Mateusz Ponitka: Zenit to obecnie najlepsze miejsce dla mojego rozwoju
Mateusz Ponitka mimo sezonu skróconego z powodu pandemii pozytywnie ocenia rok spędzony w Zenicie Sankt Petersburg. "Zapłaciliśmy frycowe w Eurolidze, ale zebraliśmy doświadczenie i teraz będzie inaczej" - powiedział PAP jeden z liderów reprezentacji Polski koszykarzy.
PAP: Za panem sezon pełen turbulencji. Nie dość, że przerwany przez koronawirus, to jeszcze był pan trapiony przez kontuzje. Jest pan zadowolony z dokonanego przed rokiem wyboru klubu, skoro Zenit był najsłabszą drużyną Euroligi?
Mateusz Ponitka: Wyboru dokonałem dobrego, ponieważ Zenit to profesjonalny klub, organizacyjnie wszystko jest dopięte na ostatni guzik. W momencie pojawienia się jakichkolwiek problemów ludzie w klubie są bardzo zaangażowani, by pomóc. Cieszę się, że tu jestem i będę dalej pracował na sukcesy. Mam ważny kontrakt na sezon 2020/21 i na pewno nie myślę o zmianie klubu. Gram w Eurolidze i silnej lidze VTB, więc jestem pewny, że obecnie to najlepsze miejsca dla mojego rozwoju.
PAP: Łączenie rywalizacji w tych dwóch ligach łatwe nie było...
M.P.: Z powodu pandemii koronawirusa trudno jednoznacznie ocenić sezon pod względem sportowym, bo zakończył się w marcu, a rozstrzygnięcia to zawsze play off. Jeśli chodzi o ligę VTB, to na pewno liczyliśmy na lepszą pozycję w tabeli niż siódmą, jaką zajmowaliśmy w momencie przerwania rywalizacji. Kilka spotkań +uciekło+ nam w końcówce i tego szkoda. W Eurolidze debiutowaliśmy, więc mogliśmy się spodziewać ciężkiej przeprawy. Zapłaciliśmy frycowe, zebraliśmy doświadczenie, a teraz już koncentrujemy się na nadchodzącym sezonie – będzie na pewno inny.
Zobacz też: Liga Mistrzów FIBA - zawodnicy Startu Lublin poznali terminarz
PAP: Pod koniec maja władze Euroligi ogłosiły definitywne zakończenie sezonu, a VTB uczyniła to wcześniej. Kiedy zatem wrócił pan do Polski i czy były problemy w związku z nasilającą się pandemią?
M.P.: Jesteśmy w Polsce z rodziną od 1 czerwca. Podróż była utrudniona, bo musieliśmy polecieć samolotem do Kaliningradu, potem dojechać do polskiej granicy wynajętym busem i po jej przekroczeniu przejść kwarantannę. Cieszę się jednak, że w sumie udało nam się dosyć szybko dotrzeć do kraju, bo wiem, że inni Polacy często mieli problem z powrotem do domu.
PAP: Jak zatem minęły blisko dwa miesiące w kraju?
M.P.: Najpierw była przymusowa, dwutygodniowa kwarantanna. Spędziliśmy ją z rodziną na Kaszubach. Następnie wróciliśmy do domu i od tego czasu łączę treningi z załatwianiem spraw organizacyjnych, na które nie mam czasu w trakcie sezonu.
PAP: Rozumiem, że odpoczywał pan także trochę po sezonie? Wolny czas spędzał pan na "nicnierobieniu" czy wybrał aktywny odpoczynek?
M.P.: Wszyscy zakończyliśmy rozgrywki przedwcześnie, więc było dużo czasu na regenerację, ale muszę przyznać, że z drugiej strony brakowało treningów. Forma aktywnego wypoczynku jest dla mnie najlepsza. Nie potrafię leżeć na plaży lub w ogrodzie przez cały dzień. Lubię być cały czas w ruchu i staram się dbać o swoje ciało.
PAP: Na jakim zatem etapie są pana przygotowania do nowego sezonu?
M.P.: Pracuję indywidualnie przez większą część tegorocznych długich wakacji. Miałem dwa tygodnie przerwy po cięższym okresie treningowym, ale ponad tydzień temu wróciłem z powrotem na najwyższe obroty. Przygotowuję się do długiego sezonu i do rywalizacji o jak największą liczbę minut na boisku, gdyż w nowym sezonie będziemy mieli bardzo wyrównany skład.
PAP: Kto dba o pana przygotowanie fizyczne? Dostał pan jakieś zalecenia od szkoleniowców z rosyjskiego klubu?
M.P.: Nie, pracuję z Dominikiem Narojczykiem, czyli trenerem przygotowania fizycznego reprezentacji Polski koszykarzy, zresztą nie tylko w tym roku, ale od wielu lat. Bardzo sobie cenię jego profesjonalizm. Dzięki niemu zawsze jestem gotowy do gry w najważniejszych momentach sezonu. Rosjanie wiedzą, jak i z kim pracuję. Ufają i mi, i trenerowi.
PAP: Władze ligi VTB zapowiedziały inaugurację rozgrywek na 20 września...
M.P.: My zaczynamy już pierwsza dnia meczem w Moskwie z tamtejszymi Chimkami, następnie podejmiemy Cmoki Mińsk. Euroligę rozpoczniemy na początku października w Stambule.
PAP: Nie obawia się pan powrotu do Sankt Petersburga w związku z dużą liczbą zakażeń w Rosji? Jak wyglądało pana życie jako zawodnika w pierwszych tygodniach pandemii w tym wielkim mieście?
M.P.: Z naszej, zawodniczej perspektywy nie było totalnego lockdownu. Oczywiście sklepy były pozamykane, poza spożywczymi i aptekami, ale można było spotkać wielu ludzi spacerujących ulicami miasta. Nie widziałem, aby jakoś rygorystycznie przestrzegano zasady noszenia maseczek i rękawiczek. Można powiedzieć, że odpowiedzialność ciążyła na ludziach. Jedni się zabezpieczali, inni nie. Wiem, że dużo sklepików, kawiarenek i restauracji upadło, ale myślę, że na całym świecie ludzie mierzą się z takimi problemami.
PAP: Widzi pan zatem różnice w podejściu do pandemii między Polakami a Rosjanami?
M.P.: Nie wiem, jak wygląda obecnie sytuacja w Sankt Petersburgu, ale po powrocie do Polski zrozumiałem, że w Rosji podchodzono do życia w czasach pandemii bardziej luźno, a u nas bardziej przestrzega się ograniczeń.
Rozmawiała: Olga Przybyłowicz (PAP)