Bartosz Krzysiek i życie w Korei. "Ważą mnie, mierzą mi temperaturę i dają sok z buraka"
Liga koreańska, jako jedyna na świecie wśród lig siatkarskich, kontraktuje zawodników zagranicznych na podstawie draftu. Tego roku udało się go przejść Bartoszowi Krzyśkowi, który od niespełna dwóch miesięcy przebywa w Korei. Kwarantannę i pierwsze sparingi w barwach Daejeon Samsung Bluefangs Polak ma już za sobą. Jak wygląda koreańska rzeczywistość? - W Samsung Training Center codziennie spędzam około 10-12 godzin - powiedział Krzysiek.
Ponad 50-milionowa Korea Południowa od początku pandemii została przez nią mocno dotknięta. 15,5 tysiąca przypadków zakażeń i 19,305 ofiar śmiertelnych. Te liczby sprawiły, że Koreańczycy wzięli sobie restrykcje do serca, a skupiono się przede wszystkim na wykrywaniu ognisk choroby i ich szybkim wygaszaniu. Dzięki temu od ponad tygodnia z powodu koronawirusa nie zmarła w tym kraju ani jedna osoba, nowych chorych jest niewielu.
Zobacz także: Draft do ligi koreańskiej zakończony! Dwóch Polaków wybranych, co z Konarskim?
Wszyscy, którzy przylatują do Korei, przechodzą obowiązkowe testy oraz dwutygodniową kwarantannę. - Nas zawieziono do placówki badawczej prosto z lotniska. Z kolei stamtąd zabrano nas prosto do naszego docelowego mieszkania - powiedział Krzysiek, który do Korei przyleciał trzeciego lipca razem z żoną. Zanim do tego doszło, musiał wyrobić wizę, której warunkiem uzyskania było zaświadczenie od lekarza, że nie posiadają symptomów wirusa na 48 godzin przed złożeniem wniosku.
Jak wyglądała koreańska kwarantanna?
- W mieszkaniu czekała na nas pełna lodówka jedzenia, napoje, wszystkie rzeczy potrzebne do życia. A kiedy czegoś potrzebowaliśmy, dawałem znać naszemu opiekunowi, który przywoził to, czego chcieliśmy. Ciekawostką było dla mnie to, że każda osoba przebywająca w izolacji dostaje od rządu paczkę jedzenia. Kilka kilogramów ryżu, makarony, kimchi. Tak, jakby chcieli się upewnić, że jeśli ktoś nie będzie miał opieki, to jakoś ten czas przetrwa - stwierdził były zawodnik m.in. GKS Katowice, Stali Nysa i AZS Częstochowa w rozmowie z serwisem WP Sportowe Fakty.
Przez dwa tygodnie Krzysiek i jego żona musieli rano i wieczorem mierzyć sobie temperaturę oraz wykonywać zadania zlecone przez aplikację dla osób na kwarantannie. - Ta aplikacja śledziła też naszą lokalizację. A że w moim telefonie trochę szwankuje GPS, kilka razy pokazywał, że opuściłem mieszkanie. I wtedy od razu mój opiekun dostawał telefony od oficera, który monitorował moje miejsce pobytu - zaznaczył.
Klub Samsung Bluefangs trenuje już od maja, Krzysiek dołączył do nich ponad miesiąc temu. Atakujący zdziwił się, jak wygląda siatkarskie życie w klubie.
- W Samsung Training Center codziennie spędzam około 10-12 godzin. Już o 7-8 rano jestem odbierany z mieszkania. Zawożą mnie do ośrodka, tam najpierw mnie ważą i mierzą mi temperaturę, dają sok z buraka, a potem śniadanie i poranny trening. Z tych zajęć idziemy od razu na obiad, po nim mam do dyspozycji jednego z czterech fizjoterapeutów. Chwila odpoczynku, popołudniowy trening, sauna i kolacja. Po niej mogę iść do domu - powiedział wychowanek MDK Warszawa. Dodaje, że ze względu na to, że w centrum treningowym zajęcia mają też baseballiści czy koszykarki zakładowych drużyn Samsunga, godziny posiłków są bardzo precyzyjnie wyznaczone. Siatkarze w kolejce po obiad mają się ustawiać między 11:40 a 11:50.
W październiku wystartuje koreańska liga, zanim to jednak nastąpi, zespoły zmierzą się w KOVO Cup. Będzie to jedna z pierwszych imprez sportowych w kraju od początku pandemii.
Zobacz także: W Korei gra się co dwa-trzy dni. "Będzie szansa, żeby się pokazać"
- Dla mnie ten turniej będzie trudny - przyznał Krzysiek. - W końcu dopiero niedawno wróciłem do grania po prawie pięciu miesiącach przerwy. Jednak są tu dla mnie wyrozumiali. Wiedzą, że w Polsce były ograniczone możliwości treningowe, że miałem ostatnio różne dolegliwości. Być może wyjazdem do Korei przedłużyłem sobie karierę o 2-3 lata, ponieważ tutaj bardzo o mnie dbają, mają kompleksowe podejście do ludzkiego ciała, szersze niż to, z którym spotkałem się w polskich klubach. Będą mnie tak przygotowywać, żebym zagrał cały mecz, rozegrał 40 spotkań i atakował w każdym z nich po 50 piłek. Starają się doprowadzić mnie do maksymalnej możliwej sprawności i wyleczyć nawet ze starszych urazów. Widać, że im na mnie zależy - zakończył pierwszy polski siatkarz, który zagra w lidze koreańskiej.
Drugim Polakiem, który miał zadebiutować w Korei, był Michał Filip. Jednak klub Ansan Rush & Cash Vespid rozwiązał kontrakt z atakującym, a powodem była kontuzja kolana... sprzed ośmiu lat.
Przejdź na Polsatsport.pl