Zakończenie sezonu z przytupem, czyli jak UEFA ograła pandemię
Sporo można mieć zastrzeżeń do UEFA, analizując działalność europejskiej federacji piłkarskiej w ostatnich dekadach, ale jedno jest pewne. Kombinować jej działacze potrafią, nie tylko w pejoratywnym tego słowa znaczeniu. Fakt, że znaleźli sposób na dokończenie rozgrywek Ligi Mistrzów i Ligi Europy w pandemicznych warunkach, udało im się je szczęśliwie przeprowadzić w terminie sierpniowym w naprędce skonstruowanej formule, trzeba uznać za ogromny sukces.
Mało tego. Z punktu widzenia kibiców, dwa turnieje w dwóch państwach bez spotkań rewanżowych to był strzał w dziesiątkę. Od razu zrodziły się pytania, czy może nie należałoby takie systemu pozostawić w przyszłości, już z udziałem kibiców na trybunach?
Zobacz także: Format turniejowy Ligi Mistrzów i Ligi Europy na dłużej? Szef UEFA zdradził szczegóły
Zalety tego formatu są oczywiste. Przede wszystkim sprawił on, że tradycyjni faworyci stracili pewność siebie. Większą rolę odgrywa tu przypadek, jeden błąd sędziego, czy też któregoś z zawodników i już nie było jak tego odrobić. Prawdopodobnie taki system jest mniej sprawiedliwy i sprawia, że niektóre rozstrzygnięcia nie są obrazem rzeczywistego rozkładu sił, ale czyż taka niepewność nie jest dodatkowym elementem powodującym ekscytację rozgrywkami?
Nie jest tajemnicą, że w Lizbonie przedstawiciele najbogatszych klubów rozmawiali o ewentualnej kontynuacji pomysłu w następnych latach. Co naturalne, najbardziej entuzjastycznie do tematu podchodzili ci, którzy stali się największymi beneficjentami zmiany. Dla klubów takich jak Lyon, Lipsk, ale także Atalanta, która awans do półfinału straciła w ostatnich minutach, przeorganizowanie rozgrywek stanowiło ogromną szansę. Ta niespodzianka wynikająca w wybuchu pandemii zatrzymała alarmujący wręcz rozdźwięk, jaki zrobił się w wyniku coraz większych różnić finansowych pomiędzy miliarderami, takimi jak City, PSG, Bayern czy Real a resztą piłkarskiego świata.
Wyświechtane powiedzonko, że pieniądze nie grają, wciąż działa (w finałach LM i LE znalazły się jednak aż trzy finansowe potęgi), ale już nie tak systematycznie jak dawniej. Patrząc na zestawienia budżetów i przychody w każdym sezonie, wydaje się że tych różnic nie udawałoby się już zakopywać w sportowy sposób.
Tylko jeden mecz w najważniejszych fazach rozgrywek stanowił jednak ogromne zagrożenie dla faworytów. I dlatego wydaje się, że bogaci będą jednak próbowali uniknąć ryzyka i będą przeć do tego, aby przyblokować intruzów z niższej finansowej półki. Tradycyjna formuła meczu i rewanżu zwyczajnie mocniej zabezpiecza ich interes.
Zobacz także: Lewandowski głównym kandydatem do tytułu Piłkarza Roku
Bogaci argumentują, że taki format może się sprawdzać, ale tylko wtedy, gdy mecze rozgrywane są za zamkniętymi drzwiami. Kluby jednak chcą zachować tradycję związaną z tworzeniem niepowtarzalnej atmosfery na swoich stadionach. No i oczywiście wszelkie wpływy z tym związane, nie tylko dla klubów, ale dla całych miast gospodarzy.
Wylicza się, że turniej finałowy rozgrywany w jednym mieście nawet w ciągu dwóch tygodni tygodni byłby również dla kibiców bardzo kosztowny. Do tego doszłyby potencjalne kłopoty z rywalizującymi ze sobą kibicami, jeśli np. dwie ekipy z tego samego kraju brałyby udział w turnieju.
Argumenty są sensowne, ale wszystko tak naprawdę sprowadza się do pieniędzy. Adam Crafton z brytyjskiego magazynu „The Athletic” wylicza, że kluby angielskiej Premier League musiały zwrócić nadawcom łącznie 330 milionów funtów po tym, jak sezonu nie udało się dokończyć w terminie.
Według informacji The Athletic, również kluby rywalizujące w Lidze Mistrzów i Lidze Europy będą musiały udzielić znacznego rabatu nadawcom i partnerom komercyjnym, sponsorom, z powodu opóźnienia w terminarzu tych rozgrywek.
Pula rynku telewizyjnego UEFA na sezon 2019/20, dzielona między klubami rywalizującymi w Champions League, wyniosła 263 miliony funtów. Nadawcy chcą jej obniżenia. Dzieje się tak dlatego, że zmniejszyła się liczba meczów, format rozgrywek, a także miejsca rozgrywania spotkań.
Na chłopski rozum, pozostanie przy tej eksperymentalnej dziś formule finałowych turniejów, nie przejdzie z jednego najważniejszego powodu. Każdy dzień meczowy to przecież ogromne zyski.
Pozostaje też problem terminarza. Pandemiczny model sierpniowy nie jest oczywiście do powtórzenia, bo piłkarze w ogóle nie mieli by czasu na krótką przerwę. A organizowanie turniejów finałowych w maju, gdy trwają jeszcze rozgrywki ligowe w poszczególnych krajach jest nierealne.
Jak potoczą się losy rozgrywek europejskich, a właściwie ich formatu? Na razie nie wiadomo. Trzeba jednak UEFA przyznać, że dotychczasowe zmiany, które wprowadzała wciąż wpływały na zwiększanie atrakcyjności rozgrywek, coraz większe zyski i jednocześnie gwarantowały zachowanie pewnej świeżości tzw. produktu.
Kto by jeszcze kilka miesięcy temu pomyślał, że zakończenie najdziwniejszego sezonu w historii futbolu w ogóle w Europie nastąpi? A nie dość, że tak się stało, to jeszcze stworzono prawdziwy show.
Przejdź na Polsatsport.pl