Włodzimierz Lubański: Potęga Holandii się odradza, a Brzęczka popieram!
Włodzimierz Lubański, legendarny napastnik reprezentacji Polski, dla której strzelił 48 bramek w 75 występach, z Holandią grał trzy razy. Zremisował, przegrał i wygrał. W zwycięskim meczu na Stadionie Śląskim w Chorzowie strzelił jedną z dwóch bramek dla Biało-Czerwonych. Jak dziś wspomina tamte czasy i jak widzi piątkowe starcie z Pomarańczowymi?
Robert Małolepszy: Trzy razy grał Pan przeciwko Holandii. W 1968 roku – w pierwszym w historii meczu Biało-Czerwonych z Pomarańczowymi, rozegranym w Warszawie padł remis 0:0. W drugim, w Rotterdamie, przegraliśmy 0:1. W trzecim - na Stadionie Śląskim w Chorzowie - wygraliśmy 2:1, a Pan strzelił gola. Jak Pan wspomina te mecze?
Włodzimierz Lubański: Ten pierwszy mecz był towarzyski. Kolejne dwa to były eliminacje do mundialu w 1970 roku. Holandia wicemistrzem świata została cztery lata później (a Polska trzecią drużyną globu – przyp. red), ale już wtedy to była czołowa drużyna z plejadą wielkich piłkarzy z Johanem Cruyffem na czele. Wygrać z nimi to było dla nas wielkie przeżycie.
Pamięta Pan tego gola z meczu na Stadionie Śląskim?
Pewnie. Dostałem piłkę w polu karnym, z lewej strony, strzeliłem po długim rogu.
Prowadzi Pan ranking ważności swoich goli w kadrze? Ten miał jakieś szczególne znaczenie?
Na pewno strzeliłem go jednej z najsilniejszych drużyn świata. Ale nie wyróżniam go szczególnie. Gol, jak każdy inny.
W słynnym meczu, również na Stadionie Śląskim, w eliminacjach do mistrzostw Europy 76, gdy pokonaliśmy 4:1 Holandię – wówczas już wicemistrzów świata, będąc trzecią drużyną globu, już Pan nie zagrał (Lubański wypadł z kadry z powodu kontuzji kolana odniesionej w eliminacjach do Mundialu 74, wrócił do niej dopiero w 1976 roku). Niektórzy uważają, że to był najlepszy występ polskiej drużyny w historii.
Niestety, nie zagrałem. Nie byłem nawet na stadionie. Mecz obejrzałem w telewizji.
To była najsilniejsza Holandia w historii ich piłki?
Bez dwóch zdań. I ta, z którą wygrywałem w Chorzowie i ta, którą moi koledzy, też w Chorzowie, ograli 4:1.
Co tak naprawdę znaczył według Pana ten ich futbol totalny?
Obserwowałem to z bliska podczas meczów, ale potem po zakończeniu kariery sporo też rozmawiałem o tym z ich trenerami. Poznałem m.in. Wima Jansena, członka wicemistrzowskiej drużyny z 1974 roku. Dość szczegółowo mi to wyjaśnił.
Czekamy…
Najważniejsze na boisku było posiadanie piłki no i oczywiście jej odbiór po stracie. Chodziło o to, by cała drużyna brała udział w tym odbiorze. Wszystkie formacje na znak Cruyffa podchodziły do krycia. Najważniejsze było to, by nie zostawały żadne wolne przestrzenie na boisku. Każdy zawodnik drużyny brał w tym udział. A Cruyff powtarzał, że jak my posiadamy piłkę, to nic złego nam się stać nie może. Ta jego maksyma przeszła do kanonu.
Co to znaczy, że Cruyff dawał znak. Podnosił rękę, wykonywał jakiś gest?
Nie po prostu krzyczał. On dyrygował całym zespołem przez cały mecz. Był jak grający trener. Naprawdę wielka postać. Poznałem go. Miał wielką charyzmę.
Można powiedzieć, że dziś wszyscy chcą tak grać, to wręcz istota współczesnego futbolu – maksymalne zawężanie pola gry.
I wciąż nie wszystkim się to udaje.
Jaka jest dzisiejsza Holandia?
Ma wielu świetnych, młodych piłkarzy. Odradza się. Wystarczy zresztą popatrzeć w jakich klubach grają Holendrzy, jakie role tam odgrywają. Jak gra Ajax, gdzie zaszedł w poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. To będzie drużyna, które znów zacznie się liczyć w mistrzostwach świata, czy Europy. Jestem tego pewien.
Ma Pan jakiegoś ulubionego piłkarza z tej nowej ekipy Pomarańczowych?
Nie. Wszyscy są nieźli, dobrzy, albo bardzo dobrzy.
Mamy szanse, zwłaszcza, że nie zagra Robert Lewandowski?
Faworytem nie będziemy. Nie bylibyśmy też z „Lewym”. Ale trzeba pamiętać, że Holendrzy stracili trenera Koemana, który odszedł do Barcelony. Ciekawe jak na to zareagują.
Da się w ogóle zastąpić Roberta Lewandowskiego?
Wiadomo, że to nasz najlepszy piłkarz, jeden z najlepszych na świecie, ale każdego można zastąpić, albo przynajmniej trzeba próbować. Ja jednak nie chce bawić się w trenera kadry.
W kadrze mamy sporo młodych zawodników, o których dużo dobrego mówiło się podczas poprzedniego sezonu – Moder, Jóźwiak, Karbownik, Walukiewicz, Bochniewicz. Powinni dostać szansę? Trener Brzęczek powinien zaryzykować? Pan w kadrze zadebiutował mając 16 lat i 188 dni.
Uważam, że kadra to nie jest miejsce na eksperymenty, na dawanie szans. W kadrze mają grać najlepsi polscy piłkarze, nieważne ile mają lat. Jeśli ci młodzi będą lepsi od tych doświadczonych, niech grają. Ale dlatego, że są lepsi, a nie młodsi.
Jakie mamy szanse w tej grupie – Holandia, Włochy, Bośnia i Hercegowina. Walczymy o przedostatnie miejsce, czy o coś więcej?
Trudno dziś powiedzieć. Wszyscy mieli długą przerwę, nikt normalnie się nie przygotowywał.
Pan jest zwolennikiem, czy przeciwnikiem Jerzego Brzęczka?
A co to w ogóle jest za pytanie?
Przez media co chwilę przetacza się dyskusja czy Brzęczek powinien zostać, czy odejść, czy jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu. Czy awans do Euro to wystarczająca przepustka do dalszej pracy. W krytyce i to totalnej selekcjonera bryluje Pana kolega z kadry Jan Tomaszewski.
Janek to Janek. Lubię go, szanuję, ale niekoniecznie zgadzam się z tym co mówi. Zwłaszcza w tej sprawie. Każdego selekcjonera trzeba szanować i wspierać, tak jak całą drużynę. To jest nasza reprezentacja narodowa i wszyscy powinniśmy stać za nią murem.
Przejdź na Polsatsport.pl