Kowalski: Duma Hiszpanii gra daleko od Madrytu i Barcelony
Sevilla dzięki awansowi do finału Ligi Europy ma szansę oddalić się reszcie europejskiej konkurencji na pozycji lidera w klasyfikacji najbardziej utytułowanej drużyny w XXI wieku. Jeśli klub z Andaluzji zwycięży w piątkowym finale, będzie miał na koncie sześć triumfów w Lidze Europy/Pucharze UEFA w ciągu ostatnich czternastu lat. W kwestii wygranych finałów europejskich w tym czasie już teraz nie może się z nimi równać ani Real ani Barcelona.
To pewien paradoks, bo Sevilla jest pod względem finansowym jest bardzo daleko od europejskiej czołówki. A dobra i skuteczna gra na arenie europejskiej nie jest żadnym przypadkiem, jednorazowym wyskokiem, ale czymś co ekipie z południa Hiszpanii weszło w krew. Rozgrywki Ligi Europy wydają się stworzone właśnie dla Sevilli.
„Hiszpańska duma”, taki tytuł zdobi dziś pierwszą stronę „Estadio Deportivo”, gazety ukazującej się w Sevilli. Nie ma w tym cienia przesadnej wyniosłości. Oto wykpiwany i w pewnym momencie bardzo mocno podważany były trener reprezentacji Hiszpanii i Realu Madryt Julen Lopetegui w krótkim czasie i przy użyciu wcale nie największych środków stworzył drużynę, która błyskawicznie nawiązała do czasów Juande Ramosa (zdobywał Puchar UEFA w latach 2006 i 2007) oraz Unaia Emery (wygrywał Ligę Europy w 2014, 2015 i 2016 roku).
ZOBACZ TAKŻE: Liga Europy: Sevilla gra dalej! Manchester United odpadł z rozgrywek
Wielka w tym oczywiście zasługa wracającego po dość krótkiej przygodzie w Romie dyrektora sportowego Ramona Rodrigueza Verdejo, znanego jako Monchi, który ma opinię speca zamieniającego w złoto wszystkiego, czego się dotknie. Lopetegui z Monchim wygrzebali mniej znanych szerszej publiczności takich graczy jak obrońcy Diego Carlos, Julen Kounde, pomocników Joana Jordan, Olivera Torres, bramkarzy Vaclika i Bono czy napastnika En Nesyriego, wydając na nich po kilka, kilkanaście milionów euro (rekordowy Kounde kosztował 25). Do tego odbudowali niesprawdzających się we wcześniejszych klubach Lucasa Ocamposa, Suso, Farnando, Munira, stworzyli na nowo weteranów Jesusa Navasa oraz Evera Banegę i wykorzystali talent niemieszczącego się w Realu Madryt Reguilona.
Znakomite wyczucie w kwestiach personalnych Monchiego połączone z talentem taktycznym i umiejętnością stworzenia dobrych relacji z zawodnikami Lopeteguiego dało czwarte, gwarantujące start w Lidze Mistrzów miejsce w lidze hiszpańskiej i awans do finału Ligi Europy. W trzech ostatnich meczach na drodze do finału z Romą, Wolverhampton i Manchesterem United widać było klasę zawodników, ale może nawet przede wszystkim umiejętność zarządzania drużyną przez trenera. Ustawienie, zmiany w odpowiednim momencie, reakcję na wydarzenie boiskowe, umiejętność przetrwania trudnych momentów, konsekwencję. To nie jest przypadek, że Sevilla nie przegrała w dwudziestu ostatnich meczach i straciła w nich ledwie 13 goli.
ZOBACZ TAKŻE: Liga Europy: Sevilla FC - Manchester United 2:1. Skrót meczu (WIDEO)
Po meczu z United głos przed mikrofonem Cadena Cope zabrał będący w euforii prezydent Sevilli Jose Castro: Wiecie co robią z nowymi zawodnikami, z którymi podpisuję kontrakt? Biorę ich pod ramię i pokazuję pięć Pucharów wywalczonych w Europie, które stoją w naszej gablocie. Tak, żeby wiedzieli do jakiego wspaniałego miejsca pracy się dostali. Tu nie da się zarobić tyle co w Realu, Barcelonie czy innych czołowych klubach Europy, ale będąc częścią Sevilli możesz te kluby ogrywać w rywalizacji sportowej – podkreślił różnicę finansową pomiędzy Sevillą a choćby Manchesterem United.
Sevilla to nie jest oczywiście drużyna stworzona za drobne, ale aby zobrazować rozbieżność w wydatkach w ostatnim czasie, warto przypomnieć, że na na dwóch obrońców Maguire i Wan-Bissaka United wydali więcej (w sumie 130 mln euro) niż Monchi na wszystkich zawodników klubu z Andaluzji.
Przejdź na Polsatsport.pl