Liga Mistrzów pod specjalnym nadzorem
UEFA przygotowała się do nowego sezonu tak, by pandemia w żaden sposób nie pokrzyżowała planów rozgrywek. Rygory są wyśrubowane do granic, właściwie nie ma szans, by jakiś mecz się nie odbył. Nawet jeśli wkroczą do akcji władze państwowe, będą walkowery, a nie przekładane spotkania. Oby nie, ale może dojść do sytuacji, w której liczba zgonów w danym kraju będzie horrendalnie wysoka, a obok na stadionie trwać będzie widowisko piłkarskie.
Opublikowane w poniedziałek nowe zasady przeprowadzania rozgrywek pucharowych w Europie zaskoczyły wielu swoją kategorycznością. System jest niezwykle wymagający wobec wszystkich uczestników pucharowych widowisk. Poprzedni sezon trzeba było kończyć turniejami finałowymi okrajając rywalizację tylko do jednego meczu. Choć emocji było co niemiara, a rywalizacja w Lizbonie (Liga Mistrzów) i Niemczech (Liga Europy) przyniosła kilka niespodziewanych rozstrzygnięć, władze UEFA nie chcą ryzykować kolejnej rewolucji robionej naprędce i dodatkowych kosztów. A na takie europejska federacja naraziła się choćby przy rozliczeniach z telewizyjnymi nadawcami, którym trzeba było zwrócić 566 mln euro za mniej meczów niż przewiduje kontrakt.
To dlatego powstała wersja 2.0 protokołu COVID-19, według której miejsca rozgrywania meczów staną się tzw. bańką zdrowia. I tak drużyna gości zobowiązana jest do wykonania testów wszystkim członkom drużyny ze sztabami włącznie dwukrotnie – przed wylotem i po przybyciu na miejscu, jeśli wymagają tego władze kraju, w którym odbywa się mecz. Gospodarze również muszą wykonać testy przed rozpoczęciem rywalizacji. Transport nie może odbywać się środkami ogólnodostępnymi. Hotele, w których przebywać będą drużyny, muszą zostać wynajęte bez możliwości wejścia gości z zewnątrz. Ewentualnie należy w nich wydzielić specjalne strefy, w których przebywać będą tylko członkowie klubu i okrojony do minimum personel hotelowy, oczywiście przebadany na obecność koronawirusa.
ZOBACZ TAKŻE: Polscy piłkarze w fazie grupowej Ligi Mistrzów 2020/21
Stadiony, tak jak to miało miejsce dotychczas, zostaną podzielone na strefy, ograniczona do minimum liczba uprawnionych będzie mogła mieć kontakt z piłkarzami. Kluby zostały również zobligowane, by każdy, kto po przybyciu na miejsce wydarzenia będzie miał objawy świadczące o koronawirusie, powinien zostać poddany natychmiastowej kwarantannie przy współpracy z lokalnymi władzami. Mecze, tak jak przewidywał poprzedni protokół, nie zostaną odwołane, jeśli dostępnych będzie przynajmniej 13 piłkarzy z tzw. listy A (25 graczy), w tym co najmniej jeden bramkarz. Jeżeli u któregoś z członków zespołu sędziowskiego wynik na koronawirusa będzie pozytywny, UEFA może wyznaczyć arbitra zastępczego, nawet z tego samego kraju co gospodarz.
Może jednak zdarzyć się, że w którymś z krajów epidemia przybierze na sile do tego stopnia, że władze zakażą rozgrywania spotkania. Wówczas to obowiązkiem gospodarza meczu będzie wskazanie alternatywnego miejsca, nawet poza granicami kraju. Wtedy organizator meczu poniesie koszty organizacji spotkania i transportu. Teraz najważniejsze: jeżeli gospodarz nie będzie w stanie zagwarantować stadionu zastępczego, ponosi on za to odpowiedzialność i będzie ukarany walkowerem 0:3.
Wygląda więc na to, że choćby się waliło i paliło rozgrywki pucharowe będą przebiegać w wyznaczonych terminach. Nie ma zresztą możliwości przekładania spotkań, bo kalendarz pucharowy przeplata się z reprezentacyjnym. A ten wypchany jest do granic możliwości. Od wtorku 20 października do połowy grudnia piłkarze występujący w reprezentacjach swojego kraju oraz pucharach nie będą mieli chwili wolnego.
Komentarze dotyczące nowych zapisów są mocno ambiwalentne. Pieniądze w sporcie są ważne, ale tu wyraźnie nie ma pozostawionego marginesu. Sceptycy uważają, że może dojść do sytuacji, w której liczba zgonów w danym kraju będzie horrendalnie wysoka, a obok na stadionie trwać będzie widowisko piłkarskie. Oby nigdy do tego nie doszło.
Przejdź na Polsatsport.pl