20 lat Polsatu Sport - Jakub Radecki: Telewizja na wyjeździe
1 grudnia 1999 r. Mój pierwszy dzień w Telewizji Polsat. Mały pokój numer 17 w archaicznym biurowcu przy alei Stanów Zjednoczonych 53 w Warszawie – dzielony przez redakcję sportową z redakcją katolicką. Kilka biurek, jakieś elementy scenografii, jeden komputer dla 4 osób. Nikt wtedy jeszcze nie myślał o kanale sportowym.
Mój wykładowca akademicki w katowickiej Szkole Filmowej, Maciej Sowiński, był w 1999 r. dyrektorem do spraw Realizacji Telewizji Polsat. Po zajęciach poprosił mnie, bym został chwilę. Maciek wiedział, że pracuję jako asystent kierownika produkcji w TVP Katowice. – Polsat chce zbudować dużą redakcję sportową, kupiliśmy prawa do piłkarskich mistrzostw świata w Korei i Japonii oraz do Ligi Mistrzów. Szukamy ludzi – może chciałbyś spróbować? – zapytał. Zdecydowałem się bez namysłu.
Stworzyliśmy fajną, zgraną ekipę: naszym szefem został młody, choć już doświadczony menadżer z praktyką na tożsamym stanowisku w TVP – Marian Kmita, którego do podjęcia się tego niełatwego zadania przekonań spiritus movens i patron sportu w Polsacie – Piotr Nurowski. Wspaniały człowiek – pełen pasji, zaangażowania. Miłośnik sportu. Nigdy nikomu nie odmówił pomocy. Do składu dołączy Piotr Pykel – doktorant studiów europeistycznych we Florencji. Erudyta, specjalista do spraw współpracy z kontrahentami zagranicznymi. Ekspert w rozwiązywaniu kwestii prawnych związanych z pozyskiwaniem praw telewizyjnych. Czwartym do brydża w naszej ekipie był Paweł Wójcik – młody dziennikarz, komentator i reporter zaprawiony w najcięższych bojach (relacjonował między innymi powódź stulecia w 1997 roku). I ta niezbyt doświadczona grupa, wsparta zaledwie kilkoma dziennikarzami, zaczęła tworzyć podwaliny pod to,
co dziś jest największą telewizją sportową w Polsce.
Zobacz także: 20 lat Polsatu Sport - Jerzy Mielewski: Mój drugi dom
Kamieniem milowym – i jednocześnie jednym z największych wyzwań produkcyjnych – były dla nas mistrzostwa świata w Korei i Japonii. Niespodziewanie, po 16 latach nieobecności, awansowała do nich reprezentacja Polski. Wszystkie mecze miały być komentowane z Korei i Japonii, oprawione na ten czas nowoczesnym studiem z wieloma legendami polskiego futbolu w charakterze gości i niezapomnianym Jackiem Gmochem, który analizował grę naszej i innych reprezentacji. Do Korei poleciało 10 osób: Mateusz Borek, Roman Kołtoń, Bożydar Iwanow, Tomek Włodarczyk, Paweł Wójcik – wszyscy w charakterze komentatorów i reporterów, Robert Szegda i Krzysiek Łapacz (operatorzy kamer ENG), Mariusz Starzyński – inżynier oraz Sang Ho Lee zwany Tomkiem – nasz nieoceniony tłumacz i przewodnik. Decyzję Mariana Kmity, który chciał dopilnował całości w Warszawie, szefem ekipy wyjazdowej zostałem ja – nieopierzony, niedoświadczony 25-latek. Szaleństwo! Sprzęt? Dwie kamery reporterskie i przenośny
nadajnik satelitarny wypożyczony z TV PULS. By przyspieszyć wszelkie formalności celne, transport urządzeń zorganizować nam pocztę dyplomatyczną prosto do Ambasady RP w Korei człowiek, który zawsze wspomagać nas w zadaniach niemożliwych – nieoceniony Piotr Nurowski. Wynajęliśmy niewielkie biuro w IBC w Seulu, druga ekipa śledziła każdy krok Polaków i miała bazę w pobliżu ich ośrodka
w Jeonju. Nadajnik satelitarny umieściliśmy na dachu hotelu i stamtąd nadawaliśmy relacje do Polski. Wspaniała, pionierska przygoda – możliwa tylko dzięki zaangażowaniu całej grupy. Patrząc na to z dystansu i 18 lat doświadczeń w produkcji telewizyjnej – nie powinno było się to udać. Ale się udało!
Rok 2008. Reprezentacja Polski awansuje po raz pierwszy na Euro. Po losowaniu grup okazuje się, że kadra zamieszka w Bad Waltersdorf, w Austrii. Decydujemy się na zbudowanie nie tylko pięknego studia plenerowego z widokiem na hotel, w którym mieszkała kadra, ale tak¿e na odtworzenie od zera całej infrastruktury telewizyjnej. Farma satelitarna odbierają ca przekazy meczowe, 6 zestawów montażowych pracujących w sieci, charakteryzatornie, garderoby – telewizja na wyjeździe! Dwa świeżo odebrane wozy HD (reżyserki obsługujące zarówno studio plenerowe, jak i te na stadionach). 120 osób pracujących w Austrii i Szwajcarii przez ponad miesiąc. Po to, by widz mógł komfortowo obejrzeć każdą chwilę tego turnieju.
Miło się wspomina drogę od zestawów montażowych Betacam ustawionych w poczekalni starej siedziby Polsatu, aż do ultranowoczesnego studia Ligi Mistrzów – nagrodzonego jako najlepsze w Europie przez UEFA – wyposażonego w największy ekran 4x4K na świecie. Jednak Polsat Sport to nie logo, czołówka, grafika. Polsat Sport to ludzie, na których zaangażowaniu został zbudowany. Zaczynaliśmy w gronie mniejszym niż 10 osób – dziś jest nas prawie 200. Nie sposób w tak krótkim tekście wymienić wszystkich, którzy się do sukcesów Polsatu Sport przyczynili, więc ogólne dziękuję. Bez Was nie byłoby tego już prawie 20-latka
Przejdź na Polsatsport.pl