Hokejowy „rzeźnik” z duszą artysty

Zimowe
Hokejowy „rzeźnik” z duszą artysty
fot. Cyfrasport
20-letni hokeista czeskiego zespołu HC Verva Litvinow, Paweł Zygmunt (z prawej).

- Urodziłem się w Krynicy, a tutaj od zawsze sportem numerem jeden był hokej na lodzie. Zresztą sport był obecny w mojej rodzinie od pokoleń, więc to zrozumiałe, że od najmłodszych lat byłem niejako „skazany” na obcowanie z nim. Zresztą mój tato jest czterokrotnym olimpijczykiem. Tego wyniku pewnie nie uda mi się poprawić, ale dołożę wszelkich starań, aby wystąpić z reprezentacją Polski podczas igrzysk w Pekinie - mówi 20-letni hokeista czeskiego zespołu HC Verva Litvinow, Paweł Zygmunt.

Napisać, że urodził się w rodzinie o tradycjach sportowych byłoby zwykłym uproszczeniem. - On talentu do sportu nie wyssał z mlekiem matki, tylko po prostu miał już to w genach. U nas wszystkich to rodzinne - śmieje się mama Katarzyna, międzynarodowy arbiter hokejowy. Uprawnieni sędziowskie zdobyła w 1999 roku, a rok później z powodzeniem sędziowała już mecze na poziomie międzynarodowym. Cały czas jest aktywnym arbitrem, a do tych uprawnień dołożyła najpierw kurs instruktora, a następnie od lutego tego roku trenera klasy C. - Niech to będzie inspiracją dla innych osób, że nie wolno się poddawać, nie ma w życiu rzeczy niemożliwych i po to są marzenia, aby je realizować pomimo napotykanych trudności. Moje życiowe motto brzmi „ogień topi wosk, ale hartuje stal” - mówi Pani Katarzyna. Pochodzący z Iwonicza Zdroju na Podkarpaciu dziadkowie ze strony ojca uprawiali narciarstwo, a Tadeusz był nawet w szerokiej kadrze olimpijskiej w dwuboju klasycznym przygotowującej się do Igrzysk Olimpijskich w Grenoble w 1968 roku.

 

Z kolei rodzina ze strony mamy zdominowana była przez hokej na lodzie z racji tego, że jej ojciec Ryszard oraz jego bracia Andrzej i Marek z powodzeniem występowali w rodzinnym KTH Krynica oraz w innych klubach, nie tylko w Polsce. Zresztą Ryszard Bialik po zakończeniu kariery był między innymi trenerem Cracovii, w której nie tak dawno, bo w latach 2017 - 2019 występował Paweł Zygmunt junior. Niektórzy żartowali, że gdy wchodził do szatani „Pasów”, to duch dziadka unosił się tuż za nim. - Od zawsze dziadek był moim trenerem. Poza tym tutaj u nas w Krynicy też wszyscy go doskonale znają - mówi 20-letni napastnik. - Zresztą każdy kto z nim grał to powtarzał, że dziadka „backhandzik” był jedyny w swoim rodzaju. Był takim „dieslem” - rozpędzał się powoli, ale gdy miał już swoją prędkość, to był „gaz” i ciężko było go zatrzymać. Do dzisiaj mamy ze sobą świetny kontakt - podkreśla Paweł Zygmunt junior.

 

Zdecydowanie najbardziej znanym i utytułowanym sportowcem jest jego ojciec. Łyżwiarz szybki Paweł Zygmunt senior startował aż na czterech Igrzyskach Olimpijskich - kolejno w Lillehammer, Nagano, Salt Lake City i Turynie. Popularny „Rekin” w swoim dorobku ma brązowy medal Mistrzostw Świata na 10000 metrów oraz srebrny (10000 metrów) i brązowy medal (5000 metrów) Mistrzostw Europy. Do tego czterdzieści tytułów mistrza Polski oraz rekordy kraju na różnych dystansach.

 

Senior „Rekinem”, a junior „Zigim"...

