Paweł Mularczyk: Z drugiej strony kamery
Niemal na początku mojej przygody z Polsatem Sport zostałem rzucony na głęboką wodę. W 2001 roku, po kilku tygodniach przyuczania, miałem wcielić się w rolę reportera podczas transmisji meczu żużlowego. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Z tego dnia zapamiętałem tylko suchość w ustach, pustkę w głowie i trzęsącą się rękę... Poczułem, że moje miejsce jest z drugiej strony kamery. Żużel pokochałem kilka lat później, pracując jako researcher i wydawca.
W Polsacie Sport po raz pierwszy zetknąłem się z gwiazdami telewizji w osobach Karoliny Szostak, Mateusza Borka, Romana Kołtonia czy Krzysztofa Wanio. Przed mundialem w Korei i Japonii do zespołu dołączył Bożydar Iwanow. Podczas pierwszego spotkania z entuzjazmem powiedziałem mu, że jest wielkim szczęściarzem, bo w innej stacji komentował najlepszą ligę świata: holenderską. Bożydar nie wiedział o co mi chodzi i był przekonany, że młodszy kolega robi sobie żarty. Ostatecznie przekonał się jednak, że ma do czynienia z fanatykiem. Kiedy stacja nabywała prawa do transmitowania Eredivisie, dla mnie to było jak spełnienie marzeń. Przez kilka sezonów mogłem pomagać Bożydarowi w przygotowaniu magazynu ligi holenderskiej.
Mistrzostwa świata w Korei i Japonii były dla naszej redakcji pierwszym wielkim wyzwaniem. Przyjeżdżaliśmy do pracy właściwie jeszcze w nocy, a wychodziliśmy często późnym wieczorem. Jako że w Azji zabrakło "Pomarańczowych", oprócz występów Polaków z uwagą śledziłem mecze prowadzonej przez Guusa Hiddinka Korei Południowej. Część z nas po raz pierwszy mogła dłużej obcować z legendami polskiej piłki: Jackiem Gmochem i Andrzejem Strejlauem. To była przyjemność i zaszczyt. Opowieści wybitnych trenerów chłonęliśmy niczym gąbki.
Zobacz także: 20 lat Polsatu Sport - Marcin Feddek: Tajemnica pewnego transferu
Cztery lata później pokazywaliśmy finały mistrzostw świata w Niemczech, a potem Euro 2008 w Austrii i Szwajcarii. Właśnie w Bad Waltersdorf spędziliśmy pracowity, ale i niezapomniany miesiąc. Od rana do nocy relacjonowaliśmy życie naszej kadry. Byliśmy na każdej konferencji i każdym treningu. Nasze nowoczesne i nowatorskie studio mieściło się przy basenie malowniczo położonego hotelu.
Wieczorami pracowaliśmy przy meczach, o których rozmawialiśmy bez końca. Szkoda tylko, ze z wyjazdów na spotkania reprezentacji do Klagenfurtu i Wiednia wracaliśmy w minorowych nastrojach. Po latach smutki naszemu pokoleniu wynagrodziły "Orły Nawałki" podczas francuskiego Euro.
Moje redakcyjne życie nierozerwalnie związane jest także ze sportami walki. W 2004 roku odbyła się nasza pierwsza transmisja gali MMA. Podczas KSW 2 Łukasz Jurkowski pokonał jednego z rywali spektakularnym kopnięciem na głowę. W finale turnieju nasz obecny komentator musiał uznać wyższość innego pioniera - Antoniego Chmielewskiego. Słoneczna stacja przez lata ramię w ramię z rodzimymi organizacjami budowała silną pozycję mieszanych sztuk walki w kraju nad Wisłą. Jedną z postaci, która w tym okresie zrobiła na mnie największe wrażenie jest Mamed Khalidov. Fenomenalny, nieprzewidywalny, metafizyczny - tak barwnie i celnie określił go Andrzej Janisz. Legendarny zawodnik łączył to, co w każdym sporcie zawsze ceniłem najbardziej: wirtuozerię, nietuzinkowość, ofensywne usposobienie i chęć stworzenia widowiska dla kibiców.
20-lecie Polsatu Sport to także największe walki pięściarskie tego okresu. Relacjonowaliśmy pojedynki najwybitniejszych czarodziejów ringu XXI wieku: Floyda Mayweather i Manny'ego Pacquiao. Na naszych antenach walczył też każdy polski mistrz świata i mistrz Europy w boksie zawodowym. Większość naszych czempionów zdobywała i broniła cenne pasy podczas naszych transmisji. Wszyscy kibice pamiętają wojny Tomasza Adamka czy wzloty i upadki Andrzeja Gołoty. Największe wrażenie zrobił na mnie jednak pojedynek Grzegorza Proksy o mistrzostwo Europy. "Super G" czarował między linami niczym słynny Roy Jones Junior i rozbił w pył Sebastiana Sylvestra na jego terenie. Teraz Grzegorz jest naszym redakcyjnym kolegą i czaruje widzów w roli komentatora.
Bogata historia Polsatu Sport to jednak nie tylko najbliższe mojemu sercu piłka nożna i sporty walki. To także pamiętne turnieje z udziałem polskich siatkarzy. Z dwóch złotych medali mistrzostw świata, które pokazaliśmy, w sposób szczególny wspominam ten z 2014 roku. W historii zapisał się rozegrany na Stadionie Narodowym mecz otwarcia. Tych emocji i dreszczy przeszywających ciało przy ogłuszającym dopingu kibiców nie da się zapomnieć.
Podobnie jak epickich występów "Orłów Wenty". Podczas mistrzostw świata w Niemczech cała Polska emocjonowała się występami biało-czerwonych twardzieli. Po latach niebytu piłka ręczna w wielkim stylu wróciła na należne jej miejsce. Ten turniej był wielkim sukcesem szczypiorniaka i powiewem świeżości dla całego naszego świata sportu.
Zobacz także: Jerzy Mielewski: Mój drugi dom
19 lat to blisko połowa życia czterdziestolatka. Właśnie tyle czasu mam przyjemność pracować w Polsacie Sport. Kiedy w 2001 roku pojawiłem się w redakcji, ta liczyła kilkanaście osób. Jeśli w tak wąskim gronie ludzie są dobrani charakterologicznie - łatwo nawiązuje się przyjaźnie. Na tym fundamencie nasz szef Marian Kmita zbudował potężny zespół, w którym każdy może liczyć na każdego.
Tekst ukazał się na łamach tygodnika "Piłka Nożna" i powstał w porozumienia z tą redakcją.
Przejdź na Polsatsport.pl