Crump: Dziesięć lat na podium Grand Prix powodem do dumy

Żużel
Crump: Dziesięć lat na podium Grand Prix powodem do dumy
fot. Cyfrasport
Jason Crump w swojej bogatej karierze trzykrotnie sięgał po tytuł Indywidualnego Mistrza Świata na żużlu.

- Największa liczba zwycięstw w turniejach daje mi powód do dumy, podobnie jak przebywanie na podium w klasyfikacji generalnej przez dziesięć lat z rzędu. Jestem z tego tak samo dumny, jak z trzech tytułów mistrza świata, które zdobyłem, ponieważ musiałem się temu bardzo poświęcić - powiedział w specjalnej rozmowie dla Polsatu Sport, Jason Crump. Prezentujemy pierwszą część wywiadu z legendarnym australijskim żużlowcem.

Tomasz Lorek: Miło cię widzieć Jason. Jesteś najbardziej utytułowanym żużlowcem z Australii, trzykrotnym indywidualnym czempionem globu - 2004, 2006, 2009. Adam Skórnicki - legenda Wolverhamptom Wolves, powiedział mi, że kilka razy udało mu się lepiej wystartować od ciebie, ale z racji, że Jason Crump był prawdziwym wojownikiem, to za każdym razem potrafiłeś znaleźć sposób, aby wyprzedzić Adama. Czy faktycznie masz duszę wojownika?

 

Jason Crump: Być może tak było, ale myślę, że wielu żużlowców posiada wielkie serce do walki. Speedway to niezwykle ważna część w moim życiu, więc starałem się dać z siebie wszystko. Czasami po zawodach wracałem do domu, oglądałem powtórkę zawodów w telewizji i zaczynałem nie dowierzać, że potrafiłem tak się zachować na torze. Dla mnie ściganie zawsze oznaczało dawanie z siebie stu procent. Nie zawsze udawało mi się wygrywać, ale zawsze chciałem wygrać.

 

145 turniejów Grand Prix, 77 finałów, 23 zwycięstwa, 2006 zdobytych punktów widnieje na twoim koncie. To fantastyczny dorobek w walce o mistrzostwo świata. Musisz być z siebie dumny, ponieważ minęło osiem lat odkąd zakończyłeś karierę, a nadal dzierżysz rekord, jeśli chodzi o liczbę zwycięstw w Grand Prix. Jesteś z tego dumny?

 

Absolutnie tak. Każdy rekord, który jest w twoim posiadaniu daje ci powód, z którego należy być dumnym. Posiadanie kilku rekordów w Grand Prix sprawia, że właśnie tak się czuję. Największa liczba zwycięstw w turniejach daje mi powód do dumy, podobnie jak przebywanie na podium w klasyfikacji generalnej przez dziesięć lat z rzędu. Jestem z tego tak samo dumny, jak z trzech tytułów mistrza świata, które zdobyłem, ponieważ musiałem się temu bardzo poświęcić - zwłaszcza mentalnie, aby być w czołówce światowej przez dziesięć kolejnych lat. Jestem z tego bardzo dumny.

 

Ove Fundin w latach 1956-1965 był jedynym, oprócz ciebie, który dokonał tej sztuki. Aby móc rywalizować na tak wysokim poziomie, musisz być nie tylko silny psychicznie, ale również fizycznie.

 

Oczywiście. Mentalnie, fizycznie, sprzętowo - jest wiele aspektów, o których należy wspomnieć, aby rywalizować na najwyższym poziomie. Dla mnie złożenie tych wszystkich klocków w całość przez dziesięć lat, tak jak wspomniałem wcześniej Tomasz, jest powodem do olbrzymiej dumy. Wiemy jakie to trudne. Wokół mnie było wielu ludzi - żona Melody, mechanicy i inne osoby, na które nakładałem presję, ponieważ oni wierzyli we mnie. Jeżeli oczekujesz wiele od siebie, to jednocześnie oczekujesz wiele od innych, którzy są obok ciebie. Miałem to szczęście, że miałem wokół siebie wspaniałych ludzi, którzy poświęcali się tak samo mocno speedwayowi, jak ja.

