czasie w klubie.
Gdy rozmawialiśmy na początku poprzedniego sezonu, byłaś bardzo podekscytowana tym, co Cię czeka – i w kadrze, i we Włoszech. Który moment byś wskazała jako ten kluczowy i najtrudniejszy w tym, co Cię spotkało potem?
Wydaje mi się, że mistrzostwa Europy rozgrywane w Łodzi i później faza finałowa w Turcji. To był bardzo intensywny okres, napięty terminarz, to wszystko dało mi wiele doświadczenia.
Masz dwadzieścia lat, więc tak na dobrą sprawę jeszcze sporo tej nauki przed Tobą. Wspomniałaś o Eurovolleyu, a byłem pewny, że wskażesz Apeldoorn.
To też… Chociaż starałam się ten mecz wyrzucić z głowy i już to zrobiłam. Jednak masz rację, bo było dużo emocji przed meczem i po meczu… Było tak blisko. Trudno. Jesteśmy młodym zespołem i jeszcze wszystko przed nami.
To, czego doświadczyłaś w kadrze, te wzloty i upadki w poprzednim sezonie – to była idealna rozgrzewka przed tym, co czekało na Ciebie w lidze włoskiej?
Było to lekkie przygotowanie do tego, co mnie spotkało, do całej atmosfery, do gry. Każde spotkanie jest ważne i do każdego trzeba było być przygotowanym na sto procent. Tego doświadczyłam w Italii i byłam już na to przygotowana przez grę w kadrze. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się, że dostanę tyle szans do grania. Byłam pewna, że może raz wejdę na jakąś podwójną zmianę i to będzie tyle. Do Włoch szłam z nastawieniem, że będę się uczyć, rozwijać i poznawać świat. Los jednak chciał inaczej i dostałam wiele szans do gry, z czego jestem bardzo zadowolona i wiem, że to mnie bardzo rozwinęło. Jako siatkarkę, ale także jako człowieka, bo jednak granie przeciwko najlepszym siatkarkom świata, w najlepszej lidze świata jest czymś niesamowitym. W zespole przecież też miałam takie zawodniczki, z którymi trenowałam i które służyły mi pomocą. Wszystko na plus.
Wspomniałaś o tym, że nie spodziewałaś się tylu szans. Licznik zatrzymał się na 60 setach i 221 punktach. To dwa sety więcej niż Lonekke Sloetjes, punktów także uzbierałaś więcej od niej, a nie ukrywajmy, że jest to siatkarka, która na arenie międzynarodowej występuje od dłuższego czasu. Oczekiwania rosną? Szczególnie po takich meczach jak ten z Monzą i Lokomotivem?
Apetyt rośnie w miarę jedzenia – im więcej grałam, tym więcej chciałam pokazać. Wiedziałam, że stać mnie na jeszcze więcej. To jest fajna rywalizacja sportowa, bo muszę przyznać, że to się przekładało tylko na rywalizację na parkiecie. Poza nim miałam świetny kontakt z Lonekke, ona dopingowała mnie, a ja ją. Nie było ważne, która z nas gra, bo liczył się tylko zespół i wynik drużyny. A oczekiwania? Wzrosły. Wiadomo, że nikt się nie spodziewał, że tak się wydarzy. Jak zagrałam dobre spotkanie, to trener obdarzał mnie zaufaniem i dał szansę w kolejnym. Bardzo dobrze wspominam ten mecz z Lokomotivem Kaliningrad w Lidze Mistrzyń, gdzie doprowadziłyśmy do tie-breaka i odebrałam statuetkę MVP – to są właśnie takie miłe wspomnienia. Tak jak to, o czym wspominałeś, czyli 34 punkty w meczu z Monzą. Jest to dla mnie duma zagrać supermecz w lidze włoskiej, ale wiem o tym, że stać mnie na więcej i będę pracować, by to udowodnić.
Jak tak rozmawiamy, to zawsze są same plusy. Wyjazd do Włoch, świetne koleżanki, bardzo dobry zespół, najlepsza liga świata, a gdzie są minusy?
Ciężko powiedzieć, gdzie są minusy, bo jestem już pięć lat poza domem, więc trochę nie odczuwam tego, ale może takim minusem jest wyjazd poza kraj, ale w takim sensie, że jestem daleko od rodziny. Gdy grałam w Polsce i był wolny weekend, to wsiadałam w auto i chociaż na jeden dzień wracałam do domu. Jeszcze małym minusem może być język, ale się uczę, mam lekcje włoskiego, więc... w pewnym sensie to jest także plus, bo mogę poznać nowy język. Dla nowych zawodniczek może to być trochę uprzykrzające życie.
