Jason lepszy niż Andrew: Brat-bliźniak pomszczony w Las Vegas
Kilka kontrowersyjnych werdyktów sędziowskich, pojedynków wyrównanych, ale nie porywających i wreszcie w głównej, najlepszej walce wieczoru zwycięstwo przez TKO faworyta. Jasona Moloney’a (22-1,18 KO) nad Leonardo Baezem (18-3, 9 KO). Wielkie życzenie zwycięzcy? "Chcę się bić z Franco, pomścić brata" - mówi Maloney, który 48 godzin wcześniej oglądał jak na tym samym ringu bliźniak Andrew stracił pas mistrza świata. Zapraszam na podsumowanie tego, co działo się na obiektach MGM Grand.
Kingsley Ibeh/Nigeria (4-1, 4 KO) - Waldo Cortes/USA (5-3-2, 2 KO), waga ciężka
Czasami warto być gotowym do akcji, bo nigdy nie wiadomo kiedy zadzwoni telefon. Dokładnie tak było w przypadku mieszkającego w Phoenix Nigeryjczyka Ibeha. Oryginalnym rywalem Cortesa miał być aż do minionej środy Sonny Conto z Filadelfii, ale kiedy przytrafiła mu się w ostatniej chwili kontuzja, organizatorzy mieli go jako rezerwowego i pięściarz sytuacje wykorzystał w 100 procentach. Obaj panowie od początku nie przejmowali się zbytnio obroną, zakładając, że za silne biją, zęby przejmować się unikaniem ciosów. Gorzej na tym wyszedł Acosta - w czwartej rundzie ważący ponad 130 kilogramów Nigeryjczyk trafił go całą serią ciosów podbródkowych, poprawił lewym sierpem jak z filmu Creed“ i Acosta został wyliczony przez sędziego ringowego.
Reymond Yanong/Filipiny (11-5, 9 KO) - Clay Burns/USA (9-8, 4 KO), waga półśrednia
Od początku wyrównana walka - Burns kontrolował to, co się dzieje w ringu, był bardziej aktywny, ale od czas do czasu to Filipińczyk trafiał mocnymi ciosami. Na pewno zaczęły one robić wrażenie na Burnsie, który pod koniec czwartej rundy wyraźnie osłabł. Piąta runda, to nadal ataki, przeważnie na korpus rywala, Yanonga. Szósta runda to nadal atak Filipińczyka i to on wydawał się nieznacznym zwycięzcą. Wygrał niejednogłośnie Yanong, ale sędziowie nie byli zgodni - Tim Chetham widział zwycięstwo Burnsa 58-56, ale Julie Lederman uważała zupełnie inaczej, przyznając wygraną 59-55 Yenongowi.
Vlad Panin/Białoruś (7-1, 4 KO) - Benjamin Whitaker/USA (13-3, 3 KO), waga półśrednia
Klasyczne zderzenie stylów: Panin, Białorusin mieszkający i studiujący na UCLA w Kalifornii, ale ciągle preferujący ułożony, europejski styl boksowania kontra Whitaker, opierający swoje umiejętności na skracaniu dystansu i próbie zadania jednego ciosy zmieniającego przebieg walki. Od początku to się Amerykaninowi nie udawało, bo wyższy, z lepszym zasięgiem ramion Panin trafiał celnie prawie za każdym razem, kiedy Whitaker próbował zamienić walkę w bijatykę. Przewaga 24-letniego Białorusina rosła z każdą rundą, ale sędziowie po raz kolejny, tym razem zupełnie niezrozumiale, mieli problemy z wypunktowaniem zwycięzcy. Zamiast jednogłośnej decyzji na korzyść Panina ponownie jeden z sędziów dopatrzył się remisu, dając mu zwycięstwo tylko dwa do remisu.
Orlando Gonzalez/Portoryko (15-0, 10 KO) - Luis Porozo/Ekwador (15-3, 8 KO), waga junior lekka
Gonzalez to pięściarz w którego bardzo wierzy Bob Arum i jego “Top Rank”, ale ta walka pokazała, że przed 24-latkiem jeszcze sporo pracy. Zaliczył dwa nokdauny na swoim rywalu, ale przynajmniej do tego drugiego pojedynek był znacznie bardziej wyrównany niż się spodziewano. Jeden z graczy postawił na Gonzaleza 192,000 dolarów, licząc na to, że zwycięstwo przyniesie mu “tylko” czternaście tysięcy zarobku i się nie pomylił. Ale, że utalentowany chłopak z Portoryko ciągle musi się wiele uczyć - szczególnie w pojedynkach z tak sprytnie bijącymi się rywalami jak Porozo - wiedzą już wszyscy.
Avery Sparrow/USA (10-2, 3 KO) - Abraham Nova/USA (19-0. 14 KO), waga super piórkowa
Kolejna walka na czwartkowej gali, która nie do końca spełniła oczekiwania fanów. Wyrównana, z pięściarzami dobrze wyszkolonymi (Nova był faworytem), ale walczącymi bardzo zachowawczo. Sparrow był z każdą rundą coraz aktywniejszy, ale bez próby i odwagi zadawania mocniejszych uderzeń, a jego rywal odwrotnie - niby mniej robił, ale jego ciosy wywierały wrażenie. Na wyraźne zaznaczenie swojej przewagi musiał czekać jednak aż do ósmej rundy. Wygrał także dziesiątą, ale walka był bardzo równa, decyzja mogła pójść w obie strony...ale po raz kolejny nie dla sędziów. Nova wygrywa zasłużenie, ale ten z punktujących, który dał wygraną ośmioma rundami na pewno nie oglądał tej samej walki, co wszyscy pozostali.
Jason Moloney/Australia (20-1, 17 KO) - Leonardo Baez/Meksyk (18-2, 9 KO), waga kogucia
Pierwsze dwie rundy dla Moloneya, który jest szybszy, dokładniejszy i więcej trafia. Od początku taktyka Baeza była prosta - “biję jak najmocniej, jak coś wejdzie na głowę rywala, to wtedy zaatakuję kolejnymi ciosami”. Baez, chociaż miał przewagę wzrostu i zasięgu ramion sprawiał wrażenie znacznie bardziej zainteresowanego walką w półdystansie. Zła taktyka - rywal był szybszy, bił mocniej, spokojnie kontrował każdą próbę zadania ciosów kombinacyjnych. W siódmej rundzie było już po walce - narożnik Baeza zdawał sobie sprawę, że ich zawodnik tego pojedynku nie wygra, słusznie przerywając coraz bardziej jednostronne widowisko.
Przejdź na Polsatsport.pl