 

- Od małego nazywano mnie „Zigim” i tak już zostało zarówno dla rodziny jak i znajomych - śmieje się Paweł Zygmunt junior. - A „Rekin” to pseudonim zarezerwowany tylko i wyłącznie dla mojego taty. Poza tym podejrzewam, że w środowisku hokejowym mało kto wie, że on miał właśnie taką ksywkę - dodaje.

 

Zresztą ojciec był nie tylko czterokrotnym olimpijczykiem, ale również wszechstronnym sportowcem, co w latach współczesnych nie zdarza się zbyt często. Paweł Zygmunt senior poza łyżwiarstwem szybkim trenował również kombinację norweską, skoki narciarskie, bieganie, kolarstwo górskie i piłkę nożną. Kilka lat temu do jego bogatego sportowego CV doszedł także... hokej na lodzie. - Mój mąż po zakończeniu kariery panczenisty grał amatorsko w hokeja w Krynicy. Gdy drużyna walczyła o awans na zaplecze Ekstraklasy to namówiłam go, aby się „przebranżowił” i zrobił hokejową licencję. Już jako zawodnik „pełną gębą” ten awans wywalczył. Kilka lat temu to on mnie namówił na licencję sędzi hokejowej, to teraz niedawno ja go namówiłam, aby został hokeistą - śmieje się Pani Kasia.

 

Pierwsze samodzielne kroki mały „Zigi” zrobił na trasie biathlonowej w niemieckim Ruhdpolding. - Paweł był wtedy w Inzell na jakimś zgrupowaniu i przyjechaliśmy go odwiedzić. Wzięłam „Zigiego” pod pachę i poszliśmy na trasę. I tam się odważył zrobić pierwsze kroki, choć nie miał jeszcze skończonego roku - wspomina mama. Hokejowe łyżwy pierwszy raz założył rok później, gdy pełna entuzjazmu mama zabrała go w Krynicy na ślizgawkę. - To ja jeszcze dopowiem, że jak miał trzy lata i cztery miesiące to już potrafił zjechać na nartach pięć razy z Kasprowego w kotle Gąsienicowym - z dumą podkreśla ojciec.

 

Zamiast panczen, łyżwy hokejowe...

 

W Krynicy nie było toru łyżwiarskiego, więc nie miał możliwości, aby pójść w ślady ojca. Było jednak lodowisko i kwestią czasu pozostawało kiedy rozpocznie treningi hokejowe. - Jako dziecko bajek specjalnie nie lubił oglądać. Interesował go sport, a co ciekawe jego jedną z ulubionych dyscyplin „telewizyjnych” był wrestling - mówi Pani Katarzyna.

 

Paweł junior od najmłodszych lat był bardzo sumienny i odpowiedzialny. Gdy miał dziesięć lat i zaczęły pojawiać się pierwsze wyjazdy na mecze, to zawsze wstawał pół godziny wcześniej, mył się i robił sobie śniadanie. Ta samodyscyplina została mu do dzisiaj.

 

Pierwszą prawdziwą szkołę życia przeszedł w wieku piętnastu lat, gdy został zawodnikiem niemieckiego klubu ES Weisswasser. W Niemczech był razem ze swoim rówieśnikiem, Piotrem Ciechanowskim. - W tygodniu codziennie wstawał o 5:30, o 6:00 miał śniadanie, a dwadzieścia minut później obaj jechali autobusem dziesięć kilometrów na lekcje do polskiej szkoły w Łęknicy. Po szkole powrót autobusem do Weisswasser i o osiemnastej mieli trening. I tak codziennie od poniedziałku do piątku. W soboty i niedziele mieli zazwyczaj mecze i to w oddalonej o ponad tysiąc kilometrów Kolonii czy w Krefeldzie. Nie miał łatwego życia - wylicza jego ojciec.

 

- Pamiętam jak przejechaliśmy 700 kilometrów, aby go tam odwiedzić, w momencie gdy nas zobaczył, to widziałam radość w jego oczach - mówi mama i po chwili dodaje. - Nie chodziłam na jego mecze. Nie chciałam i nie pokazywałam tego po sobie, że przeżywam. Oczywiście byłam na kilku jego spotkaniach, gdy grał w podstawówce, ale czułam, że chce być samodzielny.