Miałaś w tym sezonie dwóch trenerów i to też może być pewna niedogodność. Dwie osoby z różnym postrzeganiem siatkówki w Twoim pierwszym sezonie ligi włoskiej.
Ci trenerzy od zawsze byli związani z juniorską siatkówką we Włoszech, więc ich nauka nie różniła się za bardzo. Zwracali szczególną uwagę na technikę i taktykę. Dla mnie, jako młodej siatkarki, to było świetne doświadczenie, bo mogłam się uczyć. Co do meczów, to wiadomo, że każdy ma swoje podejście – jeden jest wyciszony a drugi może być bardziej wybuchowy. Trafiłam akurat na dwóch spokojnych trenerów. Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że czasem potrzeba trenera, który krzyknie i powie, że tak mamy robić. Jeżeli tego nie ma, to zawodniczki inaczej reagują, ale nie mogę narzekać, bo było w porządku ze strony i jednego, i drugiego trenera. Dużo im zawdzięczam, dużo mnie nauczyli i zobaczymy.
O przyszłości jeszcze za chwilę porozmawiamy, ale czy nie odnosisz takiego wrażenia, że koronawirus przerwał Wam szansę na zrobienie czegoś fajnego w tym sezonie? Czwarte miejsce – na tym się to wszystko zatrzymało.
Jest bardzo duży niedosyt. Jest to nasza wina, bo źle zaczęłyśmy ten sezon – brakowało nam zgrania i przegrywałyśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać. To jednak dało nam dużo doświadczenia, jednak trzeba pamiętać, że w zakończonym sezonie miałyśmy świetny skład – awansowałyśmy przecież do 1/8 Ligi Mistrzyń, więc to pokazuje nasz potencjał. Co się stało na włoskiej ziemi? Nie mam pojęcia, grałyśmy dużo tie-breaków. Z każdego takiego meczu można wyciągnąć lekcję, ale jest nam przykro, bo na pewno nas było stać na fazę medalową, zarówno w Italii, jak i europejskich pucharach. Pozostaje nam tylko czekać i w kolejnym sezonie pokazać, na co nas stać.
Nie wiem, czy widziałaś rozmowę z Giovannim Guidettim, którą przeprowadziłem w ubiegłym tygodniu. Pojawił się wątek Magdaleny Stysiak i tego, że bardzo chciał Cię w Vakifbanku. Byłaś już jednak zawodniczką Scandicci i czeka teraz na taką drugą zawodniczkę, która pojawi się w Polsce. Jak Ty reagujesz na takie zdania, wypowiadane przez jednego z najlepszych trenerów na świecie?
Szczerze? Podbudowują mnie takie rzeczy, takie zdania. Dla mnie? Trener Guidetti jest najlepszym trenerem na świecie. Wiadomo, że każdy ma swoje zdanie, ale według mnie wykonuje swoją robotę bardzo dobrze i potwierdza to. Nie ukrywam, że chciałabym kiedyś zagrać pod jego skrzydłami. Bardzo bym chciała, bo wiem, że to jest wymagający trener, dużo daje od siebie, w Turcji też bym chciała zagrać. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. To mnie motywuje, podbudowuje, gdy różni trenerzy się o mnie dobrze wypowiadają, ale pamiętajmy, że jestem młoda i stać mnie na więcej. Jak dopisze zdrowie – to resztę sobie wywalczę.
To teraz musisz jasno podkreślić, że jesteś zadowolona w Scandicci, bo za moment pojawią się tytuły, że Magda Stysiak chce do Turcji, nie jest zadowolona z gry we Włoszech. Prostuj to, żeby nie było niedomówień.
(śmiech) Pewnie! Ja mam kontrakt z Savino i jestem bardzo zadowolona. Zostaję na milion procent! Wiadomo, że mówiłam o przyszłości, bo przecież każdy ma jakieś swoje cele i marzenia. Moim jest zagrać kiedyś w Turcji, ale póki co to są odległe plany i jestem bardzo zadowolona z gry w Savino, tym bardziej, że mam świetnych ludzi, którzy mi bardzo pomagają, więc teraz bez żadnych domysłów i niedomówień. Magdalena Stysiak zostaje w Scandicci (śmiech).
Magdanela Stysiak zostaje, w przeciwieństwie do Agnieszki Kąkolewskiej. Ubywa nam jednej Polki w lidze włoskiej. Znając Ciebie, to pewnie i tak bardziej wolałaś trzymać się z nazwijmy to – opcją serbską.
