Iwanow: Cieszmy się piłką! Oby jak najdłużej
Wszystkim nam przyszło żyć w przedziwnym czasie. W normalnych okolicznościach bylibyśmy już po półfinałach Champions League oraz Ligi Europy, szykowalibyśmy się do finałów tych rozgrywek. Ekstraklasa i inne zmagania wchodziłyby w decydujące fazy, a Jerzy Brzęczek rozmyślałby nad powołaniami na Mistrzostwa Europy. Komentatorzy piłkarscy planowaliby letnie urlopy, by wypoczęci przystąpić do nowego sezonu. Koronawirus wywrócił wszystko do góry nogami…
Przez ostatnie dwa miesiące przygotowywałem się dwóch meczów. Archiwalnych. Raz jeszcze skomentowałem wraz z Romanem Kołtoniem półfinał EURO 2008 pomiędzy Niemcami a Turcją. Przedziwne doświadczenie. Musiałem też poszperać w sieci i przenalizować skład Holendrów na tym samym turnieju, by skrupulatnie przeżyć raz jeszcze ich spotkanie z Rosją w 1/4 finału tej samej imprezy. Dziś mogę już myśleć o przyszłych transmisjach. Meczów, których wyników nie znam, bo jeszcze się nie odbyły. „Odpalam” Iplę, by przyjrzeć się jak przed pandemią grała Miedź Legnica. 26 maja klub znad Kaczawy zmierzy się z Legią Warszawa w Pucharze Polski i tym samym krajowy sezon zostanie wznowiony. Wreszcie.
Ale zanim to nastąpi, piłkarski kibic siądzie przed telewizorem w sobotę. By obejrzeć tych, którzy przetrą zabrudzony pandemią szlak. Niemcy – jak to Niemcy – swą organizacją i rzetelnością przygotowali się do gry najwcześniej ze wszystkich poważnych graczy. Koledzy z Eleven Sports postanowili nawet zacząć swe studio o 11 - wstępem nie tylko do 1. Bundesligi. Na pierwszy „strzał” pokażą na trzech antenach trzy spotkania zaplecza niemieckiej ekstraklasy. Głód przeżywania futbolu jest tak wielki, że oglądalności na całym świecie mogą podobno zbliżyć się do miliarda chętnych. Świat czeka na piłkę tak, jak kiedyś.
Gdy w latach osiemdziesiątych zaczynałem swą fascynację futbolem, mecz w telewizji był świętem. Relacje z polskiej ligi śledziło się głównie w radiowym studiu „S-13”, przy spotkaniach reprezentacji ulice faktycznie pustoszały, a mecze dużych turniejów rejestrowałem na kasetach VHS i namiętnie odtwarzałem je później, podziwiając jak grają Argentyńczycy, Francuzi, Niemcy. Czy niesamowici Duńczycy, do których czułem wielką sympatię zapatrzony w jednego z moich idoli Prebena Elkjaera Larsena. Puchar Europejskich Mistrzów Krajowych, Puchar UEFA czy Zdobywców Pucharów? Transmisja raz na dwa tygodnie, czasem oglądana w telewizji… czeskiej. Katowice, w których się wychowałem, „zbierały” sygnał z Ostrawy i dzięki temu widziałem m.in. jak HSV wygrywa w finale PE z Juventusem. W szkole dnia następnego mówiło się głównie o piłce.
W ten weekend będzie podobnie. Oczywiście inaczej. Transmisji znów dostaniemy tyle, że będzie trzeba wybrać czy Schalke z Dortmundem, czy może Krzysztof Piątek w barwach Herthy. W niedzielę sprawa jest prostsza. Union - Bayern, więc Rafał Gikiewicz stojący naprzeciwko Roberta Lewandowskiego. To jeszcze tylko jedna liga - no może dwie, bo mamy i 2. Bundesligę - ale już czuje się, że wracamy do naturalnych rytuałów jak podczas „klasycznych” majowych weekendów. Przecież wielu z nas ustawiało te dni pod piłkę.
Czy życie po pandemii będzie faktycznie inne? Pewnie tak. Już dziś każdy z nas odczuwa jej skutki, głównie ekonomicznie, bo na szczęście choroba nie dotknęła zbyt wielu naszych rodaków. Tragedii ludzkich nie ma aż tylu, jak w Hiszpanii, Włoszech czy Francji i módlmy się, by nie uległo to zmianie. W ten weekend na chwilę będziemy mogli zapomnieć o tym, co za nami. Trzymajmy kciuki i cieszmy się piłką. Oby jak najdłużej.