 

Po roku gry i treningów w Niemczech i łączenia z nauką w Polsce po rozmowie z rodzicami zdecydował się wrócić do kraju. Trafił do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Sosnowcu, gdzie miał doskonałe warunki do trenowania i uczenia się. W Krynicy nie było w tamtym okresie zespołu juniorów, więc „Zigi” na zasadzie wypożyczenia reprezentował Polonię Bytom na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży, z którą to zdobył dwukrotnie brązowe medale. Na drugim z tych turniejów Paweł Zygmunt tworzył niezwykle bramkostrzelny atak z Szymonem Mularczykiem i Patrykiem Jóźwikiem, a jemu przypadła nagroda MVP, przyznawana najlepszemu zawodnikowi całego turnieju.

 

Niedaleko pada jabłko od jabłoni!

 

Stamtąd trafił do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Sosnowcu. „Pierwszy” SMS grał wówczas w Polskiej Hokej Lidze i dla niego była to znakomita szansa wypromowania się. - Wspólnie z mężem chcieliśmy, aby „szedł” polskim systemem szkolenia. Do tego postanowiliśmy, że najważniejszym egzaminem w życiu naszych dzieci jest matura. Egzamin dojrzałości otwiera bardzo duże horyzonty, więc nauki pilnowaliśmy i pilnujemy. To co każde nasze dziecko zrobi po maturze, to ich sprawa, bo wtedy będą ludźmi dorosłymi i sami będą decydować o swojej przyszłości - podkreśla mama trójki synów.

 

20- letni Paweł ma także dwóch młodszych braci: 13-letniego Franka i 10-letniego Alberta. Obaj - a jakże - również połknęli hokejowego bakcyla. - Każdy z nas jest inny - charakteryzuje swoje rodzeństwo „Zigi”. - Franek ma duszę artysty. Też trenuje hokej, bo jak każdy sport nas rozwija i uczy, nawet gdy się go nie będzie uprawiało zawodowo. Ale to pomaga w życiu. Z kolei Albert bardzo dobrze gra w piłkę i widać, ze ma do tego smykałkę. Trenuje również trenuje hokej żeby nauczył się takiej sportowej twardości i ukształtował swój charakter. Talentu do sportu obu moim braciom na pewno nie brakuje - podkreśla.

 

„Zigi” maturę zdawał już w Krakowie jako zawodnik Cracovii do której przeniósł się w trakcie nauki w szkole średniej z SMS-u Sosnowiec. - Z matmy był dobry. Bardziej pilnować go musiałam z języka polskiego, choć paradoksalnie egzamin dojrzałości lepiej zdał z „polaka” - stwierdza Pani Katarzyna. - Oprócz rodziców bardzo dużą rolę w zdaniu przeze mnie matury odegrała również pani magister Ania Wajman, której pomoc była dla mnie bardzo ważna i za to jej chciałbym jeszcze raz podziękować - podkreśla. Paweł Zygmunt egzamin dojrzałości zdawał w Zespole Szkół Ogólnokształcących im. Mikołaja Kopernika w Krakowie. Tę samą szkołę szkołę kończyły również Otylia Jędrzejczak i Agnieszka Radwańska.

 

W drugim sezonie gry w Cracovii, już po zdaniu matury dostał się na AGH, ale po kilku zajęciach musiał zrezygnować. - Nie dał rady połączyć profesjonalnej gry w hokeja ze studiowaniem - tłumaczy mama.


Okazuje się, że „Zigi” definitywnie nie zrezygnował z pomysłu zdobycia wyższego wykształcenia. - Mam w głowie taką myśl, żeby pójść na studia. Na razie jeszcze nie wiem na jakie, ale taki mam plan. Szkołę średnią skończyłem, maturę zdałem, więc wszystko przede mną. Chcę mieć wyższe wykształcenie - przekonuje 20-latek.

