Warta, czyli warto stawiać na Polaków
Warta Poznań, jako trzeci zespół z pierwszej ligi, awansowała do Ekstraklasy. Zwycięski finał barażowy z Radomiakiem Radom był naprawdę dużym wydarzeniem, które dostarczyło kolejnych argumentów na dowód tego, że zmiana regulaminu i zaprzęgnięcie zespołów z miejsc 3-6 w I lidze do dodatkowej walki o awans, były strzałem w dziesiątkę.
Sam fakt, że w finale znalazły się zespoły, na które przed sezonem nikt nie liczył tylko podbija romantyczną piłkarską historię. Radomiak był przecież beniaminkiem, który po latach wrócił na zaplecze Ekstraklasy. Warta Poznań po wcześniejszym burzliwym sezonie, w którym cudem przetrwała (była groźba w trakcie zmiany właścicielskiej, że klub zbankrutuje i przestanie istnieć), miała bić się o pozostanie w I lidze. Takie zadanie dostał nieznany szerzej w środowisku 44-letni trener Piotr Tworek. Sklecił on drużynę, z miejscowych graczy, kilku takich, którzy zawodzili gdzie indziej i Łukasza Trałki. Weterana Lecha Poznań, który przez lata był obarczany za wszelakie sportowe niepowodzenia największego wielkopolskiego klubu. Nie przeprowadzając się na stare piłkarskie lata, miał pomóc Warcie w utrzymaniu.
Efekt był taki, że przez jedenaście kolejek Warta była na pierwszym miejscu w lidze. Grając, efektownie, do przodu, ofensywnie, a jednocześnie bardzo dobrze taktycznie, solidnie w obronie. Wydawało się, że rewelacja jesieni 2020, biorąc pod uwagę skromniutki budżet klubu, będzie chciała zimą zarobić i skonsumować finansowo swój niespodziewany sukces. Bo po takich graczy, jak Janicki, Kupczak, czy Jakóbowski zgłaszały się kluby z Ekstraklasy. Nie zrobiono tego jednak, co uchodziło w tamtym czasie za niespodziankę i dowód na to, że nowy właściciel Warty poważnie myśli o awansie.
Zobacz też. Fortuna 1 Liga: Warta Poznań z awansem do Ekstraklasy!
Co prawda wiosną i po przerwie pandemicznej, klub z Poznania nieco spuścił z tonu i tak efektownie i skutecznie, jak wcześniej już nie grał, wypadając poza pierwszą dwóję, jednak trzecia pozycja po sezonie zasadniczym była więcej niż przyzwoita. Ba, taka przed rozpoczęciem rozgrywek uznawana byłaby za sensacyjną. W półfinałowych parach barażowych zmierzyły się ze sobą zespoły z dwóch różnych biegunów. Potentaci z pieniędzmi, którzy jeszcze niedawno grali w Ekstraklasie i po prostu musieli do niej wrócić (Termalica i Miedź). Oraz kluby bez wielkich środków, bez swoich stadionów i sowicie opłacanych „gwiazd” zagranicznych, skonstruowane sposobem i natchnione przez niespełnionych młodych jeszcze trenerów z otwartymi głowami (Tworek i Dariusz Banasik).
Fakt, że z finału zostali wykopani ci pierwsi jest kolejnym dowodem na nieprzewidywalność i autentyczność pierwszej ligi. Tu naprawdę pieniądze nie grają. Charakterystyczne jest także to, że trenerzy drużyn finałowych wykreowali po kilku polskich zawodników, którzy już teraz są łakomym kąskiem dla bogatszych, a ci którzy przegrali rezygnują z kontraktów z Hiszpanami, Serbami, Rumunami...
W Warcie jest tylko jeden obcokrajowiec – Ukrainiec Sierhij Napołow, traktowany zresztą jak Polak. Złośliwcy z internetu żartują, że rodzimi ambitni gracze wykonali kawał dobrej roboty dla 30-letnich Słowaków, którzy już przebierają nogami, aby podpisać kontrakty z Wartą i pomagać jej w utrzymaniu w Ekstraklasie. Bo to scenariusz charakterystyczny dla wielu wcześniejszych beniaminków.
Nadzieja w tym, że w przyszłym sezonie spada tylko jeden zespół i te teoretycznie słabsze kluby nie będą aż tak przerażone widmem spadku, stać je po prostu będzie na trochę więcej ryzyka. No i w działaczach Warty. Panowie, skoro udało się w taki oryginalny obecnie sposób urządzić tę drużynę, to dajcie teraz tym chłopakom trochę nacieszyć się Ekstraklasą!
Przejdź na Polsatsport.pl