Jak wygląda nabór do GROM i jaki związek ma to ze sportem?
W programie z okazji 30. rocznicy założenia JW GROM gościliśmy weteranów najbardziej elitarnej formacji Wojsk Specjalnych w Polsce. O tym, jak wygląda nabór i jaki ma to wszystko związek ze sportem opowiedzieli nam operatorzy "Wodzu", "Rotmistrz" i "Czarek".
Każdy z zaproszonych gości opowiedział swoją historię dotyczącą naboru do elitarnej jednostki GROM. Aby się do niej dostać trzeba być niesamowicie wszechstronnie uzdolnionym fizycznie.
- Pułkownika Petelickiego spotkałem na zawodach Pucharu Europy w karate. Byłem zawodnikiem AZS-u Politechniki Warszawskiej. Mój trener polecił mnie i jeszcze dwie, trzy osoby z klubu do spotkania z generałem. Przyszedł, kiedy byłem między walkami. Byłem spocony, brudny. Podał mi rękę tak, że do dzisiaj pamiętam ten uścisk. Spojrzał na mnie i powiedział "Proszę pana, chciałbym, żeby przyszedł pan do mnie na rozmowę. Chciałbym, że pan spróbował zmienić pracę i swoje życie". Byłem przygotowany do tej rozmowy, ale nie ukrywam, że byłem zaskoczony. Zrobiła ona na mnie duże wrażenie - powiedział "Czarek".
Zobacz także: Kmita: Operatorzy GROM-u to wybitni sportowcy
- Miałem to szczęście, że kończyłem szkołę oficerską we Wrocławiu. Przyjechali do niej "łowcy głów", czyli wysłannicy generała i próbowali zwerbować z tej uczelni kilkanaście osób. Oczywiście padły pytania, czy chcemy być w jednostce specjalnej. Za bardzo nie opowiadali czym ona jest. Jak o tym usłyszałem, to podobnie jak kilkudziesięciu innych, zgłosiłem się. Zostaliśmy poddani pewnym testom sprawności fizycznej. Przeszliśmy je bez żadnego problemu. Gorzej było z rozmową z psychologiem, gdzie nas katowali kilka godzin (śmiech). Dostaliśmy następnie zaproszenie do Warszawy. Byliśmy już przekonani, że jesteśmy w już w tej jednostce. Jakie było nasze zaskoczenie, gdy okazało się, że to jest dopiero początek drogi - że będzie selekcja, kolejne rozmowy. Selekcja w jednostce jest ciągła i nawet jak ktoś ją skończy, to nie jest już finał. Każdego dnia trzeba udowadniać swoje miejsce, że jestem przydatny, że się nadaję - to z kolei słowa "Wodza".
- Miałem przyjemność być na kursie metodycznym w Lublińcu i na tym kursie zaproponowano nam, abyśmy przystąpili do egzaminów. Krążyła legenda, że powstanie nowa jednostka do ochrony ambasad. Stwierdziliśmy z kolegami, że czemu nie spróbować. Okazało się, że egzaminy nie były dla nas zbyt ciężkie. Następnie zaproponowano nam służbę już w Warszawie, w jednostce - skwitował "Rotmistrz".
Przejdź na Polsatsport.pl