 

Jason, zastanawiam się nad pewną kwestią. Z jednej strony możesz czuć się uprzywilejowany, ponieważ miałeś dziadka, który był świetnym inżynierem, menadżerem oraz zawodnikiem, jeżdżącym dla takich ekip jak Newport, Poole i Swindon. Do tego twój ojciec, który był trzecim żużlowcem świata w Chorzowie w 1976 roku. To sprawiało, że mogłeś czuć przewagę nad rywalami, ale z drugiej strony czułeś na sobie presję, aby być lepszym od ojca i dziadka.

 

W sporcie to brzmi jak stary banał, podobnie jak w życiu: jesteś zdany sam na siebie. W Anglii funkcjonuje takie powiedzenie: "kiedy taśma idzie w górę, nikt nie patrzy na twoją fryzurę". To szczera prawda i coś adekwatnego w sytuacji, w jakiej ja się znajdowałem - ze względu na historyczne dokonania dziadka i taty. Jedynym wyjściem, aby osiągnąć sukces jest ciężka praca i uzyskiwanie dobrych wyników. Jeżeli nie będziesz wystarczająco dobry, wówczas nie ma znaczenia kim są twoi rodzice lub dziadkowie. Nie znajdziesz się w składzie zespołu, jeżeli nie zaczniesz dobrze punktować. Oczywiście muszę przyznać, że miałem sporo szczęścia z powodu moich korzeni rodzinnych, ponieważ otworzyło to przede mną wiele drzwi, ale one zostały otwarte tylko w niewielkim stopniu. A żeby przez nie przejść, musisz otworzyć je znacznie szerzej...

 

Zobacz także: Wicemistrz świata na żużlu: Chcę nauczyć się polskiego dla córki

 

Drzwi zostały zatem nieznacznie uchylone. 31 sierpnia 1996 roku zjawiłeś się na Waterden Road na stadionie Hackney w Londynie. Wygrałeś wtedy swój pierwszy turniej Grand Prix, a w wielkim finale miałeś wokół siebie wspaniałych żużlowców - Grega Hancocka, Billy’ego Hamilla i Hansa Nielsena. Czułeś, że musisz osiągnąć sukces? A może chciałeś po prostu pokazać starej gwardii, że jesteś od niej lepszy?

 

Nie do końca, Tomasz. Tor w Hackney bardzo mi odpowiadał. To brytyjski owal, a ja w tamtym czasie mieszkałem w Northampton oddalonym o półtorej godziny jazdy autem od Hackney. To nie było wcale takie trudne Grand Prix. Nie czułem się zestresowany. Nie musiałem podróżować do Szwecji, Polski czy gdziekolwiek indziej. Jeździłem w Hackney wielokrotnie, lubiłem ten tor. Pamiętam, że miałem wtedy kiepską formę w Grand Prix. Oczywiście to był mój pierwszy sezon w roli stałego uczestnika, ale i tak spisywałem się nad wyraz słabo. I wiesz co? W tym turnieju dobra karta zaczęła patrzeć przychylnie w moją stronę. Przed wyścigiem finałowym, czułem się bardzo pewny swego. Ale kiedy stajesz pod taśmą w swoim pierwszym finale obok Hansa, Billy'ego i Grega, to pewność siebie możesz wyrzucić przez okno. Liczyłem jedynie na to, że może uda mi się jakoś załapać na podium, a wybierałem pole jako trzeci. Udało mi się jednak dobrze wystartować, a Hans i Billy byli chyba bardziej zajęci sobą i zupełnie nie zwracali na mnie uwagi. Skorzystałem z zamieszania, a finał zakończył się pomyślnie dla mnie.

 

Przyglądałem się statystykom i spostrzegłem, że twój ojciec ścigał się w 1975 roku na legendarnym stadionie Wembley w finale MŚ. Rok później Phil wystąpił w Chorzowie, a ponadto na stadionie Coliseum w Los Angeles w 1982 roku. Przypuszczam, że zawodnik takiego kalibru, jakim byłeś przez całą karierę, ma prawo nieco żałować, że nie miał okazji rywalizacji na takich obiektach.

