Dziś pęka “bańka” NBA w Orlando. Jak (nie) kibicować faworytom?
Najbliższej nocy rozpocznie się finałowa część sezonu NBA, sezonu, który na pewno przejdzie do historii. Wcale nie tej negatywnej, bo trzeba będzie dodawać z lekceważeniem, że nie był to “normalny sezon, więc mistrza też traktować normalnie nie należy”. Nie tylko dla mnie, choć o NBA piszę ze Stanów Zjednoczonych od ponad trzydziestu lat - będzie dokładnie odwrotnie: wygrać w tym roku będzie czymś specjalnym, jedynym w swoim rodzaju.
Zapraszam do trochę innej niż zwykle zapowiedzi - coś dla tych, którzy niekoniecznie lubią kibicować faworytom!
Dziennikarze i typerzy są zgodni: największe szanse na uniesienie trofeum Najbardziej Wartościowego Gracza (MVP) ma ten sam, który zdobył go w minionym roku - Giannis Antetokounmpo, tytuł mistrzowski rozstrzygnie się między drużynami Los Angeles Lakers (faworyci finału) i Milwaukee Bucks, a dwie najgorsze drużyny “bańki” w resorcie Disney'a w Orlando to Utah Jazz i Miami Heat. Ale na szczęście to sport, więc spróbujemy inaczej.
Najbardziej ryzykowne (ale nie szalone!) typy:
1. Mistrz NBA - Los Angeles Clippers: 3,5 do 1
Faworytami na mistrzostwo National Basketball Association są w tym roku zespoły Los Angeles Lakers oraz Milwaukee Bucks, a dopiero na trzeciej pozycji wymieniana jest ekipa LA Clippers. Każdy z trzech zespołów ma w składzie po dwóch graczy z Meczów Gwiazd, ale ile naprawdę dają drużynie oceniane jest na podstawie tego, ile razy nie brakowało ich w składach. Najmniej kontuzji miał duet LeBron James/Anthony Davis (Lakers), którzy stracili tylko osiem meczów, zaś duet Giannis Antetokounmpo/Khris Middleton (Bucks) stracił ich 18. Porównanie z LA Clippers, gdzie Kawhi Leonard/Paul George opuścili do tej pory aż 37 spotkań, wypada więc na mocno na niekorzyść Clippers. A co będzie jak w tym skróconym sezonie kontuzje będą ich omijać? Jak dobrzy są Clippers, skoro nawet bez tak częstej nieobecności dwóch gwiazd wielkiego formatu, potrafili do przerwania rozgrywek wygrać 40 z 62 meczów? Szybko się o tym przekonamy.
ZOBACZ TAKŻE: Władze NBA z optymizmem oczekują wznowienia sezonu
2. Mistrzowie Konferencji Wschodniej - Filadelfia 76ers: 10 do 1
Jeśli nie jesteś zwolennikiem kibicowania tylko faworytom, zespół z Filadelfii jest dla ciebie idealnym kandydatem do bycia fanem. Zapominając nawet, że grają tam tak dobrzy zawodnicy jak Jayson Tatum, Pascal Siakam czy Jimmy Butler, w 76ers jest jedyny koszykarz w lidze, którego można porównać z Antetokounmpo - Joel Embiid. Tym, którzy nie wierzą, polecam statystykę: kiedy Embiid był na parkiecie przeciwko jeszcze aktualnym mistrzom NBA, Toronto Raptors, Filadelfia była lepsza od championów o 89 punktów. Do tego mecze w “bańce” Orlando eliminują największą słabość 76ers, czyli grę na wyjeździe. W sezonie przegrali aż 24 z 34 meczów grając na parkietach rywali, ale teraz parkiet będzie taki sam dla wszystkich.
ZOBACZ TAKŻE: Derby Los Angeles na restart sezonu
3. Houston Rockets, mistrzowie Konferencji Zachodniej: 8 do 1.
Podobnie jak w przypadku Filadelfii, kibicowanie jest ryzykowne, ale nie bez sensu. Do przerwania sezonu, strzelcy wyborowi “Rakiet” za trzy punkty rzucali fatalnie - to znaczy rzucali bardzo dużo (prawie 46 razy na mecz), ale nie trafiali. Podchodząc do tego statystycznie, to MUSI się zmienić na ich korzyść, bo do tej pory każdy ze snajperów z Teksasu trafiał znacznie poniżej swoich przeciętnych. Logika nakazywałaby, że podczas playoffs znacznie wyższa drużyna LA Lakers, grając w tradycyjnie wolniejszym tempie, da sobie radę z Rockets. Ale może logika nie ma zastosowania w sezonie, gdzie nic nie jest tak jak zawsze - i nikt w historii nie próbowała grać tak jak szalona ekipa z Houston.
Przejdź na Polsatsport.pl