“Big Baby” Miller i dopingowe do trzech razy sztuka: wstyd zamiast milionów
Szokujące kulisy już trzeciego oblanego testu antydopingowego od 2014 roku, niepokonanego na zawodowych ringach wagi ciężkiej Jarrella “Big Baby” Millera (23-0-1, 20 KO). Te same specyfiki na których złapano go przed walką z Joshuą, brak kontroli ze strony promotorów - pewna dożywotnia dyskwalifikacja? To boks, nikt w to nie wierzy, ale kilkuletni rozbrat z dyscypliną na której mógł zarobić miliony wydaje się nieunikniony.
Sobota, krótko po godzinie dwunastej w południe. Pierwsze przecieki dotyczące kolejnego pozytywnego testu Jarrella Millera zaczynają docierać z Komisji Sportowej Stanu Nevada (NSAC) do amerykańskich mediów. Początkową przyjmowane są z niedowierzaniem, ale kiedy Bob Arum, szef “Top Rank” mówi “jesteśmy bardzo rozczarowani sytuacją, nie ma Millera na gali 9 lipca. Kieruję się decyzjami NSAC, więcej nie mogę powiedzieć”, bomba wybucha. Niepokonany Jarrell Miller został po raz trzeci w ciągu ostatnich sześciu lat złapany na niedozwolonych środkach dopingujących i grozi mu kara wieloletniego wykluczenia ze sportu.
To sportowa recydywa, bo zanim jeszcze stracił w 2019 roku kontrakt z “Matchroom Boxing” na trzy walki i dziewięciomilionową wypłatę, obejmującą także szansę walki o trzy pasy mistrza świata z Anthonym Joshuą, dyskwalifikacje za doping nie były mu obce. Pierwszą i - paradoksalnie najdłuższą, bo mającą 9 miesięcy - dopingową odsiadkę miał w 2014 roku w Kalifornii, kiedy był jeszcze kickbokserem walczącym w Glory.
Po dwóch wygranych walkach jesienią 2018 roku - z Tomkiem Adamkiem i Bogdanem Dinu - w czerwcu 2019 roku Millera złapano nie na jednym, ale trzech niedozwolonych środkach dopingujących - hormonie wzrostu, EPO oraz GW1516 (endurobol). Eddie Hearn natychmiast rozwiązał z nim kontrakt, wzywając komisję stanowe w USA by nałożyły na niego dożywotnią dyskwalifikację, ale skończyło się na tym, że dyskwalifikację nałożyły nie komisje sportowe, a tylko organizacja rankingowa - WBA. I to zaledwie sześciomiesięczną, co słusznie zostało uznane za decyzję śmieszną. Był jednak powód proceduralny...albo po prostu Millerowi się udało: na testach pozytywnych przed walką z Joshuą, “Big Baby” został złapany zanim otrzymał licencję stanu Nowy Jork, czyli według prawa nie można było odebrać tego, czego jeszcze nie miał.
Teraz jest inaczej i dlatego Miller musi się liczyć z sankcjami, które wykluczą go z wielkiego boksu na lata. Na przyjmowaniu po raz kolejny endurolu, który sprawia, że sportowiec nie odczuwa zmęczenia, nawet trenując na wysokich obrotach, Miller został złapany już po otrzymaniu licencji Komisji Sportowej Stanu Nevada. W razie potwierdzenia wszystkich okoliczności sprawy, czeka go dyskwalifikacja obejmująca wszystkie stany USA oraz większość krajów kierujących się wytycznymi WADA.
Jest jeszcze druga, kto wie czy nie ciemniejsza strona szokującej dyskwalifikacji “Big Baby”. Po przyłapaniu Millera na stosowaniu dopingu w 2019 roku, zarówno on, jak i jego wtedy promotorzy zobowiązali się do poddawania go częstym kontrolom dopingowym. Tajemnicą biznesu pod nazwą boks był jednak fakt, że nikt tego nie kontrolował. Co ważniejsze - nie robił ani nie żądał tego także “Top Rank”, podpisując z Millerem kontrakt.
Jerry Forrest, z którym miał się bić Miller podsumował sprawę krótko - i dosadnie: “Miller to oszust, bez dopalaczy nie potrafi wygrywać. Wszyscy zrobili z tego przestraszonego chłopaczka jakiegoś potwora, którym nie jest. Mówiłem - kiedy przychodzi okres próby, walki, ludzie pokazują, kim są naprawdę”. W chwili obecnej trwają negocjacje, by 9 lipca na gali w MGM Grand w Las Vegas Millera rywalem Forresta był współpromowany przez “Top Rank “ i Joe DeGuardię Kameruńczyk Carlos Takam (38-5, 28 KO).
Przejdź na Polsatsport.pl