Cezary Kowalski: Lech ma potencjał, aby w tym sezonie coś znaczącego wygrać

Piłka nożna
Cezary Kowalski: Lech ma potencjał, aby w tym sezonie coś znaczącego wygrać
fot. PAP
Hammarby IF - Lech Poznań 0:3.

Trudno wyrokować na jak długo, ale Lech Poznań po zwycięstwie nad Hammarby w Sztokholmie, stał się żywym dowodem na to, że polski zespół na arenie międzynarodowej nie jest skazany na wstydliwą porażkę z kimkolwiek by nie grał. Że dysponując przeciętnym nawet w średniej skali europejskiej budżetem, można sklecić przyzwoitą drużynę opartą na solidnych obcokrajowcach i młodych polskich graczach, którzy zaprezentują się godnie.

Polski futbol w klubowym wydaniu upadł tak nisko, że właśnie ta godna rywalizacja jest już szczytem marzeń. Nie żadne nie wiadomo jak spektakularne zwycięstwa, ale po prostu jakiś nawet wyszarpany awans. Niekoniecznie z europejskimi krezusami, ale choćby z Łotyszami czy Szwedami.

 

O wcześniejszych meczach polskich drużyn ze szwedzkimi ekipami nawet nie warto wspominać. Bo z reguły dostawaliśmy od Skandynawów tęgi łomot. Tak, jak nawet w tej edycji Cracovia od Malmoe, tracąc gola i przegrywając mentalnie mecz już po kilku minutach. Pamiętne zwycięstwo Legii nad IFK Goeteborg dające pierwszy w historii awans do Ligi Mistrzów, trąci już myszką (minęło 25 lat). Tym bardziej, mając taki background, miło było widzieć Lecha, który pojechał do Szwecji jak po swoje.

Zobacz także: Hammarby IF - Lech Poznań 0:3. Skrót meczu (WIDEO)

Owszem, w pierwszej połowie momentami szło topornie, na sztucznej nawierzchni piłkarze Dariusza Żurawia nie byli sobą i mogli stracić dwa gole (świetnie bronił Filip Bednarek), ale jednak grali normalnie w piłkę, atakowali, strzelali, stwarzali dobre sytuacje. Wreszcie zmusili rywala do błędu, strzelili gola, a gdy ten na własne życzenie się osłabił (czerwona kartka kapitana Andersena), po prostu go dobili. Zniszczyli sportowo pod każdym względem. Piękne bramki na 2:0 Jakuba Kamińskiego i na 3:0 Filipa Marchwińskiego były miodem na skołatane przez tyle lat serce polskiego kibica. Oto dwóch polskich osiemnastolatków (roczniki 2002) na arenie międzynarodowej, na wyjeździe rzucają rywala na kolana. Z przytupem, bez ceregieli. Tak jak trzeba było w nadarzającej się okazji.

 

Jasne, że to dopiero druga runda, aby awansować, do fazy grupowej trzeba pokonać jeszcze dwie przeszkody, ale na dziś trudno było oczekiwać czegokolwiek więcej. Widać, że mimo osłabień (odeszli Robert Gumny i Kamil Jóźwiak, a wcześniej Gytkjear), transfery przeprowadzono w Lechu bardzo sensowne. Mikael Ishak to piłkarz w normalnych warunkach klasy nieosiągalnej dla polskich klubów, ale akurat znalazł się na zakręcie, w lekkim dołku i Lech skorzystał z z okazji. Jan Sykora, który grywał już w reprezentacji Czech kosztował aż milion euro i wyraźnie też jest to dobra inwestycja. Najlepszy prawy obrońca w lidze Alan Czerwiński z miejsca stał się wartością dodaną. Bednarek w bramce, mimo wpadki w lidze z Zagłębiem, też jest dużo lepszy niż broniący wcześniej Van der Hart. Do tego samych siebie przechodzą młodzi Tymoteusz Puchacz (już powinien trafić do kadry Jerzego Brzęczka), Jakub Kamiński, czy w roli rezerwowych Marchwiński i Michał Skóraś. Jakub Moder po debiucie w kadrze seniorów nieco się zdrzemnął, ale zapewne za chwilę wróci do normalnej dyspozycji.

 

Pochwalić też wypada obcokrajowców, bo nie są to zapchajdziury, jak często bywa w naszej Ekstraklasie, ale gracze dobrej klasy. O Ishaku wspominałem. Pedro Tiba i Dani Ramirez kreują grę, napędzają środek pola, dobrze współpracują i biorą na siebie ciężar liderów. Środkowi obrońcy Serb Dorde Crnomarkovic i zwłaszcza Słowak Lubomir Satka są dużo więcej niż przeciętni.

 

Jednym zdaniem: Lech ma potencjał, aby jeszcze coś znaczącego w tym sezonie wygrać. A już na pewno pokonać kolejnego rywala w trzeciej rundzie eliminacji.

Cezary Kowalski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie