Dobry człowiek, dobry bokser
Tak o zmarłym medaliście igrzysk w Tokio (1964), Józefie Grzesiaku, mówi jego kolega z olimpijskiej drużyny, Marian Kasprzyk. Polscy pięściarze zdobyli tam 7 medali, Grzesiak brązowy, a Kasprzyk złoty.
- Pochodził z Kalisza, cichy, spokojny, jakby go nie było. Ale lubiany i szanowany. Fajny chłopak, dobry kumpel, a przy tym trudny rywal w ringu dla każdego. Szczupły, wysoki, boksował klasycznie, powiedziałbym nawet, że podręcznikowo. Dobry lewy prosty, skuteczny prawy, jak trzeba potrafił sprytnie sklinczować. Nie miał bomby, ale nadrabiał techniką. Oglądałem jego półfinałowy pojedynek w Tokio ze znakomitym Borysem Łagutinem i mogę powiedzieć, że był bardzo bliski zwycięstwa – wspomina Kasprzyk. – Zabrakło zęba w tej walce, tym większa szkoda, bo finał był na wyciągnięcie ręki. Punktacja nie była jednogłośna, jeden z sędziów widział wygraną Józia. Odniosłem jednak wrażenie, że Grzesiak był zadowolony z tego co już osiągnął – mówi Kasprzyk, który zdobył w Tokio złoty medal, podobnie jak Józef Grudzień i Jerzy Kulej. Srebro wywalczył kolega klubowy Grzesiaka z wrocławskiej Gwardii, Artur Olech, a pozostałe dwa brązowe, Tadeusz Walasek i Zbigniew Pietrzykowski.
Chłopcy Feliksa Stamma zajęli na igrzyskach w Japonii drugie miejsce w klasyfikacji medalowej za Związkiem Radzieckim, przed Włochami i USA. Siedem medali, w tym trzy złote, dziś nie mieści się w głowie. Taka była wtedy siła polskiego boksu. Nic dziwnego, że o Grzesiaku mówiło się niewiele. Gwiazdami byli Kulej, Grudzień, Pietrzykowski. Wspaniałym pięściarzem był Walasek, wielkie emocje swym stylem walki budził podwójny medalista olimpijski, Marian Kasprzyk, jedyny żyjący dziś z tego grona.
Grzesiak był pięściarzem kategorii lekkośredniej (71 kg). W Tokio w drodze do medalu pokonał 5:0 Włocha Massimo Bruschiniego, w takim samym też stosunku odprawił Fina Kurta Mattssona, a w walce o medal Rumuna Vasila Mirzę (4:1).
Borys Łagutin z którym zmierzył się w półfinale był wielkim faworytem. Cztery lata wcześniej w Rzymie zdobył brązowy medal, był też dwukrotnym mistrzem Europy. A z tego co mówi Marian Kasprzyk, z Grzesiakiem miał spore problemy, i niewiele zabrakło do sensacyjnego rozstrzygnięcia. Ostatecznie Łagutin zdobył w Tokio złoty medal, a sukces ten powtórzył na kolejnych igrzyskach w Meksyku.
Dla Grzesiaka brąz przywieziony z Japonii był jedyną, międzynarodową zdobyczą tej miary. Ale warto podkreślić, że trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Polski, ma też na swoim koncie drużynowe mistrzostwo kraju wywalczone z Gwardią Wrocław.
Brązowy medalista igrzysk w Tokio, przez całą karierę był związany z wrocławskimi klubami. Zaczynał w Pafawagu, a później boksował w Gwardii. Stoczył 198 walk, z których 157 wygrał, 27 przegrał i 14 zremisował. Był też ćwierćfinalistą ME w Berlinie ( 1965), przegrał tam z Bułgarem Angełem Dojczewem.
Po zakończeniu kariery przez 9 lat pracował jako instruktor w Moto Jelcz Oława, później trenował pięściarzy Polonii Świdnica, Odry Brzeg, Prosny Kalisz, a na koniec jeszcze podjął jeszcze pracę w Gliwicach.
- Wiem, że od kilku lat chorował, więc nie było okazji do spotkań, ale wcześniej spotykaliśmy się na różnych okolicznościowych imprezach i było co powspominać – mówi Kasprzyk i przypomina jak się wzajemnie dopingowali w Tokio.
- Józek, to był chłopak do wszystkiego, jak to się mówi. Podobał mi się jego boks, choć wtedy z Łagutinem zabrakło ikry. Naprawdę mógł być w Tokio piątym Polakiem w finale, nie bez szans na jeszcze jedno polskie złoto - twierdzi Marian Kasprzyk.
Józef Grzesiak zmarł 30 maja we Wrocławiu. Miał 79 lat.