Donald Trump kontra NBA, wojna na Twitterze i przed TV. I kto ma rację?

Czy zasada "nie mieszaj polityki ze sportem, bo na tym przegrasz" obowiązuje jeszcze w 2020 roku, szczególnie w Stanach Zjednoczonych? Słaba oglądalność NBA play-offs, spadek aż o 20 procent w porównaniu z ubiegłorocznymi występami koszykarzy da się wytłumaczyć tylko tym, że zamiast wiosną, LeBron James, Kawhi Leonard czy Giannis Antetokounmpo grają w pełni lata? Jak duże znaczenie ma otwarte poparcie zawodników dla ogarniających USA protestów przeciwko prześladowaniu Afroamerykanów?
Sprawie przyjrzał się amerykański "Forbes" i renomowana agencja sondażowa "Harris Poll". Wyniki są jednoznaczne. "Ludzie są zmęczeni oglądaniem bardzo politycznej NBA. Bardzo spada oglądalność telewizyjna, a dawna już nie wróci. Mam nadzieję, że baseball i futbol amerykański widzą, co się dzieje i wyciągną wnioski, bo to samo może spotkać te rozgrywki” - pisze na Twitterze prezydent Stanów Zjednoczonych, Donald Trump.
Nowy sondaż renomowanego "Harris Poll" potwierdza uznawane za kontrowersyjne słowa prezydenta USA dotyczące NBA - 38 procent fanów sportu ogląda mniej meczów, bo nie podoba im się upolitycznienie rozgrywek. Agencja przepytała ponad dwa tysiące osób, dając respondentom kilka opcji odpowiedzi na pytanie dlaczego oglądają mniej koszykówki, z jedną zdecydowanie wybijającą się przyczyną: "NBA stała się za bardzo polityczna”.
ZOBACZ TAKŻE: Kulisy buntu w NBA
Tak odpowiedziało ponad 38 procent pytanych, na drugim miejscu (28 procent) znalazł się argument: "To nudne bez udziału kibiców", a trzecim temat międzynarodowy - mianowicie powiązania NBA z Chinami (19 procent). Chiny to zresztą kolejny prztyczek Trumpa w stronę NBA, nazywanej przez prezydenta "organizacją polityczną", po tym, jak koszykarze zbojkotowali play-offs, po postrzeleniu przez policję Jacoba Blake, ale nie zabierają głosu w sprawie chińskiego braku poszanowania praw człowieka, bo Chiny są wartym wiele miliardów dolarów partnerem biznesowym ligi.
Oglądalność NBA spadała już przed atakiem pandemii (dwanaście procent) i to na pewno spędza sen z powiek komisarza Adama Silvera. Tegorocznego sezonu nie można porównać jednak do żadnego innego w historii ligi, bo play-offs w sierpniu i wrześniu nie było jeszcze nigdy. Dodatkowe znaczenie ma fakt, że spora część meczów odbywa się w ciągu dnia, a nie w najlepszym, wieczornym czasie antenowym, porównywalnym z przekazami w poprzednich latach. "Z jednej strony badania wyraźnie wskazują, że zaangażowanie w politykę powoduje niechęć do oglądania NBA, ale liga robi wszystko, żeby zbalansować zaangażowanie koszykarzy w wyrównanie niesprawiedliwości rasowej i dokończenie rozgrywek. Koszykówce udało się uciec w "Bańce" Orlando przed COVID-19, ale nie przed wpływem polityki na oglądalność i niechęć kibiców" - skomentował sondaż szef Harris Poll, John Gerzema.
Spory prezydenta Trumpa i większości graczy National Basketball Association zaczęły się zaraz po objęciu przez niego stanowiska, w 2017 roku. Jest tradycją w Stanach Zjednoczonych, że zespoły, które zdobywają mistrzostwo odwiedzają Biały Dom, ale Golden State Warriors, mistrz z 2017 roku nie pojawił się w siedzibie prezydenta, idąc za przykładem gwiazdy drużyny Stepha Curry, który nie chciał mieć z tą wizytą nic wspólnego.
LeBron James (Los Angeles Lakers) wielokrotnie nazywał Donalda Trumpa "bumem". "Walka" obu panów była na Twitterze czasami wręcz zabawna: kiedy James pojawił się w programie CNN u ostrego krytyka prezydenta, Dona Lemona, Trump napisał: "LeBron James miał właśnie wywiad z Donem Lemonem, najgłupszym człowiekiem w TV. Na tle Jamesa, Lemon nawet tak źle nie wypadł, o co nie jest łatwo. Ja lubię Mike!". To ostatnie, to oczywiście o Michaelu Jordanie i pojawiających się w mediach sportowych porównania koszykarza Bulls z LeBronem Jamesem.
Przejdź na Polsatsport.pl