Jakubowski: Byłem na skraju bankructwa. Postawiłem wszystko na jednej szali, by wrócić do boksu
Igor Jakubowski – nowy ekspert Polsatu Sport był jedną z największych nadziei polskiego boksu. Zdobył m.in. wicemistrzostwo Europy, awansował na igrzyska w Rio de Janeiro. Dobrze rozwijającą się karierę przerwała kontuzja, która na trzy lata wykluczyła go z treningu i doprowadziła na skraj bankructwa. Dziś Jakubowski świetnie radzi sobie w roli eksperta i szykuje się do powrotu na ring.
Robert Małolepszy: W nocy z wtorku na środę skomentował Pan drugą już galę Top Rank dla Polsatu Sport. Jak się Pan czuje w roli eksperta?
Bardzo dobrze, ale trzeba by zapytać widzów, czy im się podoba.
Mnie się podoba
Cieszę się,
Bał się Pan debiutu przed mikrofonem?
Strachem bym tego nie nazwał, ale trema była.
Co było najtrudniejsze?
Po pierwsze to komentuję z Andrzejem Kostyrą – jedną z legend polskiego dziennikarstwa bokserskiego. On ma swój styl, sposób komentowania, musiałem się dostosować, znaleźć miejsce dla siebie. Po drugie staram się być zawsze przygotowany. A to nie zawsze takie proste. Bo o ile w dwóch głównych walkach wieczoru zawsze występują zawodnicy znani, o tyle w tych wcześniejszych już niekoniecznie. A ja chcę wiedzieć nie tylko jaki mają rekord, ale jak boksują, jaki mają styl.
Póki co gale Top Rank, mimo że mieliśmy na razie jedną walkę o mistrzostwo świata, trzymają bardzo wysoki poziom.
Ta ostatnia to była wręcz petarda. Zwłaszcza dwa główne pojedynki. Mimo że nie było ani jednego nokdaunu, oglądało się z wypiekami na twarzy. Tempo było zabójcze, akcje świetne.
Porozmawiajmy zatem o dwóch głównych bohaterach. Saucedo zaczął rewelacyjnie, wydawało się, że wygra szybko przed czasem, a walka potrwała jednak pełne 10 rund. Późniejszy zwycięzca zainkasował też całkiem sporo ciosów.
W tej walce w ogóle wyprowadzono ponad 1400 ciosów. Alex Saucedo miał ich ponad 800, z tego 318 to były ciosy mocne. Jego rywal Sonny Fredrickson wyprowadził 172 mocne uderzenia. Liczby robią wrażenie. Saucedo spuchł w drugiej części walki. Zwłaszcza ciosy podbródkowe rywala dały mu się we znaki.
Alex Saucedo nearly doubled his opponent in total punches, in another impressive performance for his 3️⃣0️⃣th career win.
— Top Rank Boxing (@trboxing) July 1, 2020
🥊 Saucedo: 318
🥊 Fredrickson: 172#SaucedoFredrickson pic.twitter.com/rqN2iPnSud
Generalnie można chyba powiedzieć, że w ataku jest świetny, ale obronę ma słabą.
Saucedo wykazuje, jak to nazwałem, syndrom zadowolenia po tym, jak zada dobry cios, tym bardziej, jeśli uda mu się złożyć serię. Zostaje w miejscu, staje się łatwym celem. Może mieć problem, gdy naprzeciwko niego stanie bokser z naprawdę mocnym uderzeniem.
Jego marzenia o kolejnej szansie na mistrzowski tytuł są uzasadnione?
Pewnie tak, ale musi wiele w swym boksie poprawić.
Bardzo dużo pochlebnych słów padło z Twojej strony pod adresem drugiego z bohaterów gali – Portorykańczyka Josue Vargasa, który w efektownym stylu wypunktował Salvadora Briceno. Tylko czy Vargas, który ewidentnie nie ma ciosu, ma papiery na to, by podbić zawodową scenę bokserską?
Uważam, że z uczestników wtorkowej gali ma największe papiery. Jest wręcz stworzony do boksu zawodowego.
Nawet bez ciosu?
Ma bokserską tzw. „czutkę” i to jest najważniejsze – wszystko widzi, czuje dystans, ma balans, nogi. A i cios może mieć całkiem mocny, tylko na razie nie próbuje takich uderzeń wyprowadzać. Wszystko bije z luzu. A czasem trzeba mocno stanąć na nogach, wkręcić się w cios. I jeszcze jedno Briceno całą walkę biegał za Vargasem, nie dawał mu centymetra luzu. Taki styl może pokrzyżować plany na walkę dużo lepszym i bardziej doświadczonym pięściarzom. Pamiętajmy, że ten chłopak ma dopiero 22 lata, a my już zastanawiamy się, czy będzie walczył o mistrzostwo świata. Moim zdaniem ma na to papiery.
Ty też miałeś duże papiery na boks na najwyższym poziomie. Dlaczego nie wyszło?
Zacznijmy od tego, że wciąż wierzę, że wrócę na ring. Byłem wicemistrzem Europy, mistrzem Unii Europejskiej, wygrałem Turniej Stamma, zakwalifikowałem się na igrzyska.
Ale przegrałeś pierwszą walkę. Co poszło nie tak?
Na igrzyska zakwalifikowałem się dopiero w drugim podejściu. Po pierwszym, przegranym turnieju kwalifikacyjnym, zadzwoniłem do trenera kadry Zbigniewa Raubo i powiedziałem wprost, że dalej chcę się przygotowywać sam, z moimi klubowymi szkoleniowcami. Wcześniej właśnie głównie dzięki nim przez trzy lata wygrywałem w Polsce wszystko, zdobyłem wicemistrzostwo Europy i mistrzostwo Unii Europejskiej.
I udało się. Wygrałeś turniej ostatniej szansy w cuglach. Co poszło nie tak w Rio de Janeiro?
Byłem już bez formy. Turniej kwalifikacyjny był miesiąc przed igrzyskami. Po powrocie miałem tylko trzy dni przerwy, a potem treningi, przysięgi, mierzenie garnituru, wyjazdy do prezydenta, ministra i wszystkie te przedolimpijskie obowiązki. W Rio nikt z Polskiego Związku Bokserskiego o nas nie zadbał. Musieliśmy sami wszystko ogarniać. Nie wypaliło.
Dlaczego stoczyłeś tylko jedną zawodową walkę?
Dodajmy, to była walka, którą stoczyłem mając złamany nadgarstek.
Co się stało?
Na jednym ze sparingów, który toczyłem z Mateuszem Figlem - zawodnikiem wagi ciężkiej - trafiłem go w łokieć. To było takie uderzenie na pełnym ogniu. Złożyłem się po nim, jakbym to ja był znokautowany. Staw nadgarstkowy rozsypał się. Dosłownie. Miałem wszystko pogruchotane, popękane. Przez pół roku nikt nie potrafił postawić nawet diagnozy co mi jest. Dopiero doktor Dzianach z Rehasportu – specjalista radiolog - postawił diagnozę.
Było aż tak źle?
Przeszedłem cztery operacje. Zanim je przeszedłem zdążyłem jeszcze stoczyć tę jedną, debiutancką walkę w boksie zawodowym. Wewnątrz ręki mam teraz wszystko – przeszczepy z więzadeł, śruby, blachy. Wydałem na operacje, najlepszych polskich rehabilitantów, hotele, przejazdy ponad 100 tysięcy złotych. W pewnym momencie stanąłem na skraju bankructwa, ale poradziłem sobie. Dziś jestem o krok od powrotu na ring, już nawet trenuję, ale jeszcze z doktorem Nagrabą z MD Clinic planujemy podanie czynnika wzrostu, bo jedno ścięgno jeszcze nie do końca zrosło się z kością.
Aż tak ci zależy na powrocie?
Boks to moja pasja i życie. Gdy ludzie pytają mnie po co mi to, odpowiadam – a ty co byś zrobił, gdybyś pół życia poświęcił na pasję, która zajmowała 250-280 dni w roku i nagle w połowie drogi doznałbyś urazu. Ja nie chciałem odpuścić. Wciąż wierzę, że uda mi się wrócić na ring. Boksuję od 13 roku życia.
Trenujesz?
Tak. Ciekawostka jest taka, że mój trener jest młodszy ode mnie. To Jordan Kuliński, z którym byliśmy razem w reprezentacji Polski. Za przygotowanie fizyczne odpowiadają chłopaki PT Studio z warszawskiego „Mordoru”. Jeszcze nie uderzam, ale jeśli wszystko z ostatnim zabiegiem pójdzie dobrze, za kilka tygodni ruszam na 100%
Cel?
Na razie chcę wygrać turniej Krystiana Każyszki w wadze juniorciężkiej. Dalej nie marzę, wolę stawiać sobie cele krótkoterminowe.
Waga juniorciężka czyli polska specjalność. W którego z naszych czołowych pięściarzy tej kategorii celujesz?
Na razie nie chcę rzucać nazwiskami. Mogę tylko powiedzieć, że choćby z Mateuszem Masternakiem sparowałem wiele razy i szło mi nie najgorzej. Podobnie z Adamem Balskim. Siergiej Radczenko, który przegrał z Masterem, a zbił Szpilkę, walczył w WSB z rywalami, których ja potem pokonywałem, a on przegrywał. Jeśli będę zdrów, mogę boksować z każdym.
Przejdź na Polsatsport.pl