A to różnie, bo wiadomo, że jak dwie Polki są w klubie to chociaż można porozmawiać w ojczystym języku, ale ja miałam świetny kontakt ze wszystkimi dziewczynami. Bez względu na to, czy to Meksykanka, Serbka, Amerykanka czy Włoszka. To było fajne, bo mamy taką kulturę, że wychodzimy razem na spacer, na kolację. Z tego jestem bardzo zadowolona. Zobaczymy, co będzie dalej, może jakaś Polka przyjdzie do Włoch? Zachęcam do tego bardzo mocno. Jest tu Malwina, jest Asia, więc jako Polka nie jestem sama, ale z Agnieszką w jednej drużynie było fajnie. Teraz życzę jej wszystkiego najlepszego, niech kontynuuje swoją karierę i zdobywa medale. W kadrze się spotkamy, ale mam nadzieję, że w klubie też jeszcze kiedyś zagramy razem.
Zapomniałaś o Zuzie Góreckiej…
No tak! Zuzia moja jeszcze. Zuzanka kochana! Tak, faktycznie (śmiech).
Zatem mamy cztery Polki w lidze włoskiej, Ty zachęcasz do wyjazdu inne dziewczyny z naszego kraju. Widać, że jesteś zadowolona z wyboru. To faktycznie najlepsza decyzja, jaką mogłaś podjąć?
Tak, do tej pory można powiedzieć, że jest to najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć. Nie żałuję niczego.
Czas na temat reprezentacji. Gdyby nie koronawirus, trwałyby ostatnie przygotowania do pierwszego weekendu Ligi Narodów. Trochę się to wszystko posypało, a wiem, że Ty się rwiesz do przyjazdu na kadrę. Tak bardzo stęskniłaś się za atmosferą, za dziewczynami?
Za wszystkim, ale ciężko już jest wytrzymać w domu. Nie ma gdzie trenować, chociaż ja mam jeszcze trzy razy w tygodniu przez internet treningi z Savino Del Bene Scandicci, więc to jest okej. Czasem pobiegam gdzieś, ale to nie jest to samo, co trenigi na kadrze, bo przyznam szczerze, że tęskno mi za tym – zawsze super wspominam reprezentację. Wiadomo, że za pięć dni grałybyśmy pierwszy turniej we Włoszech, w ciekawej grupie. Najlepsza czwórka mistrzostw Europy w jednym miejscu, ale niestety koronawirus pokrzyżował nam plany. Siła wyższa, ale czekamy na zgrupowanie, gdzie czeka nas trochę grania, jak się uda, z naszymi sąsiadami, więc będzie ciekawie.
Trener Jacek Nawrocki powiedział, że ma pomysł na ten okres reprezentacyjny. Powołać 14-16 dziewczyn, w szczególności młodych, które mogą za chwilę mocno dobijać się do drzwi reprezentacji. Kilka dziewczyn, jak Asia Wołosz czy Malwina Smarzek, może dostać wolne. Tobie się podoba taki pomysł?
Jasne, że tak. To jest fajne i pamiętajmy, że reprezentacja to jest zaszczyt, więc dla tych młodych zawodniczek, które teraz dojdą, to jest duże wyzwanie i szansa. Zaprocentuje to w chwili, gdy przyjdzie granie. Doświadczone dziewczyny muszą odpocząć, tym bardziej, że teraz jest na to idealna szansa i nie ma się czemu dziwić. Wiadomo, że nie ma Ligi Narodów, więc będziemy tylko trenować i rozgrywać mecze kontrolne, ale fajnie będzie się spotkać znowu w gronie kadrowym.
Ostatnie pytanie, które musi się pojawić. Jaka pozycja przed Magdą Stysiak?
Jeśli chodzi o reprezentację, to będę jeszcze rozmyślać z trenerem Nawrockim, ale wiadomo, że jeśli możemy grać razem z Malwiną, to jest to świetna ofensywna opcja, tym bardziej, że jest też Marysia Stenzel, która jest świetną libero i też myślę, że mi pomoże. Dla mnie jako młodej zawodniczki to też jest duże doświadczenie jeśli chodzi o zmienność pozycji. Oczywiście jest to także duża presja. W klubie nie zmienię pozycji i docelowo moja pozycja to atak, ale dla dobra kadry i dlatego, żebyśmy mogły grać razem z Malwiną to zgadzam się na tę pozycję i nie mam nic do gadania, ale to nie jest dla mnie problem. Przyjmę to co we mnie leci mam nadzieję a resztę weźmie Marysia, dzięki czemu będę mogła skupić się na ataku z lewego skrzydła, Malwina z prawego i tak to będzie.
Jaki plan na resztę dnia? Nie wiem jaką masz pogodę, ale pewnie podobnie deszczowo jak u mnie za oknem…
U mnie słońce! Ciocia remontuje mieszkanie, więc może zabawię się w jakiegoś artystę-malarza. I tyle (śmiech). Wczoraj miałam trening ze Scandicci, kolejny jutro, więc może wyskoczę na rower albo odkryję w sobie talenty podczas remontu.