 

Był taki okres w speedwayu, kiedy Wembley, Chorzów czy nawet Goeteborg organizował finały światowe. W latach 90-tych ten trend nieco uległ zmianie i pojawiły się takie stadiony jak Vojens czy Norden. Jednak na przełomie stulecia, cyklem Grand Prix zarządzał John Postlethwaite. Dzięki Johnowi zaczęliśmy rywalizować na zupełnie innych arenach. To on sprawił, że jeździliśmy w Berlinie i w Cardiff. Cardiff nadal ma silną pozycję w Grand Prix. Nie miałem okazji ścigać się na Wembley, ale namiastką Wembley było Cardiff. Obecne pokolenie może rywalizować w Warszawie. Moja generacja ścigała się przez wiele lat na Parken w Kopenhadze. Regularnie odbywały się rundy w Goeteborgu. Był też okres, kiedy turniej odbył się na zadaszonym stadionie Schalke w Niemczech. Nie odczuwam Tomasz, żeby nam coś umknęło. Stadiony są jakie są, a cykl jest naprawdę wspaniały. Z pewnością teraz rywalizacja toczy się na lepszych obiektach.

 

Najważniejszym aspektem i tak pozostaje jakość ścigania - patrząc z perspektywy kibiców oraz dziennikarzy.

 

Dokładnie. Spójrzmy na stadion w Toruniu, który nie należy przecież do olbrzymich, ale generuje wspaniałą atmosferę, ponieważ zawsze jest wypełniony po brzegi. Do tego tor, który nie jest sztuczny, sprawia, że ściganie jest przednie.

 

Geometria toru w Toruniu jest wspaniała.

 

Zgadza się. W Toruniu panuje znakomita atmosfera dla speedwaya, a to bardzo ważne dla widowiska.

 

Rozmawiałem wielokrotnie z Markiem Webberem, byłym kierowcą Formuły 1, który ścigał się dla takich teamów jak Minardi, Jaguar czy Red Bull Racing. Mark powiedział mi, że jest coś, z czego każdy Australijczyk musi być dumny. Opuszczacie swój kontynent w bardzo młodym wieku w pogoni za sukcesem. Aby uprawiać sport motorowy, najczęściej musicie mieć swoją bazę w Europie. Jakie były twoje odczucia, kiedy jako nastolatek znalazłeś się na pokładzie samolotu? Chciałeś osiągnąć sukces w sporcie, bo inaczej co byś powiedział, wracając po sezonie do Australii? Chciałeś uniknąć wstydu przed kumplami na wypadek niepowodzenia?

 

Byłem bardzo podekscytowany. Skończyłem szkołę i miałem zacząć zarabiać na życie ścigając się na motocyklu - a przynajmniej żywiłem taką nadzieję. Oczywiście jak masz dziesięć, dwanaście czy piętnaście lat, to marzysz o tym, aby zostać mistrzem świata. To niewątpliwie wspaniały okres w życiu człowieka, kiedy jesteś młody i stawiasz sobie cele, które chcesz osiągnąć. Masz całe życie przed sobą i to jest coś wspaniałego. Miałem szczęście, że udało mi się trafić do Europy w młodym wieku. Mogłem podróżować po całym świecie i ścigać się przez wiele lat. Kilka wyścigów wygrałem, kilka przegrałem. Przez większość czasu byłem szczęśliwy z tego, co robię. To był wspaniały sposób na życie, ale także idealna okazja, żeby zobaczyć świat. Dzięki temu spotkałem wielu ludzi, takich jak ciebie Tomasz. Spotykaliśmy się przez wiele, wiele lat. Widziałeś jaką przemianę przechodzi speedway. Dostrzegałeś to, że cykl Grand Prix znajduje się teraz w lepszej pozycji i jest coraz ciekawszym produktem oraz to, że liga polska dziś jest bez cienia wątpliwości numerem jeden na świecie. Byłeś świadkiem tego procesu. Z drugiej strony ja widziałem ciebie jako komentatora, który ma w sobie niesamowitą pasję, także do innych sportów - jak chociażby tenis. To coś wspaniałego móc zobaczyć co speedway znaczy dla ludzi, którzy nie są zawodnikami.

 

Dziękuję Jason za te fantastyczne słowa.

 

 

Druga część rozmowy z Jasonem Crumpem w poniedziałek 1 czerwca.

Tomasz Lorek, KN, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie