Bożydar Iwanow: "Czyste kapcie" Michniewicza
Ktoś kiedyś trafnie napisał, że prezes zwalniający po dość krótkim czasie swojego trenera sam automatycznie powinien podać się do dymisji. Bo przecież okazuje się, że dokonał niewłaściwego wyboru, że wyszła na wierzch jego niekompetencja.
Dariusz Mioduski tego nie zrobi bo jednocześnie jest właścicielem klubu. Ale skoro popełnił błąd dając pracę Jackowi Magierze później tak szybko się w nim „odkochując”, nie trafił w wyborem Romeo Jozaka czy Ricardo Sa Pinto, to czy teraz też mylił się najpierw witając, a teraz żegnając Aleksandara Vukovića?
Legia Warszawa to największy polski klub, a często zachowujący się tak, jakby była to podrzędna niewłaściwie zarządzana firma, w której nie ma spójności i jasnej idei w wyznaczaniu kierunku działania. Błędne ruchy w zakresie doboru trenerów czy zawodników ciągną się za nią już od dawna. Mioduski działa czasem niemal jak Józef Wojciechowski. Jedno, czy dwa potknięcia i bum! Przecież gdyby w sobotę Górnik Zabrze nie wygrał przy Łazienkowskiej, Legię do meczu z Dritą przygotowywałby sztab Vukovića. Po porażce z Omonią, Jagiellonią i ekipą z Górnego Śląska pogląd na pracę i warsztat „Aco” uległ drastycznej zmianie. Pytanie, dlaczego kilka miesięcy wcześniej ten sam szkoleniowiec otrzymał do podpisania nowy dwuletni kontrakt?
Zobacz także: Kowalski: Czy Czesław Michniewicz w roli trenera Legii to dobry wybór?
Czesław Michniewicz wchodzi na Łazienkowską niby w trudnej sytuacji, ale jednak jak to się ładnie mówi – „ma czyste kapcie”. I będzie je miał. Dritę Legia powinna przejść nawet bez trenera na ławce, potem do stolicy przyjeżdża osłabiony jak nigdy dotąd kadrowo Śląsk Wrocław, więc dwa z rzędu zwycięstwa od razu stworzą wobec polskiego „Mourinho” aurę uzdrowiciela. Jeżeli w Warszawie polegnie i Karabach wszyscy uznają, że ruch właściciela był najwłaściwszym z możliwych. Nie zakładając nawet, że w tak krótkim czasie trener nie jest w stanie zrobić nic szczególnego. Legia miałaby takie same szanse na awans z „Vuko” w roli trenera. Potem można by jakieś konkretne wnioski wyciągać. W ubiegłym roku najlepsze mecze w walce o Ligę Europy Legia zagrała dopiero na ostatniej prostej z Rangersami. Porównajmy jej start w eliminacjach na Gibraltarze i spotkania z „The Gers” i będziemy mieć dokładny obraz tego, jak może wyglądać to także i teraz. A jeśli się nie powiedzie, nie będzie to wina Michniewicza. Przecież nie on przygotowywał ten zespół i nie decydował o ściąganych tego lata piłkarzach.
Lubię, jak pewne sprawy doprowadzane są od początku do końca. Ważna jest jakaś konsekwencja i wtedy czyjaś praca może podlegać rzetelnej ocenie. W Legii wszystko przerywane jest w trakcie jakiegoś procesu. I oby nie spotkało to też za kilkanaście miesięcy Michniewicza.
Przejdź na Polsatsport.pl