 

To nie jest czeski film!

 

Może to być zadanie trudne do zrealizowania, gdyż przed rozpoczęciem zeszłego sezonu został zawodnikiem czeskiego ekstraligowca - HC Verva Litvinov. W premierowym sezonie wystąpił w dwudziestu meczach, w których strzelił jednego gola i zaliczył trzy asysty, a jego klub zapewnił sobie utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej w Czechach. To był taki okres na aklimatyzację i przyzwyczajenie się do nowych realiów. Tak naprawdę to drugi sezon będzie kluczowy. Zobaczymy, jak to się rozwinie. Mam nadzieję, że dostanę więcej szans, żeby pokazać, że potrafię grać w hokeja - mówił cztery miesiące temu w rozmowie z Polsatsport.pl.

 

Dobra gra Zygmunta w Czechach zaowocowała powołaniem na turniej prekwalifikacyjny do Igrzysk Olimpijskich w Kazachstanie. Polacy w Nur-Sułtanie wygrali wszystkie trzy mecze, w tym ten decydujący z Kazachstanem 3:2 i awansowali do decydującej rozgrywki. - Niestety, w pierwszym meczu z Holandią zagrałem jakieś piętnaście minut. Dostałem niefortunnie krążkiem w rękę. Lekarz kadry już w szatni musiał mi szyć tego palca, a później na rentgenie okazało się, że „paliczek” był zmiażdżony i złamany w pięciu miejscach i po powrocie do Polski potrzebna była operacja. Ze względu na ten uraz musiałem już pauzować w końcówce sezonu - wspomina 20-letni napastnik.

 

Prywatnie „Zigi” jest osobą skromną i raczej unika rozgłosu. - Oboje z mężem jesteśmy ludźmi otwartymi i wygadanymi, więc siłą rzeczy „Zigi” też nie należy do osób małomównych - mówi Pani Kasia. Pamiętam jak raz przeżyliśmy z mężem ogromny szok, gdy „Zigi” był w czwartej lub piątej klasie szkoły podstawowej. W „Pijalni Głównej” w Krynicy był konkurs piosenki dla uczniów. I nasz „Zigi” sam się do niego zgłosił i zaśpiewał utwór „Jingle balls”. Nie wim czy wiedział, że razem z Pawłem będziemy na widowni, ale wtedy oboje przeżyliśmy szok. - Normalnie zbieraliśmy nasze „szczeny” z podłogi. Dla nas wtedy to był ogromny szok - uśmiecha się tata.

 

Napastnik Litvinowa do końca nie wie do kogo wdał się bardziej - do mamy czy do taty. - Chyba pół na pół. Z rodzicami mam naprawdę bardzo dobry kontakt - zapewnia.

 

- Jest już dorosły, więc nie lubi ze mną jakoś dużo rozmawiać. Zresztą ma teraz dziewczynę, zatem ktoś inny jest jego oczkiem w głowie - śmieje się mama i podkreśla, że zawsze może liczyć na pomoc i wsparcie ze strony rodziców zarówno w tych lepszych jak i gorszych momentach.

 

Złoty gol na wagę finału i srebra...

 

Do tych lepszych na pewno będzie zaliczać się bramka zdobyta w dogrywce szóstego meczu półfinałowego z GKS-em Katowice. Dał on Cracovii wówczas awans do finału rywalizacji play - off. - Trener Rudolf Rohaczek bardzo często wypuszczał Pawła na przewagi i na osłabienia. To była druga dogrywka, bodajże już 91. minuta i Cracovia grała w osłabieniu. Maciej Kruczek wybijał krążek na dozwolone uwolnienie i mu „skiejzło” na tyle szczęśliwie, że „Zigi” wraz z Mateuszem Bepierszczem wyprowadzili kontrę po której Paweł strzelił złotego gola, dającego im awans do wielkiego finału - z dumą relacjonuje tę sytuację Paweł senior. Cracovia w finale przegrała z GKS-em Tychy, ale srebrny medal Mistrzostw Polski w kategorii seniorów jest do dzisiaj dla „Zibiego” sporym sukcesem. Zresztą po tym sezonie Paweł junior trafił do ligi czeskiej.

 

Niestety, w trakcie jego hokejowej przygody były też i mniej przyjemne momenty. - Najbardziej bolał nas „hejt”, który wylewał się na Pawła i na naszą rodzinę - mówi ze smutkiem mama. - Anonimowi złośliwcy sugerowali, że niby wszystko miał załatwione dzięki układom i znajomościom. To nas bolało, piekielnie bolało. A najbardziej obrywał w tym wszystkim „Zigi” - podkreśla. Podobnego zdania jest jego ojciec, który przekonuje, że to był trudny czas dla nich wszystkich. - Tłumaczyliśmy mu wtedy, aby się nie załamywał, tylko zaciskał zęby i dalej robił swoje. Mówiliśmy, żeby zachował spokój, a z czasem sam się uwiarygodni i to minie. Dosłownie żadnych „środkowych” palców z jego strony. Mieliśmy rację - zapewnia.

 

Ze względu na pandemię koronawirusa zaplanowany na końcówkę sierpnia w Bratysławie turniej kwalifikacyjny do Igrzysk Olimpijskich został przełożony na przyszły rok. Polacy zagrają w nim z Austrią, Białorusią i Słowacją. Awans zapewni sobie tylko zwycięzca. Po 28 latach przerwy Polacy będą mieli szansę, aby ponownie wystąpić na igrzyskach olimpijskich. - Ja mam takie nastawienie, że jak jestem na lodzie, to chcę dać z siebie sto procent. Dla mnie liczy się tylko wygrana. Każdy mecz da się wygrać, tylko po prostu musi być ten „team spirit”. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. To było właśnie widać w Kazachstanie, jak tam walczyliśmy i z jaką determinacją graliśmy. To była prawdziwa drużyna - przekonuje reprezentant Polski.

 

Kolejny cel - awans do Pekinu!

 

Młody napastnik nie ma swojego ulubionego hokeisty.- Podglądam wielu zawodników i obserwuję ich zagrania, strzały czy sposób w jaki operują krążkiem - wylicza. - Owszem są zawodnicy, którzy grają niesamowicie, jak choćby Jaromir Jagr przeciwko któremu miałem okazje zagrać tutaj w Czechach. Nigdy nie spotkałem się z taką umiejętnością zastawiania krążka. Przy tym umiejętnie potrafił wykorzystywać swoją siłę i wzrost. Grałem również przeciwko Milanowi Gulašowi z HC Pilzno, który był najlepiej punktującym zawodnikiem czeskiej Ekstraligi. Ten jego instynkt strzelecki zrobił na mnie kolosalne wrażenie. U nas w Litvinowie takimi zawodnikami są bez wątpienia Viktor Hübl i František Lukeš. Obaj grają tak jakby mieli złote kije - dodaje z uśmiechem.

 

Obecnie „Zigi” przygotowuje się do nowego sezonu w swoim klubem. Czesi, w związku pandemią koronawirusa, stworzyli specjalne rozgrywki, w miejsce zwykłych meczów sparingowych. Generali Ceska Cup, bo tak nazywa się ten puchar występują głównie kluby ekstraligowe. Dorobek Pawła Zygmunta w barwach Litvinowa to pięć meczów, w których zdobył trzy bramki. To znakomity prognostyk przed nowym sezonem ligowym, który wystartuje już w przyszłym tygodniu.

 

Najlepszą puentą tego reportażu niech będzie krótka charakterystyka „Zigiego” widziana oczami jego ojca: - Paweł po dziadku Ryśku odziedziczył technikę, szybkość po wujku Marku, a artyzm po wujku Andrzeju, który też grał w hokeja, a teraz jest rzeźbiarzem. Po Kasi jest piekielnie inteligentny, a po mnie jest „rzeźnikiem”. Posiada narzędzie w swoich rękach, jest bezwzględny i wie co robi!

Grzegorz Michalewski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie