"Van der Hart błagał, żeby zostać na boisku"
Kapitan Lecha Poznań Mickey van der Hart w meczu półfinałowym Totolotek Pucharu Polski doznał kontuzji barku już w serii rzutów karnych. Okazuje się, że jego bark został zwichnięty nie raz, a dwa razy na przestrzeni kilku minut, a mimo to Holender błagał, by nie opuszczać murawy. Ze względu na kontuzję golkiper ma teraz pauzować około 6 tygodni.
Van der Hart latem ubiegłego roku przyszedł do Lecha i od samego początku sezonu jest bramkarzem numerem jeden. Początkowo zbierał wiele słów krytyki, bowiem kilka bramek ewidentnie obciążało jego konto. Trener „Kolejorza” Dariusz Żuraw konsekwentnie stawiał na Holendra, który zaliczył wszystkie 38 oficjalnych spotkań w lidze i Pucharze Polski od pierwszej do ostatniej minuty.
Totolotek Puchar Polski: Lechia w finale! Kontuzja bramkarza w serii rzutów karnych
W środowy wieczór w Poznaniu Lech grał z Lechią Gdańsk o finał Pucharu Polski. Po 120 minutach był remis 1:1 i finalistę rozgrywek musiały wyłonić rzuty karne. W drugiej serii van der Hart obronił strzał Rafała Pietrzaka, ale przy tej interwencji doznał urazu. Na boisku zjawił się sztab medyczny Lecha, który zasugerował trenerowi konieczność przeprowadzenia zmiany. Rezerwowy bramkarz Miłosz Mleczko zaczął się rozgrzewać, ale Holender wrócił między słupki i zdołał jeszcze obronić uderzenie Egzona Kryezlu.
- Mickey całkowicie poświęcił się tego wieczoru dla drużyny, jego heroizm był niesamowity - mówi profesor Krzysztof Pawlaczyk, który błyskawicznie nastawił zwichnięty bark. - Powiedział do mnie: "Zgadzam się na wszystko, możecie robić co chcecie, tylko nie róbmy zmiany. Jestem kapitanem i nie wyobrażam sobie, żebym miał odpuścić" - relacjonuje.
Lech w pewnym momencie serii rzutów karnych prowadził już 3-2 i miał dwie szanse na awans, ale Filip Marchwiński i Dani Ramirez ich nie wykorzystali. Tymczasem sztab szkoleniowy postanowił w ostatniej chwili zmienić van der Harta, a rezerwowy Miłosz Mleczko nie zdążył już zaprezentować swoich umiejętności, bowiem Kamil Jóźwiak przestrzelił "11" i to goście cieszyli się z awansu do finału.
Okazuje się, że podczas ostatniej interwencji, w szóstej kolejce, bark van der Harta został zwichnięty po raz drugi. Już tak poważnie, że nie było szans go nastawić. - Wtedy już potrzebna była zmiana, choć Mickey prosił nas, wręcz błagał, żeby mógł dalej występować. Wiadomo, działała oczywiście adrenalina, ale rzadko zdarza się aż takie podejście - opowiada profesor Pawlaczyk.
Bramkarz na swoim profilu na Instagramie nie ukrywał ogromnego rozczarowania po odpadnięciu z rozgrywek.
"Słowa nie opiszą uczucia, z jakim się dziś obudziłem. Jestem zdruzgotany tym, że nie zdołaliśmy awansować do finału. Na pewno zasłużyliśmy na coś więcej. Niestety, przy obronie pierwszego rzutu karnego doznałem zwichnięcia barku i nie wiem na razie, jak poważny jest ten uraz. Wierzę, że wrócę silniejszy i dziękuję za wszystkie wiadomości, za wsparcie, które otrzymałem" – napisał.
Holender nie dokończy sezonu na boisku. W czwartek rano van der Hart przeszedł szczegółowe badania u profesora Przemysława Lubiatowskiego, który jest specjalistą w urazach barku i łokcia. Potwierdziła się diagnoza dotycząca zwichnięcia barku. Na razie nie jest potrzebna operacja. - Po ingerencji chirurgicznej byłaby potrzebna półroczna przerwa. Na razie jednak zabieg nie jest konieczny, zdecydowaliśmy się na leczenie zachowawcze. Ręka Mickiego będzie usztywniona i po sześciu tygodniach nastąpi kolejna ocena. Możliwe, że w międzyczasie zdecydujemy się na również na konsultacje zagraniczne - tłumaczy szef sztabu medycznego Kolejorza.
Przejdź na Polsatsport.pl