Iwanow: Upór i cierpliwość. Nieprawdopodobna seria Roberta Lewandowskiego
Robert Lewandowski rozgrywa sezon życia, to nie ulega wątpliwości. Jego wyniki strzeleckie budzą podziw i grozę wśród defensorów rywali Bayernu. Kapitan reprezentacji Polski trafił w pierwszej grupowej kolejce z Crveną Zvezdą, potem dwukrotnie „ukłuł” w Londynie Tottenham, Olympiakos w Pireusie – znów „doppelpack”.
Rewanż z Grekami – gol, rewanż z Serbami – hattrick. W ostatnim spotkaniu grupy ze „Spurs” odpoczywał. Jemu też to czasem się przydaje. Wczesną wiosną „skarcił” już bramkarza Chelsea na Stamford Bridge, poprawił mu w lipcu w Monachium, by zapisać się także golem w historycznym pogromie Barcelony już tu w Lizbonie. W środę piłka długo nie odbijała mu się tak jak trzeba albo nie odbijała w ogóle. Ale i Olympique Lyon przekonał się o jego sile. I jego dawny rywal z polskiej Ekstraklasy Marcelo. 88 minuta, piękna główka i także „Lewy” miał swą indywidualną chwilę chwały.
Zobacz także: Liga Mistrzów: Robert Lewandowski może być piątym polskim zdobywcą Pucharu Europy
Każdy mecz rozegrany przez niego w Champions League okraszony został przynajmniej jedną bramką. To nieprawdopodobny i niewyobrażalny wyczyn, a gdyby tę ciągłość miał zachować w finale, bylibyśmy jeszcze bardziej dumni z naszego rodaka, choć przecież patrząc na jego grę widać, że nie jest on jedynie snajperem. Praca, jaką wykonuje dla zespołu podczas turnieju Final 8 jest imponująca. Rozgrywa, zbiega do skrzydeł, wyciąga zawodników rywala by zrobić miejsce partnerom. Korzystają z tego wszyscy, przez Gnabry’ego, Goretzkę do Perisica i Muellera. „Lewy” jest niemiłosiernie obijany przez przeciwnika. Kopany, szarpany, uderzany łokciem, brakuje tylko szarpania i podszczypywania, ale w erze VAR nikomu nie przychodzi do głowy taka głupota. Z meczu na mecz staje się zawodnikiem bardziej kompletnym, uniwersalnym i choć wydaje się, że już nie może być lepszy, jest. Jak będzie miał lat 34-35 klub czy reprezentacja będzie mogła go wykorzystać w innej roli niż tylko środkowego napastnika.
I żal tylko nas ogarnia z powodu rezygnacji France Football z tak prestiżowego plebiscytu jakim jest „Złota Piłka”. A największy paradoks jest taki, że w drodze po Puchar Europy Lewandowski musi przejść właśnie po francuskich stopniach. Lyon już pokonał, teraz czas na PSG. Jeśli to zrobi „FF” chyba nie zmieni swojego zdania. A jeżeli przyćmi go Neymar, bądź Mbappe? Ja w to nie wierzę, ale wtedy w paryskiej redakcji może pojawić się ciekawa zagwozdka.
Transmisja finału Ligi Mistrzów, w którym PSG zmierzy się z Bayernem w niedzielę w Polsacie Sport Premium 1 od godziny 20:50. Początek studia przedmeczowego od godz. 18:00.
Przejdź na Polsatsport.pl